December 10” – zespół, o którym wkrótce będzie głośno. Młodzi, utalentowani i pełni pasji
dodał: Małgorzata Kopeć
Gdy pierwszy raz natrafiłam na trailer nowego serialu dokumentalnego Simon Cowell: The Next Act na Netflixie, byłam ciekawa, ale nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać.
Oglądałam już kilka programów o tworzeniu zespołów i talentach, ale coś mnie w nim zaciekawiło – może to fakt, że za projektem stoi Simon Cowell, twórca giganci popkultury, który umiał wypromować największe boybandy ostatnich dekad. I tak jak on sam zapowiadał, tak serial okazał się jednym z tych, które ogląda się jednym tchem – pełen emocji, pasji i momentów, które naprawdę wzruszają.
Już od pierwszych odcinków widać, że to nie jest kolejny program telewizyjny o talentach. To podróż przez setki przesłuchań, nadziei i marzeń młodych ludzi, którzy często od najmłodszych lat wiedzieli, że muzyka to ich świat. Spośród tysięcy uczestników Cowell wybrał siedmiu chłopaków w wieku od 16 do 19 lat, którzy mieli stworzyć nowy boyband – December 10.
Pierwsze wrażenia – świeżość i energia
Kiedy zobaczyłam ich pierwszy wspólny występ, momentalnie zrozumiałam, o co chodzi w tym projekcie. Siedmiu chłopaków – Cruz, Danny, Hendrik, John, Josh, Nicolas i Seán – różniących się doświadczeniem, osobowością i historią życia, nagle tworzy coś większego niż suma ich umiejętności. Już pierwszy akustyczny cover *NSYNC “Bye Bye Bye” brzmi świeżo, pełen harmonii i charyzmy (to oficjalny debiut zespołu opublikowany na YouTube tuż po premierze serialu).
To, co mnie uderzyło najbardziej, to ich naturalność – nie jest to odtwórcza kopia stylu poprzednich boybandów, ale coś, co łączy ich indywidualne talenty i tworzy nową jakość. Ich głosy mają moc, brzmienie jest czyste, a energia wręcz zaraźliwa. Słuchając ich, nie mogę się oprzeć myśli, że niektórzy z nich mogliby stać się wielkimi gwiazdami pop już teraz.
Ogląda się jednym tchem
Serial Netflixa jest świetnie skonstruowany – kamera śledzi nie tylko występy i próby, ale także momenty poza sceną: relacje między uczestnikami, ich obawy, radości, wątpliwości. Gdy obserwujemy, jak chłopcy podejmują kolejne wyzwania, z nowymi zadaniami i decyzjami od Simona Cowella, nie da się pozostać obojętnym.
To, co dla mnie najbardziej zapadło w pamięć, to ich prawdziwa pasja do muzyki. Niektórzy zaczynali śpiewać w chórach szkolnych, inni próbowali swoich sił na lokalnych występach, a jeszcze inni brali udział w programach talent show czy konkursach międzynarodowych, zanim trafili do programu. Na przykład niektórzy członkowie, jak Nicolas Alves, mieli już doświadczenie z The Voice Kids i nawet Junior Eurovision – to daje im dużą przewagę w radzeniu sobie ze stresem i sceną.
Wyświetl ten post na Instagramie
Kim jest Simon Cowell?
Nie mogę pisać o December 10 bez wspomnienia o Simonie Cowellu – człowieku, który stoi za tym projektem. To twórca i producent odpowiedzialny za powstanie wielu największych nazw popowych boybandów i talent show ostatnich lat. Cowell odkrył i wypromował grupy takie jak One Direction, Little Mix, Westlife czy Five – zespoły, które zdobyły miliony fanów na całym świecie. Jego metody bywają kontrowersyjne i bezkompromisowe, ale jego oko do talentów jest niemal legendarnym elementem showbiznesu.
W serialu widać, jak bardzo zależy mu na znalezieniu prawdziwego, nowego fenomenu muzycznego. To nie tylko kolejna produkcja – to próba stworzenia czegoś trwałego i unikalnego w świecie muzyki, która od dekad zmienia się pod wpływem nowych trendów i platform streamingowych.
