Pozornie wysokie ceny ryb sprawiają, że zdecydowanie częściej sięgamy po inne rodzaje mięsa. Tymczasem zbyt mała ilość ryb w codziennej diecie, wpływa negatywnie na nasze zdrowie.
Spośród ryb Polacy najchętniej wybierają pangi i tilapie, bo są tanie – wynika z badań Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Naukowcy uważają jednak, że ich mięso ma niską wartość odżywczą – przykładowo zawartość w pandze kwasów Omega-3 jest prawie zerowa, a w rodzimym pstrągu 1,87%. Efekt? Mimo coraz bardziej sprzyjającej sytuacji na rynku wciąż jemy mało ryb, kosztem niezdrowych przetworzonych mięs zwiększających ryzyko zachorowania na choroby wieńcowe, otyłość itp.
Pangi sprowadza się z Wietnamu, zaś tilapię – z Chin. Obie ryby pochodzą ze sztucznych hodowli. Stają się one coraz bardziej popularne wśród polskich konsumentów, przede wszystkim z powodu ich niskich cen. Ryby te karmi się paszą prefabrykowaną, to na dodatek ich hodowle znajdują się w zlewni rzeki Mekong, którą uznaje się za największy ściek Azji – mówi Zbigniew Szczepański z organizacji Pan Karp. W 2009 roku cena kilograma tych ryb wyniosła średnio 3,39 zł, tj. była 2-3-krotnie tańsza od polskich ryb.
Według Fundacji Programów Pomocy dla Rolnictwa FAPA, „wartość odżywcza tych ryb (pangi i tilapi- PAP) budzi zastrzeżenia naukowców ze względu na metody hodowlane stosowane w produkcji”. Chodzi o duże zagęszczenie ryb w często zanieczyszczonych akwenach, stosowanie w hodowli antybiotyków, środków bakteriobójczych, hormonów itp. Jak podał Instytut Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej (IERiGŻ) w 2008 roku spożycie ryb wzrosło o 4 proc. do 13,5 kg rocznie na jednego Polaka. Ten wzrost spożycia zawdzięczamy głównie konsumpcji pangi i tilapi. W ciągu trzech lat import tych ryb wzrósł do 100 tys. ton i był prawie 3-krotnie wyższy od całkowitej sprzedaży ryb słodkowodnych przez krajowe gospodarstwa rybackie.
W strukturze spożycia dominują jednak ryby morskie (69%). Najwięcej zjadamy mintai i śledzi, ale chętnie też sięgamy po makrele, tuńczyki oraz szproty. Spożycie ryb słodkowodnych w 2008 roku wyniosło 3,9 kg na jednego mieszkańca. Głównie były to: panga i tilapia (79 proc. spożycia). Wśród ryb rodzimych królowały: karp i pstrąg.
Spożycie ryb charakteryzuje się znaczną sezonowością, najwięcej ich zjadamy w grudniu, a najmniej latem. W ocenie IERiGŻ, w tym roku prawdopodobnie spadnie spożycie ryb do 12,9 kg na osobę. Jak powiedziała PAP Barbara Pieńkowska z Morskiego Instytutu Rybackiego z Gdyni, spadek związany jest z możliwym wzrostem cen ryb z powodu osłabienia złotego. Eksperci FAPA wyjaśniają, że firmy przetwórcze muszą sprowadzać coraz więcej ryb z zagranicy, gdyż zmniejszyły się połowy ryb na Bałtyku. Zasoby bałtyckie pokrywają krajowe zasoby w 25-30%. Ok. 38% kupowanych produktów rybnych to filety i mięso ryb, 31% – świeże ryby, a 16% – mrożone. Najczęściej importowaną do Polski rybą morską jest łosoś. Przeważnie kupowany jest w postaci świeżej. Importowano go głównie z Norwegii i Szwecji. Jak podał IERiGŻ, w 2009 roku sprowadzono łososia o ponad 23% więcej niż rok wcześniej, tj. 63,6 tys. ton. Eksperci wyjaśniają, że „wzrost zakupów tego gatunku ryby był spowodowany dużym zapotrzebowaniem na surowiec do przetwórstwa i rosnącą dynamiką eksportu łososia wędzonego”.
Do zupełnie innych wniosków doszedł portal wedkuje.pl. Na podstawie danych GUS, na porcję ryby dla jednego członka rodziny wydajemy miesięcznie zaledwie kilkanaście złotych, na wędlinę – już ponad 30 zł. Pozornie wysokie ceny ryb sprawiają, iż częściej niż ryby wybieramy niezwykle tani drób czy wędliny. Tymczasem jak porównał portal wedkuje.pl, cena śledzi nie odbiega istotnie od cen kurczaków i tylko dzięki codziennym „promocjom” cenowym tych ostatnich zawdzięczamy fakt, że Polak zjada miesięcznie 5,5 kg mięsa (głównie surowego, wędlin i kurczaków) i tylko 0,5 kg ryb. Pod względem ilości spożywanych ryb, to o połowę mniej, niż w przypadku mieszkańców „starych” państw członkowskich Unii Europejskiej. Tak wysoka dysproporcja odbija się na naszym zdrowiu, ponieważ brak ryb w codziennej diecie zwiększa ryzyko zawałów serca i chorób miażdżycowych. Z analizy wynika, że przeciętne, miesięczne wydatki na spożycie ryb na osobę w polskim gospodarstwie domowym wyniosły w ubiegłym roku niespełna 7 zł. Duże zaskoczenie przynoszą wyniki dotyczące spożycia ze względu na społeczne usytuowanie. Najmniej jedzą ryby Polacy zatrudnieni na stanowiskach robotniczych – na ryby wydali oni ub. roku niecałe 5,5 zł. Lepiej przedstawia się, o dziwo, sytuacja wśród emerytów – 9,17 zł na osobę w ciągu miesiąca, i rencistów – 7,14 zł. Generalnie najczęściej na kupno ryby decydują się osoby samotnie prowadzące domy – one przeciętnie na ryby wydały w 2009 roku 11 zł miesięcznie.
