Vanessa Montalbano: Tokyo Crush

14 stycznia 2025, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny

Tokyo Crush to nie tylko zabawny, lekki, a miejscami zaskakujący reportaż o japońskim świecie randkowania. To także książka, która zmieni wasze spojrzenie na sztukę uwodzenia i zainspiruje was do miłosnych poszukiwań!

Na sztuce miłości podobno najlepiej znają się Francuzi, ale randkowanie do perfekcji opanowali… Japończycy. W czasie pobytu w Tokio młoda paryżanka Vanessa Montalbano postanawia zostać w nim mistrzynią. Zakłada konto na Tinderze, a relacje, które za jego pośrednictwem nawiązuje, okazują się prawdziwą skarbnicą wiedzy o Japończykach i ich kulturze.

W tym miłosnym labiryncie odwiedza love hotele i bary z tajemniczą klientelą. Odkrywa istnienie wszechobecnych lokali seks branży, wirtualnych chłopaków i świątyń, w których pielgrzymujący proszą o zgrabne nogi czy większe piersi. Dowiaduje się też, że przyszłego partnera można rozpoznać po tym, jak pakuje swój lunch do pracy.

Czemu Japończycy nie chcą umawiać się z „mięsożernymi kobietami”?

Jaki wpływ na związek może mieć grupa krwi?

Dlaczego na pierwszej randce nie można spacerować pod jednym parasolem?

Vanessa Montalbano. Francuska powieściopisarka i copywriterka. Swoje zainteresowanie subkulturami i tradycyjnymi strojami rozwijała poprzez liczne podróże. W 2016 roku, w wieku 28 lat, wyjechała na roczny program Working Holiday Program do Tokio, żeby nauczyć się japońskiego. Postanowiła tam zostać i zacząć nowe życie. W powieści „Tokyo crush” (2023), z humorem rozszyfrowuje kody uwodzenia w Japonii.

Fragment:

Walentynki to jedno z moich ulubionych świąt w Japonii. Tutaj to kobiety obdarowują mężczyzn czekoladkami. Kilka tygodni wcześniej supermarkety i sklepy „wszystko za 100 jenów” (czyli około 78 eurocentów) zapełniają się pudełkami w kształcie serc, ale już wieczorem trzynastego lutego półki na alejkach ze słodyczami świecą pustkami. Następnego dnia czekoladki przemawiają własnym językiem. Ukochanemu wręcza się czekoladki rzemieślnicze lub domowej roboty honmei choco. Przyjaciołom: tomo choco (tomo pochodzi od tomodachi, przyjaciel). Kolegom z pracy i wszystkim tym, którym czujemy się mniej lub bardziej zobowiązane, daje się giri choco, czyli w dosłownym tłumaczeniu „obowiązkowe czekoladki”, generalnie niedrogie. W ostatnich latach pojawiły się nawet reklamy zachęcające do zakupu jibun choco, czyli czekoladek dla siebie. W niektórych firmach zakazano tej tradycji, żeby uwolnić pracownice od obciążenia finansowego i psychicznego wynikającego z kulturowego przymusu.

Z komercyjnego potencjału walentynek próbują skorzystać także inne, nieco nieoczekiwane branże. W supermarkecie zaskoczył mnie plakat głoszący, że nie wszyscy mężczyźni lubią czekoladę i słodycze, poniżej zaś znajdowało się zdjęcie kamaboko, różowo-białego surimi – edycja specjalna, w kształcie serca. Kupiłam pudełko dla mojego najlepszego przyjaciela Gabriela, który mieszka w Japonii od ponad dziesięciu lat, choć trafił tu przez przypadek, gdy przyjął ofertę pracy nie do odrzucenia. Mierzy metr dziewięćdziesiąt pięć i ma zielone oczy, więc nigdy nie przechodzi niezauważony.

Zapakowałam surimi w małe ozdobne pudełko z czerwoną wstążką. Kiedy Gabriel  otworzył prezent, wybuchnął śmiechem: „Surimi jest zawsze trafionym prezentem!”.

Miesiąc później obchodzony jest Biały Dzień, święto stworzone przez cukierników i szansa dla mężczyzn na odwdzięczenie się. Prezent musi być biały i trzykrotnie przewyższać wartością walentynkowe czekoladki.

Przestrzega się tej zasady do tego stopnia, że pewnego razu Seina, która obdarowała wszystkich kolegów z pracy czekoladkami, wezwała mnie na ratunek, abym pomogła jej przejeść górę ciast i cukierków, otrzymanych w ramach podziękowań.

Miesiąc pomiędzy walentynkami a Białym Dniem musi się niemiłosiernie dłużyć, kiedy się czeka na odpowiedź. Podziwiałam odważne młode dziewczyny, które postanawiają wyznać miłość za pomocą pudełka czekoladek.

Japończycy często uważają się za nieśmiałych. Nie jestem jednak do końca przekonana, że to prawda. Moi nauczyciele, przyjaciele i znajomi z pracy ciagle powtarzali: „za dużo myślimy”. Dowodem jest język i jego zawiłe niuanse, a także skomplikowane reakcje na nieoczekiwane wydarzenia.

Drobiazgi mogą mieć kolosalne znaczenie. Określone zachowanie niesie ze sobą przesłanie, które jest jasne dla wszystkich. Staje się kodem społecznym. Jak na przykład obdarowywanie czekoladkami własnego wyrobu na walentynki albo dzielenie się parasolem. Na pierwszy rzut oka zupełnie niewinna czynność, lecz kwalifikuje się ją jako ai ai gasa. To trochę jak zrobienie kroku w stronę drugiej osoby. Wychodziłam z kina z Masą, kucharzem, który, jak się później dowiedziałam, pochodził z rodziny daimyo, pana feudalnego z regionu Fukuoka. To była nasza druga randka. Padało, a Masa nie miał parasola. Rozłożyłam swój, proponując, aby szedł obok mnie. Ten postawny, acz nieśmiały facet cofnął się zaskoczony: „Na pewno? To ai ai gasa!”. Istnieje też „pocałunek nie wprost”, którym jest picie z tej samej słomki, z jednej butelki lub dotykanie powierzchni, do której druga osoba przyłożyła usta…

Skończyło się na tym, że poddawałam testowi chłopaków, z którymi się umawiałam: „Chcesz spróbować mojego drinka?”. Byli tacy, którzy wyciągali słomkę ze szklanki i tacy, którzy zasysali się bez wahania.

Książkę poleca Wydawnictwo Znak Literanova






FORUM - bieżące dyskusje

Playlista na domówkę
Polecam na imprezy amerykański pop z lat 2000-2010.
Jak odrzucić spadek
Warto zorientować się, jakie jest saldo w dziedziczonym majątku i wtedy podjąć decyzję......
Pranie sukni ślubnej
Moja była punktowo czyszczona i wyglądała jak nowa- sprzedalam ją za 70% ceny jaką...
jaki piekarnik?
Ja polecam urządzenie do pieczenia pizzy - w nim mogę zrobić wszystko, co lubię ☺