moje włosy są jednym wielkim paradoksem.
z jednej strony są naprawdę grube objętościowo (siostra mi mierzyła miarką obwód kucyka i wyszło 12cm), tak że często przypominają hełm - bardzo ciężko się je moczy wodą, bo są wysoko porowate.
z drugiej jednak strony dużo mi ich wypada, a przecież muszę je myć codziennie i co wieczór zbieram włosy z podłogi garściami.
po części to na pewno wina pogody, tego, że na zewnątrz jest zimno, a po wejściu do pomieszczenia ciepło.
nie zaprzeczę, że nie zawsze odżywiam się też najlepiej, ale i tak teraz jest pod tym względem różnica w porównaniu z moim menu jeszcze kilka lat temu.
poza tym jakiś czas temu piłam i herbatki z rumianku i skrzypu, ale szału nie było.
chyba najlepiej działa olejek ajurwedyjski w formie sprayu - dopiero po nim zauważyłam, że zaczęły mi się pojawiać meszki włosów, a psikam w miejscach z największymi prześwitami.
na pewno muszę zacząć lepiej jeść i używać więcej odżywek, maseczek itd., bo ciągle mi się nie chce.
aha, i zmieniłam też sposób mycia włosów, bo poprzednio zdarzało się, że je pocierałam o siebie, przez co nie dość, że mi wypadały, to jeszcze wymywały się z koloru.