Pamiętacie Karolcię i jej magiczny koralik? Chyba każdy zna tę opowieść. Już tutaj mieliśmy mały, niebieski paciorek, którego cechą niebanalną, charakterystyczną i oryginalną była magia. I stan ten właśnie powraca, tym razem w modzie, jednak w nowej odsłonie i w nowych wymiarach. Magiczny nie jest już, bowiem tylko jeden pojedynczy koralik, ale cała ich masa, aż można odnieść wrażenie, że im więcej tym lepiej, tym bardziej czarodziejsko.
Sezon zimowy wzorem przyrody ma być wszakże obwieszony wszelkiego rodzaju koralami. Ale czy widział ktoś kiedykolwiek, aby na jednym drzewie były jednocześnie korale w różnych kształtach, rozmiarach czy kolorach? Ja na pewno nie widziałam. Z tego wniosek, że wdzięczna kalina już za wzór urody i dziewczęcej krasy uchodzić nie może. Nastała, bowiem nowa epoka, era kobiet-choinek i korali niczym bombek tak wielopostaciowych, że nie sposób nie utonąć w ich różnorodności.
Projektanci postawili sobie, bowiem za cel gigantomanię i promują korale o tak olbrzymich rozmiarach, że zastanawiam się, jak (?) jedna cienka szyja, uchodząca za wzór łabędziej zgrabności ma to wszystko udźwignąć. Aby nie uprawiać pustej demagogii proponuję spojrzeć chociażby na propozycje D. Gabbana, N. Ricci, Albino, Lanvina, B. Veneta, A. Sui, Marni czy Armaniego. Jeśli jeszcze nie zakręciło się Wam w głowach, dodam, że nie jest to jedyna modna możliwość. Homeryczne trendy umożliwiają, bowiem tworzenie kompozycji i obwieszanie się całą zawartością szkatułek. Mogą być, więc melanże tworzone z najprzeróżniejszych korali, a także kolaże łańcuchów, wisiorów, nitek, splotów, naszyjników tudzież wszystkiego innego, co mamy pod ręką. Taką interpretację biżuterii zobaczyć możemy chociażby w kolekcjach Oscara de la Renta, Blumarine, F. Morello, Baby Phat, A. Sui, Marni i chyba mistrza sztuki gargantuizmu D. Gabbana, który na jednej szyi potrafi zawiesić około dwudziestu zegarków, muszli, monstrualnych kamieni, czy nawet skrzypce (chociaż te, jako jedyne bardzo się mi podobają).
Nie chcę tu oczywiście powiedzieć, że nie lubię korali. Wręcz przeciwnie, zarówno ja jak i moja szafa mamy do nich swoistą słabość. Jednakże nie wyobrażam sobie możliwości, zawieszenia na raz wszystkiego, co piętrzy się w moich drewnianych szkatułkach, wiklinowych wózeczkach i puzderkach, czy skrzyneczkach, kartonach i kasetkach upchniętych na górnej półce szafy. Mam zbyt mało lotną wyobraźnię? Możliwe. Nie będę jednak małpować stylu projektantów, którym widocznie tyka chmielowa wyprostowała kręgosłupy i umocniła kręgi szyjne. Zdecydowanie bardziej podoba mi się biżuteria, która zdobi, a nie przytłacza. Podobają mi się perełki jubilerskie lub rękodzieła tak oryginalne i subtelne, że już pojedynczy egzemplarz przyciąga wzrok swoim pięknem, delikatnością, a nawet wyrafinowaniem.
I chociaż nie istnieje potrzeba upychania w mojej szkatułce kolejnych błyskotek, naprzeciw modnych propozycji, czuję się dziwnie naga i przesunięta na margines. Mimo iż jak większość kobiet mam w sobie coś ze sroki, która lubuje się w błyskotkach, nie potrafię odnaleźć się w tym przepychu, feerii obfitości i luksusie mnogości.
Pozostając wierna swoim ideałom i gustom, modna być nie muszę. Na mojej szyi niech błyszczy jeden paciorek, który dla mnie jest magiczny właśnie w tym jednym, jedynym i pojedynczym egzemplarzu.
Dodała: Marta
Zobacz również:
- Pandora pamiętnik z koralików
- Biżuteria modułowa
- Biżuteria tworzona przez artystów
- Trendy w biżuterii: charms