Kobieta z Pasją – Monika Wiktorowicz – projektanka oraz założycielka łódzkiej pracowni krawieckiej

17 grudnia 2020, dodał: mrln
Artykuł zewnętrzny

W ramach cyklu Kobieta z Pasją przedstawiamy panią Monikę Wiktorowicz – osobę, która swoje pasje wykorzystała do stworzenia szkoleniowej pracowni krawieckiej – jedynego takiego miejsca na mapie Łodzi. Monika Wiktorowicz to absolwentka Politechniki Łódzkiej – projektantka z wykształcenia, krawcowa i szkoleniowiec z zamiłowania oraz współorganizatorka różnych ciekawych inicjatyw. Zapytaliśmy o jej inspiracje, motywacje do nauczania innych oraz stosunek do obecnych trendów. Nie zabrakło również pytania o rady dla początkujących krawcowych oraz o plany na przyszłość.

Stosunkowo wcześnie zaczęła Pani swoją przygodę z szyciem. Skąd w nastolatce wzięła się pasja do szycia?

Od dziecka interesowały mnie wszelkie prace manualne, bardzo lubiłam rysować, lepić z plasteliny i tworzyć coś z niczego. To, co dla wszystkich było już niepotrzebnym śmieciem, ja odzyskiwałam i nadawałam mu nowe życie. Do szycia ciągnęło mnie po prostu jako do nowej formy tworzenia. Jako dziecko szyłam już ręcznie, a jako nastolatka zasiadłam do maszyny do szycia, która dawała więcej możliwości. Dodatkowo lubiłam wyróżniać się swoim strojem i wyglądać trochę inaczej niż moi rówieśnicy. Zakochałam się w maszynie od pierwszego szycia i tak już mi zostało :). Okazało się, że chyba odziedziczyłam dar w genach po Dziadku – krawcu. Niestety zmarł on, kiedy ja miałam 2 lata, a nikt inny z rodziny nie przejął po nim tego fachu.

Pasja konstruowania zaczęła się równie wcześnie czy pojawiła z biegiem czasu?

Dla mnie jedno nie istnieje bez drugiego. Od początku mojej przygody z krawiectwem samodzielnie konstruowałam to, co szyłam. Pamiętam, że pierwsze moje posiedzenie przy maszynie zaowocowało nieprzespaną nocą i dwiema uszytymi sukienkami na własne wymiary. Oczywiście nie były to konstrukcje profesjonalne, tylko metoda intuicyjna zdejmowania kształtu z ciała.

Podczas Międzynarodowego Pokazu Mody „Faktury” w Łodzi (2015) zaprezentowała Pani swoją autorską kolekcję „Teledisco”, a na Łódź Young Fashion (2018) kolekcję “The Stripes”. Obie te kolekcje wydają się być pewnym eksperymentem – skąd czerpie Pani inspirację do swoich projektów?

Mogę jeszcze wspomnieć o kolekcji, która powstała pomiędzy tymi dwiema, które Pani wymieniła, czyli „RE-CAN”. Jej bazą było aluminium z recyklingu z puszek po napojach w połączeniu z bursztynem bałtyckim, prezentowaną w ramach konkursu Amber Look Project 2016. Zdecydowanie wszystkie moje kolekcje były eksperymentalne i można to chyba odnieść do odkrytych już w dzieciństwie zapędów do tworzenia czegoś z niczego.  Punktem wyjścia jest zawsze dla mnie materia, z której te rzeczy mają powstać. A inspiracje czerpię z całości otaczającego mnie świata. Pielęgnuję w sobie uważność i zwracam uwagę na drobnostki.

Który okres w historii mody jest dla Pani najciekawszy, najbardziej zbliżony do Pani poczucia estetyki?

Cała historia ubioru jest bardzo interesująca i z każdego okresu wyciągam po trochu. Najciekawsze są jednak dla mnie rozwiązania awangardowe i może to nie jest do końca okres, co nurt w modzie. Uwielbiam nieszablonowe podejście i rozpatrywanie problemu z różnych perspektyw. Ogromne wrażenie robią na mnie projekty Elsy Schiaparelli (przełom lat 20. i 30. XX w.) i Alexandra McQueena (przełom XX i XXI w.).

Ma Pani ulubionego projektanta? Jakie są, wg Pani, jego najmocniejsze strony?

