W obliczu cierpienia wszyscy jesteśmy tacy sami…
Kiedy przeszłość staje się krainą, trudną do opuszczenia, a niebezpieczeństwo zagrażające życiu jest bliżej niż można by się tego spodziewać. Jedynym ratunkiem może okazać się miłość. Czy tak też się stanie i tym razem?
Trylogia Ciszy – Alicja Masłowska-Burnos
|
Od tego cytatu rozpoczyna się ostatnia część ,, Trylogii ciszy” Alicji Masłowskiej- Burnos, która pozostawiła i we mnie samej pewnego rodzaju ciszę i niedosyt po zamknięciu ostatnich kart opowiadanej historii.
„W obliczu cierpienia wszyscy jesteśmy tacy sami, mądrzy czy głupi, bogaci czy biedni cierpimy tak samo. Łzy spływające po policzkach zawsze wycieramy takim samym drżącym ruchem rąk…”
Po przeczytaniu ,, Nie wchodź w moją cisze” nie spodziewałam się, aż tylu zwrotów akcji i zaskoczeń, które czekają na czytelnika niczym umiejętnie opakowana czekoladka kilkoma warstwami papieru w różnorodnych odcieniach, począwszy od szarości i czerni, po kolory złotawego przepychu i radosnej tęczy. W ,, Osobliwości ciszy” nie spotykamy już tylko chłodnej kobiety sukcesu zaprogramowanej na odnoszenie sukcesów i realizacji skrupulatnie zaprogramowanych celów, ani też ciepłej matki i żony, którą Karewicz w sobie obudziła w ,,Odprowadzam ciszę”. Spotykamy kogoś więcej, kobietę, kompletną i zdefiniowaną demonami przeszłości, walczącą do utraty tchu. Nieprzejednaną i kochającą jeszcze bardziej niż moglibyśmy się tego spodziewać po przeczytaniu pozostałych części. Napotykamy również na mężczyznę silnego, ekscytującego i prawdziwego, nie tylko i wyłącznie księcia z wymarzonej bajki, idealnego i namiętnego kochanka. Poznajemy problemy ludzi władzy, układów i nieczystych rozgrywek… Odczuwamy z bohaterami ich namiętności i lęki. Postaci są świetnie wykreowane. Czytając widziałam je oczami własnej wyobraźni, poznając od podszewki. Od skrupulatnie przemyślanych przez autorkę stylizacji po ich skomplikowaną osobowość. Byli jak żywi, jakby stali przede mną…
„Nie ułoży tego uczucia w układankę ze wspomnień, nigdy. Nie on, nie odłoży tych wspomnieć do pudrowego, lukrowego pudełeczka, na półkę z książkami, na ostatnie piętro, wysoko, aby nigdy do niego nie zajrzał, nie on. Zbyt mocno ją kocha. Na szczęście zbyt mocno ją kocha. Lubię na nią patrzeć, kiedy jest z nim, tak, teraz lubię na nią patrzeć, teraz ją lubię, kiedyś jej nie lubiłem…”
Szczerze Państwu polecam tę Trylogię, sporym nazwijmy to ,, minusem” jest fakt, że po zamknięciu ostatnich stron odczuwa się tęsknotę za Mają i Adamem.