Jeszcze kilka lat temu bez większego zastanowienia obierałam kalafiora z liści i wrzucałam je prosto do kosza. Nie przyszło mi do głowy, że właśnie pozbywam się czegoś, co ma nie tylko smak, ale i mnóstwo wartości odżywczych. Na szczęście dziś wiem już lepiej – i chętnie dzielę się tym odkryciem z innymi. Bo z liści kalafiora można przygotować obłędnie pyszną i aksamitną zupę, która smakuje lepiej niż niejeden klasyczny krem z warzyw.
Kalafior kojarzy się głównie z delikatnymi różyczkami, które świetnie sprawdzają się jako dodatek do obiadu, składnik zapiekanek albo baza do zupy. Ale jego liście – zazwyczaj ignorowane – wcale nie ustępują im wartościami odżywczymi. Zawierają błonnik, witaminy C i K, sporo przeciwutleniaczy, a także minerały takie jak wapń i potas. Są lekko ziemiste w smaku, przypominają nieco jarmuż, ale po ugotowaniu stają się miękkie, delikatne i świetnie komponują się z innymi warzywami.
Kiedy raz ugotowałam zupę z dodatkiem tych liści – przepadłam. Ich smak jest subtelny, a jednocześnie wnosi coś zupełnie nowego. A świadomość, że wykorzystuję cały produkt, daje dodatkową satysfakcję – bo nic się nie marnuje.
Mój sprawdzony przepis na krem z liści kalafiora
Zupa, którą przygotowuję, jest szybka, sycąca i kremowa. Idealna na chłodniejszy dzień, ale także jako lekka kolacja. Jej sekretem jest połączenie liści kalafiora z ziemniakami i śmietanką – i szczypta chili, która dodaje charakteru.
Składniki:
-
liście z jednego dużego kalafiora (umyte i posiekane),
-
2 średnie ziemniaki (obrane i pokrojone w kostkę),
-
1 mała cebula,
-
1 ząbek czosnku,
-
1 łyżka masła lub oliwy,
-
ok. 800 ml bulionu warzywnego,
-
100 ml śmietanki 30% (lub roślinnej alternatywy),
-
sól, pieprz do smaku,
-
szczypta chili (opcjonalnie).
Przygotowanie:
-
W garnku rozgrzewam masło i podsmażam posiekaną cebulę oraz czosnek, aż się zeszklą.
-
Dodaję ziemniaki i liście kalafiora, mieszam i duszę przez kilka minut.
-
Zalewam wszystko bulionem, doprowadzam do wrzenia, a następnie gotuję na średnim ogniu przez około 20 minut – aż warzywa będą miękkie.
-
Całość blenduję na gładki krem.
-
Wlewam śmietankę, doprawiam do smaku solą, pieprzem i szczyptą chili.
-
Podgrzewam jeszcze przez chwilę, ale już nie gotuję.
Zupa wychodzi aksamitna, delikatna, ale z charakterem. Można ją podać z grzankami, pestkami dyni albo odrobiną sera feta – wszystko zależy od humoru i tego, co akurat mam w lodówce.
Dlaczego warto? Po pierwsze – oszczędzamy. Wykorzystując coś, co zazwyczaj ląduje w koszu, tworzymy pełnowartościowe danie praktycznie „z niczego”. Po drugie – dbamy o środowisko i uczymy się lepiej gospodarować tym, co mamy. Po trzecie – to naprawdę pyszna i zdrowa alternatywa dla klasycznych zup.
Z czasem zaczęłam dodawać do tej zupy inne „resztki”, które wcześniej traktowałam jako odpadki – twarde końcówki brokuła, zieleninę z marchewek czy liście rzodkiewki. Wszystko, co jadalne, może stać się podstawą nowego dania.
Zupa z liści kalafiora to dla mnie coś więcej niż tylko przepis – to symbol podejścia zero waste w kuchni. Przypomnienie, że smacznie i zdrowo nie zawsze oznacza drogo i skomplikowanie. Jeśli jeszcze nie próbowaliście, serdecznie polecam. Może tak jak ja, przekonacie się, że to, co kiedyś lądowało w koszu, może stać się królem stołu.