Czerwone, dorodne rzodkiewki, soczyście zielone ogórki, chrupiący szczypiorek, duża sałata i słodkie pomidory uśmiechają się do nas ze sklepowych półek. Specjaliści zdrowego żywienia ostrzegają nas, że niestety mimo pięknego wyglądu i niepowtarzalnego soczystego, świeżego smaku zawierają wiele środków i substancji chemicznych, które wspomagają ich wzrost oraz w sztuczny sposób pielęgnują i wzmacniają ich zdrowy wygląd. Czy warto się skusić? Czy są bezpieczne dla naszego zdrowia? Na te i inne pytania postaram się dzisiaj w skrócie odpowiedzieć.
Te smakołyki, czyli nowalijki słownik języka polskiego definiuje jako „młode jarzyny ukazujące się po raz pierwszy w danym roku”. Nowalijkami nie są natomiast twarde pomidory i inne specjały, jakie znajdujemy w sklepach nawet gdy temperatura na zewnątrz wynosi – 25 st. C. Te sprowadza się do Polski z zagranicy, z krajów o cieplejszym klimacie. Spragnieni świeżych warzyw, bez zastanowienia sięgamy po pierwsze w roku okazy. Dzieje się tak zwłaszcza wczesną wiosną, gdy nasz organizm domaga się witamin. Warzywa, które wczesną wiosną pojawiają się w każdym sklepie pochodzą zazwyczaj z rodzimych szklarni. Jednakże warto wiedzieć, że aby nasze oczy mogły podziwiać je w pełnej krasie, pod szklanym dachem są sztucznie doświetlane i dogrzewane, a do ich uprawy używa się środków ochronnych i przyśpieszających dojrzewanie. Rosną tam, gdzie panuje wieczne lato – w warunkach szklarniowych. Uprawiane są zazwyczaj w mieszaninie torfu, ziemi liściowej, nawozów i mikroelementów. W szklarni nie muszą też walczyć ze szkodnikami i złymi warunkami atmosferycznymi. Dzięki takim warunkom rosną szybko i są dorodne.
Dużym problemem jest zawartość azotanu w nowalijkach. Skąd się bierze? Z nawozów. W szklarniach używa się bowiem bardzo dużo nawozów sztucznych ze związkami azotu. Rośliny pobierają ich tyle, ile im się dostarcza, a nie tyle, ile im potrzeba. Wprawdzie Unia Europejska opracowała normy nawożenia, które obowiązują również w Polsce, jednak kontrole stwierdzają, że nasi hodowcy często ich nie przestrzegają. Azotany gromadzą się głównie w korzeniach i liściach warzyw. A zatem najwięcej może ich być w nowalijkach po które sięgamy najczęściej – rzodkiewkach, marchewce czy sałacie. Substancje te są wyjątkowo groźne dla niemowląt, ponieważ mogą wywołać u nich sinicę, a to dlatego, że niemowlęta (w przeciwieństwie do dorosłych) nie posiadają jeszcze rozwiniętego mechanizmu obronnego przeciw azotynom. Dlatego nie powinno zmuszać się małych dzieci do jedzenia nowalijek, szczególnie szklarniowej sałaty i szklarniowego szpinaku. Te dwa warzywa zawierają zazwyczaj najwięcej azotanów. Azotany i azotyny spożywane w dużych ilościach także przez dorosłych mogą być niebezpieczne dla zdrowia. Azotyny ograniczają wykorzystanie z pożywienia białek, tłuszczów i niektórych witamin. Mogą też łączyć się z innymi substancjami obecnymi w żywności, co prowadzi do powstania związków rakotwórczych. Za nieszkodliwą dawkę dla człowieka dorosłego przyjmuje się 300 mg azotanów dziennie. Nasz organizm nie magazynuje azotanów i szybko je wydala z moczem – do 90% w ciągu ośmiu godzin. Być może, dlatego znajdują się one na końcu listy niebezpiecznych składników diety zdrowego dorosłego człowieka. W nawozach często też znaleźć się mogą niebezpieczne metale – azot, rtęć, ołów, miedź. Młode warzywa dzieli się również na te, które w większym lub mniejszym stopniu gromadzą szkodliwe substancje. Do tych pierwszych należą: szczypiorek, sałata, rzodkiew, buraczki, szpinak. Natomiast najbezpieczniejsze są ogórki, ziemniaki, pomidory, marchew i korzeń pietruszki.
Importowane warzywa są tańsze niż hodowane w kraju. Choć sprowadzane są z Hiszpanii, Maroka czy Portugalii, czyli krajów gdzie słońca jest pod dostatkiem, zazwyczaj nie posiadają cennych witamin i związków mineralnych. Ich smak również pozostawia wiele do życzenia. Jak to możliwe? Wprawdzie hiszpańskie pomidory, po które sięgamy zimą, rosną w gruncie, tak samo jak polskie w lecie, jednak sposób ich wytwarzania jest zgoła odmienny. Zbierane są nie do końca dojrzałe, a potem umieszczone w komorze z etylenem, gazem, który przyspiesza dojrzewanie. Ta metoda nie pozbawia warzyw składników odżywczych, jednak różnica w smaku jest znaczna. Bywa, że czas na dojrzewanie pomidory mają tylko w czasie transportu. To również źle wpływa na ich smak i obniża wartości odżywcze. Zdarza się też, że warzywa są zbyt długo lub źle przechowywane – ściśnięte i w ciepłej temperaturze, ulegają zaparzeniu lub zwiędnięciu i pomarszczeniu. W zapakowanych warzywach bardzo często dochodzi do przemian azotanów w azotyny. Według zaleceń Komitetu Ekspertów FAO/WHO dopuszczalne dzienne pobranie dla azotanów wynosi do 5 mg/na kg masy ciała, a dla azotynów do 0,2 mg/kg masy ciała. Jednocześnie poziom bezpieczny w warzywach dla dzieci uznano zawartość azotanów do 250mg/kg i azotynów do 1,0 mg/kg.
Oczywiście nie oznacza to, że nowalijki to trucizna i nie powinniśmy po nie sięgać. Warzywa te są bogate w witaminy i składniki mineralne, tak potrzebne naszemu organizmowi po jesieni i zimie. Trzeba zachować zdrowy rozsądek i nie popaść ze skrajności w skrajność. Niebezpiecznych dla zdrowia konsekwencji powinniśmy się obawiać tylko wtedy, gdy spożywamy naprawdę duże ilości nowalijek. Jedzone jako dodatek do dania głównego co jakiś czas, nie stanowią zagrożenia. Zabezpieczeniem przed nadmiarem azotanów są głównie warzywa pochodzące z upraw ekologicznych (w sklepach ze zdrową żywnością). Rozwiązaniem jest też zaopatrywanie się w nie u znajomych i sprawdzonych rolników. Na młode, surowe jarzyny muszą jednak uważać chorzy na alergie pokarmowe, owrzodzenie żołądka i dwunastnicy czy zespół jelita drażliwego.
Dlatego zachęcam, by na własnym parapecie stworzyć mały ogródek. Wtedy mamy pewność, że dodatek do ugotowanych ziemniaków lub świeżej sałatki nie był spryskiwanych chemikaliami. Smak domowego szczypiorku czy pietruszki jest niepowtarzalny. także w inspekcie na działce wyrosną rzodkiewki i sałata. Może będą mniej kolorowe niż te ze sklepu, jednak smakiem przebiją je wielokrotnie.