„Letarg” – recenzja

31 marca 2022, dodał: Iwona Marczewska
Artykuł zewnętrzny

Z otchłani ciemności wynurza się dłoń osnuta krwawym dymem. Czarna okładka jest splamiona krwią. Można się domyślać, że historia ukryta w tej książce będzie równie mroczna, co jej szata graficzna. To pierwsze wrażenie, jakiego doświadcza się trzymając w rękach „Letarg” Kamila Piechury.

Przed fanami literatury trzymającej w napięciu nowe wyzwanie – thriller psychologiczny, którego akcja toczy się w umyśle zrozpaczonego ojca. Krakowski architekt poznaje piękną i radosną, choć naznaczoną traumatycznym doświadczeniem kobietę. Oświadcza się i to mógłby być początek optymistycznego scenariusza, bo udane życie zawodowe i rodzinne, przyjście na świat dzieci, kariera, przyjaciele i wspaniałe małżeństwo czynią ze wszystkich bohaterów ludzi wygranych. W momencie, w którym poznajemy Adama Lanke, okazuje się jednak, że niespodziewana, osobista tragedia zburzyła cały ziemski raj. Tragedia tak wstrząsająca i do tego stopnia rujnująca rodzinę bohatera, że każdy z jej członków przeżywa osobny dramat. Dlaczego napisałam, że ten thriller jest wyzwaniem? Bo wejście w umysł ogarnięty tak bolesną stratą jest dla czytającego specyficznym doświadczeniem. Jest grą na emocjach, a finał historii nie do przewidzenia.

To mocny i udany debiut młodego autora, wydany przez Initium, a więc z gwarancją ekstremalnych wrażeń.

Piechura nie oszczędza czytelnika, tak jak nie oszczędza swoich bohaterów – żadnego z nich. Doświadcza ich w sposób, który stanowi esencję grozy, bólu, ciągłej walki. Miota ich między przegraną, a wolą podnoszenia się z kolan, między rezygnacją, melancholijnym otępieniem, całkowitym poddaniem wobec tragiczności i nieodwracalności tego, co na nich spada, a przebijającym się mimo wszystko pragnieniem życia, które jest zakorzenione w ludzkiej naturze. I między tym, co stoi w sprzeczności z nią. Czytelnik dostaje tu rykoszetem. Udzielają się emocje przeżywane przez bohaterów, wir wydarzeń wciąga, po czym odpuszcza, pozwala przez kilka stron płynąć spokojnym nurtem, by wciągnąć znowu – za szybko, nie dając chwili na odpoczynek. To tempo jest chyba najlepszym zabiegiem zastosowanym w książce. Dzięki niemu utrzymane jest napięcie, a właśnie tego poszukuje czytelnik sięgający po thriller.

Nie tylko dzięki samej fabule powieść porywa, ale także dzięki doskonałej kompozycji, która w nieoczekiwanych momentach ujawnia odkrywcze dla czytelnika wątki. Autor zastosował dwie formy narracji i trzech narratorów, a każdy z nich w jakiś sposób dopełnia obrazu tej historii, której wyjaśnienie znajdujemy i tak dopiero na końcu książki. Czytając, momentami miałam przebłyski, że coś tu nie gra i autor chyba próbuje wskazać drugie dno, ale zostawia tak ostrożne i celowo mylące ślady, że jedynie wzmaga chęć jak najszybszego dotarcia do ostatniej strony, co oczywiście jest kolejną zaletą, bo lubimy książki, od których nie możemy się oderwać.

Umiejętna „manipulacja” czytelnikiem za pomocą odpowiednich słów użytych w odpowiednich momentach i wydarzeń umiejscowionych w całej historii sprawia, że odczuwamy napięcie, strach, ulgę, niepokój, nadzieję. Współczułam głównemu bohaterowi, odczuwałam jego złość jak swoją, reagowałam, gdy on czuł gniew, ale w pewnych momentach też nie zgadzałam się z nim, a jego postawa rodziła mój sprzeciw. W połowie książki postać głównego bohatera tak bardzo się komplikuje, że z wypiekami na twarzy oczekiwałam finału.

Czy tragedia prowadzi do szaleństwa czy szaleństwo do tragedii? Odpowiedź na to pytanie może i jest oczywista, ale żadna tragedia, ani żadne szaleństwo, nie kończą się odpowiedzią. Poza nią jest ciąg dalszy… jednego i drugiego. To trzeba przeczytać.

Iwona

 

Książkę poleca Wydawnictwo Initium

Dziękujemy Wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego –
Redakcja