Badanie pokazuje, że zarówno ceny, jak i nasze przyzwyczajenia przegrywają z polska tradycją. Mało kto z nas wyobraża sobie święta Bożego Narodzenia bez ryb. Spośród całej masy gatunków największą popularnością cieszy się karp. W ubiegłym roku ponad 90% Polaków przyznało, że to właśnie karpia najczęściej wybierali do przygotowania świątecznych dań z ryb (dane Stowarzyszenia Pan Karp). Jeszcze więcej z nas, bo ponad 95%, deklarowało natomiast, że jest „za” utrzymaniem tradycji spożywania wigilijnego karpia. To właśnie w święta spożywamy najwięcej karpia. W ciągu roku trafia on na nasze stoły bardzo rzadko. Najwięcej, bo niespełna 32% Polaków je karpia w ciągu roku zaledwie 2-4 razy, 1 raz – 23%, natomiast aż co piąty z nas nie kupuje go w ogóle. Jeśli już decydujemy się na zakup tej ryby, robimy to bezpośrednio w gospodarstwach rybackich, które naszym zdaniem, gwarantują zakup najwyższej jakości. Jak powiedział Michał Nowakowski z Gospodarstwa Rybackiego Kock Sp. z o.o., które posiada w swoich zasobach 900 ha wód i produkuje ok. 500 ton ryby w ciągu roku, cena za sztukę karpia wynosi tu obecnie 9-10 zł. To niewiele więcej, niż w marketach, choć cena gwarantuje otrzymanie ryby zdrowej i świeżej. Nic więc dziwnego, że okres przedświąteczny jest dla hodowców niezwykle pracowity. Większość kupionych w tym okresie ryb trafia do sklepów i na targi, poza „wigilijną gorączką” w większości na zarybienia, itp. Cena karpia w gospodarstwach rybackich, to nieco więcej, niż w marketach, gdzie cena tej ryby wynosi przed świętami nawet 5-6 zł. Zdaniem właścicieli gospodarstw rybackich, to częsta sztuka stosowana przez markety, które chcą szybko pozbyć się towaru. Poza tym niska cena karpia w danym sklepie zachęca przy okazji do innych, przedświątecznych zakupów, które często kończą się już na kwocie rzędu kilkuset złotych. Takie rozwiązanie opłaca się więc zarówno kupującym, jak i samym marketom.
Eksperci zauważają, iż nieocenionym, kluczowym argumentem dla zwolenników jedzenia ryb, są ich duże właściwości zdrowotne. Nie od dziś wiadomo, że ryby charakteryzują się nie tylko wysokimi walorami smakowymi, ale przede wszystkim zdrowotnymi. Warto dodać, iż zawarty w rybach tłuszcz jest jedynym zdrowym tłuszczem zwierzęcym, ponieważ składa się z wielonienasyconych kwasów tłuszczowych: omega 3, omega 6 oraz omega 9. Skutecznie chronią nas one przed współczesnymi chorobami cywilizacyjnymi, takimi jak choroby serca, nadciśnienie, miażdżyca. Mają także inne walory – zapobiegają tworzeniu się zatorów w tętnicach i żyłach, obniżają ciśnienie krwi, podnoszą poziom dobrego cholesterolu i eliminują zły. Wpływają także korzystnie na pracę mózgu – osoby, które spożywają dużo ryb rzadziej zapadają w starszym wieku na chorobę Alzheimera. Wiedzieli to już starożytni mieszkańcy Chin czy Japonii, gdzie np. karpiemu mięsu przypisywano szczególne właściwości lecznicze. Ta tendencja utrzymała się do dziś. Warto wspomnieć chociażby o diecie mieszkańców krajów śródziemnomorskich, w której królują ryby.
Biorąc pod uwagę wspomniane wyżej właściwości ryb, warto częściej umieszczać je w swojej diecie, co z pewnością korzystnie wpłynie na nasze zdrowie. Wybór będzie z pewnością trudny zwłaszcza w sytuacji, gdy sklepy zasypują nas informacjami o kolejnej promocji mięsa. Często okazuje się jednak, że to celowa zagrywka branży, bo np. wspomniany już śledź przegrywa z kurczakiem jedynie wizerunkowo – nie cenowo. Zbigniew Szczepański prezes organizacji Pan Karp, które działa w Polsce już prawie 7 lat, przyznaje, że mała ilość spożywanego w Polsce karpia wynika z naszych nawyków żywieniowych i kultury kulinarnej. Tego problemu nie ma w krajach śródziemnomorskich, gdzie jedzenie ryb jest elementem kultury i tradycji. W Polsce wciąż brakuje skutecznej promocji w tym kierunku. Wciąż króluje przekonanie, że łatwiej jest wrzucić na patelnię pierś z kurczaka, niż np. usmażyć filet z karpia. Tymczasem ryba może być doskonałym sposobem na obiad. Jak zmienić te nawyki? Wydaje mi się, że przez dwojakie działania – z jednej strony zwiększenie przetwórstwa ryb słodkowodnych w Polsce, z drugiej – większe promowanie przepisów kulinarnych z ryb. Chodzi o to, aby ułatwić ludziom ich przygotowanie, bo wielu z nas odstrasza m.in. patroszenie ryb, a przy okazji pokazać fajne sposoby na przygotowanie z nich uczty dla całej rodziny.