Młodość, talent i ciemne refleksje
Podziwiając ogromny talent tych młodych ludzi, nie mogę się jednak oprzeć pewnym refleksjom. Ci chłopcy mają dopiero po kilkanaście lat, a nagle znajdują się na globalnej scenie, obserwowani przez tysiące widzów na całym świecie. To wspaniała szansa, ale też ciężar odpowiedzialności i presja oczekiwań, które potrafią przygnieść nawet dorosłych artystów.
Nie mogę też nie wspomnieć o tragedii, która dotknęła jednego z największych boybandów w historii – One Direction. Fani do dziś pamiętają, jak ogromnym ciosem było odejście i śmierć jednego z ich członków. Ta historia przypomina nam, że za każdym uśmiechem i świetnym występem kryją się prawdziwi ludzie – młodzi, wrażliwi, z własnymi troskami i oczekiwaniami. Choć December 10 to dopiero początek ich drogi, warto pamiętać, jak ważna jest opieka psychiczna i wsparcie dla młodych artystów, którzy wkraczają w świat showbiznesu tak szybko i intensywnie.
Nie tylko rozrywka – to lekcja empatii
Dla mnie Simon Cowell: The Next Act to nie tylko rozrywka. To przypomnienie, jak ważne są marzenia i odwaga, by je realizować. To także zobaczenie młodych ludzi, których pasja i determinacja przewyższają ich wiek. Każdy z członków December 10 oddaje w programie kawałek swojego serca, ukazując, że talent bywa połączeniem ciężkiej pracy, wiary i niewyczerpanej nadziei.
I choć pojawiają się już kontrowersje, jak porównania do BTS czy One Direction czy nawet dyskusje o nazwie zespołu, które wywołały zamieszanie online, to moim zdaniem świadczy to tylko o tym, jak bardzo publiczność jest głodna nowej muzyki i nowych twarzy w popie.
Podsumowanie – chłopcy z potencjałem i kropla kontrowersji
Choć kariera zespołu dopiero się zaczyna, już teraz nie obyło się bez kontrowersji. W sieci głośno zrobiło się o sporze o nazwę „December 10”, ponieważ – jak donoszą media – szwedzka grupa muzyczna o podobnej nazwie rozważa kroki prawne wobec nowego projektu Simona Cowella. Oficjalnych pozwów na razie nie ma, ale temat już wzbudził gorącą dyskusję wśród fanów. Jedni twierdzą, że to jedynie zbieg okoliczności, inni – że zespół powinien rozważyć zmianę nazwy, zanim stanie się globalną marką.
Sama mam nadzieję, że to tylko chwilowe zamieszanie, bo muzyka tych młodych ludzi broni się sama. Ich talent, świeżość i naturalny urok sprawiają, że nawet najwięksi sceptycy muszą przyznać – „December 10” ma w sobie ogromny potencjał.
Rok 2026 może być dla nich przełomowy – wtedy mają wreszcie pokazać pełnię swoich możliwości. Jeśli to, co zobaczyliśmy w programie Netflixa, to dopiero początek, to zespół naprawdę może namieszać w światowej popkulturze. Nie zdziwię się, jeśli w przyszłym roku ich single trafią na listy przebojów, a „December 10” stanie się nazwą, którą zna każdy fan muzyki pop.
Po obejrzeniu December 10 na Netflixie jestem pełna nadziei i entuzjazmu. Ci chłopcy mają autentyczny talent, który nie tylko sprawia, że ich muzykę chce się słuchać, ale też że chce się ich wspierać. Ich energia, kreatywność i pasja to coś, co w dzisiejszych czasach potrafi porwać tłumy – niezależnie od wieku.
Oglądając każdy odcinek, przypominam sobie, dlaczego kocham muzykę: nie ze względu na perfekcję, ale ze względu na historię, którą opowiada, i emocje, które budzi. A December 10 to opowieść o marzeniach, które dopiero się zaczynają.










