Uczta dla wron. Sieć spisków
George R. R. Martin
Tańczące marionetki…
Kamienne Serca…
Echo proroctwa…
Kamienne Serca…
Echo proroctwa…
Okrutna sieć splatająca wszystkich krzywoprzysięzców niczym marne muchy, łącząca nicią zdrady, krwi i wiarołomstwa obejmuje coraz nowych graczy. Podstęp rodzi intrygę, zabijanie przychodzi zbyt łatwo, za często, krew zamienia się w potok żałobnej posoki, stale zasilającego ziemię Siedmiu Królestw. Kamienne serce dumnej blondynki nie zna litości. Polityka zamienia się w chaotyczny taniec bezwolnych marionetek. Zgrzyt stali, szczęk oręża, trzask łamanych kości zagłusza natarczywe krakanie padlinożernych wron. Mistycyzm i religia wplatają się w kanwę wydarzeń dodając kolejną warstwę, nową perspektywę, która jeszcze bardziej rozszerza wielowariantowy i wielopoziomowy obraz przedstawionego świata. Wiara pozwala dumnie unosić głowę, walka przenosi się na grunt słowa, które potrafi ranić równie głęboko jak miecz wbity wprawną ręką poprzez żebra w samo serce. Wspomnienie niczym echo wzbija się poprzez mgły opowiadając o proroctwie. Trzy wszechpotężne smoki mają zmienić przyszłość…
Rozbudowanie pierwszego tomu części przynosi nieco więcej wyjaśnień, krystalizuje cienie wyłaniające się z mroków, szybko wydaje plony… Nie ma jednak mowy o dożynkach, większość motywów zostaje tylko otwarta, dojrzewa i wymaga naszej czytelniczej cierpliwości, aż gra dobiegnie końca. Kierunków jest jednak zbyt wiele, by już dzisiaj wydawać pochopne decyzje. Przez to każda kolejna odsłona jest genialnym zwiastunem, a Pieśń brzmi nadal, dźwięcząc w uszach coraz nowymi nutami dopisywanych zwrotek.
Rozbudowanie pierwszego tomu części przynosi nieco więcej wyjaśnień, krystalizuje cienie wyłaniające się z mroków, szybko wydaje plony… Nie ma jednak mowy o dożynkach, większość motywów zostaje tylko otwarta, dojrzewa i wymaga naszej czytelniczej cierpliwości, aż gra dobiegnie końca. Kierunków jest jednak zbyt wiele, by już dzisiaj wydawać pochopne decyzje. Przez to każda kolejna odsłona jest genialnym zwiastunem, a Pieśń brzmi nadal, dźwięcząc w uszach coraz nowymi nutami dopisywanych zwrotek.
Książka po raz kolejny odsłania nam fantastykę w najczystszej postaci, w obrazie utkanym z miliardów wątków splecionych w fabularną osnowę. Ciężkie pancerne zbroje, cudowna wszechobecna magia, pradawne majestatyczne smoki, tajemniczość i nieprzewidywalność to klimat, który George R.R. Martin dopracował do kunsztownej perfekcji. Arcymistrzostwo słowa, psychoanalizy i człowieczeństwa wypranego z wszelkiego uczucia, miłosierdzia i honoru. Portret ludzkiego bestialstwa w imię walki o Żelazne „kieremosło” nazywane Tronem.
Książki George’a R. R. Martina pochłania się zachłannie, jednak na pewno nie grozi nam niestrawność po przejedzeniu. Nawet nie dostaniemy czkawki, jest to bowiem majstersztyk wyobraźni, literackiego uniesienia i intrygi, która rozwijając się tak naprawdę zaplata tylko kolejne węzły. Znamienną cechą jest gra, która toczy się nieprzerwanie, a czytelnik w dalszym ciągu poszukując rozwiązania, zostaje obdarty ze złudzeń, że zdołał przechytrzyć autora i odgadnąć jego twórcze zamierzenia. Nie ma wcielonych demonów, nawet bestie mają swoje racje, a na przezroczystych kryształach pojawiają się rysy, pęknięcia i ciemne skazy. Nie ma idealizacji, czarno-białych konturów, realizm przybiera formy pośrednie ignorując kontrastowy dualizm, skupiając się na meandrach, zawirowaniach i szarościach prawdziwości życia i ludzkiego postępowania.
Upojona prozą spod znaku Westeros brnę coraz bardziej w intrygę, nie mogąc uwolnić się od zauroczenia i ciekawości. Każda kolejna pozycja cyklu jest dla mnie odkrywcza i porywająca. Doceniam zmiany nastroju, tempa, wciąż nowe perspektywy opowiadania, budowane oczami nowych postaci, rozbudowywanie i wygasanie wątków, które czasami boleśnie ranią nasze sympatie i zrywają misternie tworzone przez nas domyślne zakończenia. Ambicja i skłonność do manipulacji wciąż podsycają grę, w której każdy laufer może być równie ważny jak królowa. Sytuacje szachowe nigdy nie doczekały się wykończenia, za co wdzięczna jestem twórcy, który raz po raz pozwala mi się rozkoszować tym niezwykłym światem. Uwielbiam zapadać się w ten fantastyczny krajobraz wyobraźni, zapominając o kubku gorącej herbaty i szaro-burej codzienności.
Książki George’a R. R. Martina pochłania się zachłannie, jednak na pewno nie grozi nam niestrawność po przejedzeniu. Nawet nie dostaniemy czkawki, jest to bowiem majstersztyk wyobraźni, literackiego uniesienia i intrygi, która rozwijając się tak naprawdę zaplata tylko kolejne węzły. Znamienną cechą jest gra, która toczy się nieprzerwanie, a czytelnik w dalszym ciągu poszukując rozwiązania, zostaje obdarty ze złudzeń, że zdołał przechytrzyć autora i odgadnąć jego twórcze zamierzenia. Nie ma wcielonych demonów, nawet bestie mają swoje racje, a na przezroczystych kryształach pojawiają się rysy, pęknięcia i ciemne skazy. Nie ma idealizacji, czarno-białych konturów, realizm przybiera formy pośrednie ignorując kontrastowy dualizm, skupiając się na meandrach, zawirowaniach i szarościach prawdziwości życia i ludzkiego postępowania.
Upojona prozą spod znaku Westeros brnę coraz bardziej w intrygę, nie mogąc uwolnić się od zauroczenia i ciekawości. Każda kolejna pozycja cyklu jest dla mnie odkrywcza i porywająca. Doceniam zmiany nastroju, tempa, wciąż nowe perspektywy opowiadania, budowane oczami nowych postaci, rozbudowywanie i wygasanie wątków, które czasami boleśnie ranią nasze sympatie i zrywają misternie tworzone przez nas domyślne zakończenia. Ambicja i skłonność do manipulacji wciąż podsycają grę, w której każdy laufer może być równie ważny jak królowa. Sytuacje szachowe nigdy nie doczekały się wykończenia, za co wdzięczna jestem twórcy, który raz po raz pozwala mi się rozkoszować tym niezwykłym światem. Uwielbiam zapadać się w ten fantastyczny krajobraz wyobraźni, zapominając o kubku gorącej herbaty i szaro-burej codzienności.
Marta D.
Książkę poleca Wydawnictwo ZYSK i S-KA, do kupienia tutaj:
Nasze recenzje serii:
Redakcja