„Wilk z Wall Street” – recenzja

13 stycznia 2014, dodał: Milena999
Artykuł zewnętrzny

„Wilk z Wall Street”, w reżyserii Martina Scorsese, to prawdziwa petarda i pozycja obowiązkowa nie tylko dla fanów Leonardo DiCaprio. Jordan Belford, tytułowy bohater, zrobił zawrotną karierę w latach 80.,  dzięki pomysłowości i nie do końca uczciwym operacjom na giełdzie. Pojawił się na Wall Street jako młody człowiek z marzeniami, a tam dostał przyspieszoną lekcję życia, która przeistoczyła go w bezwzględnego rekina biznesu. Wkrótce stał się milionerem, symbolem sukcesu, do którego w kolejce ustawiali się zarówno oczarowani klienci, jak i piękne kobiety. Ze zmianą statusu majątkowego wiązała się też zmiana przyzwyczajeń – sposobem na przetrwanie stały się dla Belforda narkotyki, alkohol, seks i imprezy.
Pokazy-przedpremierowe-filmu-Wilk-z-Wall-Street-w-Kinie-Atlantic

W filmie roi się od scen wulgarnych, nieprzyzwoitych, niesmacznych, ale całość nie oburza, bo ubrana jest w żartobliwą konwencję. Konwencję, która kryje w sobie wydźwięk tragizmu, Belford jest bowiem osobą zagubioną i ulegającą samozagładzie. Stacza się na naszych oczach na skutek mieszanek alkoholu, koksu i wybujałych ambicji. Rola DiCaprio niewątpliwie zachwyca. Prowadzi narrację w pierwszej osobie, przez co mamy wrażenie jakby zwracał się wprost do nas i był naszym przewodnikiem po swoim barwnym życiu. Potrafi być charyzmatyczny, przebojowy, a zaraz potem bezradny i żenujący. Nie mniej wyraziste kreacje tworzą  Jonattan Hill w roli specyficznego Donniego, a także Kyle Chandler jako depczący Belfordowi po piętach agent FBI.

muz6306333
Jest to fantastyczna produkcja pod względem zdjęciowym – oglądamy zapierające dech krajobrazy, wnętrza ociekające luksusem, szalone i bardzo realistyczne orgie. Całości dopełnia rockandrollowa muzyka.
„Wilk…” to bajka dla niegrzecznych dzieci, gdzie przesypują się tony koksu, paradują prostytutki, a Książę i Księżniczka pławią się w luksusie. To także opowieść o przesuwaniu swojej własnej granicy – widzimy bowiem metamorfozę Belforda: ze skromnego bankiera z jasnymi zasadami na degenerata wielbiącego przede wszystkim forsę. Scorsese nie uderza jednak w moralizatorski ton i nie serwuje nam historyjki, z której wynika, że bogactwo jest złe, a miłość najważniejsza. On stara się po prostu w klatkach filmowych tak porywającą i trójwymiarową postać, jaką był Jordan Belford. I wychodzi mu to znakomicie.

 






Możesz śledzić wszystkie odpowiedzi do tego wpisu poprzez kanał .

Dodaj komentarz