Ciężki wybór, ale jeżeli mam zdecydować się na jednego to powiem Alexander McQueen. Niestety nieżyjący już projektant jest dla mnie ogromnym autorytetem i zdecydowanym wzorem do naśladowania. Jego twórczość i postawa jest dla mnie niezwykle inspirująca. Był on wizjonerem, pokazywał zupełnie nowe spojrzenie na modę, a każdy jego pokaz był wielkim performancem artystycznym. Przełamywał schematy i prezentował nowatorskie, często szokujące pomysły, przy czym był niewątpliwie wykwintnym krawcem z wielkim fachem w ręku. Uważam, że właśnie ta ogromna wiedza krawiecka i konstruktorska pozwalała mu na eksperymenty i była to jego najmocniejsza strona.

Zamiłowanie do projektowania oraz szycia połączyła Pani z pasją nauczania innych – jest Pani główną trenerką w szkole szycia (TEXTILAB), której zresztą jest Pani również współzałożycielką, o czym za chwilę. Wykłada Pani także w Międzynarodowej Szkole Kostiumografii i Projektowania Ubioru. Czy naukę szycia postrzega Pani jako swego rodzaju misję? Jak wiadomo czasy się zmieniły i umiejętność szycia dzisiaj nie jest zbyt popularnym rzemiosłem, a przecież kiedyś krawcowa to był bardzo potrzebny zawód…

Tak, śmiało mogę stwierdzić, że edukowanie innych postrzegam jako moją misję. Sprawia mi to wielką radość i satysfakcję. Możliwość przekazywania komuś umiejętności, która przyda mu się w codziennym życiu, co robię na co dzień w Textilabie, czy pomoc w realizacji swoich wizji artystycznych studentom na MSKPU. To dla mnie zaszczyt, że mogę się do tego przyczyniać. Zawód krawca rzeczywiście prawie wymarł, ale na szczęście obserwuję regres tego zjawiska i coraz więcej osób chce się uczyć tego rzemiosła, co mnie bardzo cieszy.

Czy według Pani każdy jest w stanie nauczyć się szyć, czy potrzebne są do tego jakieś specjalne predyspozycje? Co radziłaby Pani osobom początkującym?

Osobiście postrzegam szycie jako supermoc, którą każdy jest w stanie posiąść. Uważam, że wszyscy mogą szyć, jednak nie na każdym etapie zaawansowania. Osobom początkującym mogę poradzić, żeby nie zrażały się zrywającymi się nitkami, czerpały z szycia radość tworzenia i że jedynym ograniczeniem jest ich wyobraźnia.

Z jakiego swojego projektu jest Pani najbardziej dumna?

Mogę Wam zdradzić, że na progu swojej dorosłości miałam ogromny kompleks, że mam powołanie do szycia, a nie np. do leczenia ludzi czy pomagania im w inny sposób. Na szczęście odnalazłam w modzie przestrzeń, w której mogę nadawać jej wartość poprzez nauczanie. Dlatego projekt pod nazwą Textilab, który od ponad roku prowadzę już samodzielnie jest moim najbardziej chlubnym dzieckiem. Oprócz edukacji pomagam również przy prototypowaniu innowacyjnych projektów wymagających udziału tekstyliów i tak rok temu udało się stworzyć we współpracy z Magdaleną Samowicz, studentką Inżynierii Biomedycznej prototyp rękawicy rehabilitacyjnej dla osób z niedowładem dłoni po udarze, z czego jestem bardzo dumna. 

Jak już wspomniałam jest Pani założycielką jedynej jak dotąd szkoły szycia w Łodzi. Skąd pomysł na otwarcie pracowni krawieckiej? Czy specyfika Łodzi – dawne miasto włókniarzy oraz niegdyś centrum przemysłu tekstylnego kraju, przyczyniła się w jakiś sposób do Pani decyzji?

Tak, delikatnie się przyczyniła, ponieważ odczuwałam lekki wstyd z racji tego, że polski ośrodek włókienniczy nie szkoli ludzi pod względem krawiectwa, gdzie w każdym innym dużym mieście w Polsce takich szkół jest co najmniej kilka. Głównym jednak powodem do powstania Textilabu było niewątpliwie połączenie moich dwóch największych pasji w życiu, czyli szycia i przekazywania tej wiedzy dalej w świat. Swoje pierwsze kursy prowadziłam w FabLab Łódź, który niestety się zamknął, a ja byłam zdruzgotana, nie mając przestrzeni do dzielenia się swoim rzemiosłem. Dlatego razem z Grzegorzem Belicą, byłym prezesem FabLab Łódź, w 2018r. postanowiliśmy wspólnie stworzyć nowy FabLab, ale dedykowany tekstyliom.

Jest Pani niezwykle zajętą osobą, czy wystarcza Pani czasu na projektowanie oraz szycie ubrań dla samej siebie? Czy obecnie pracuje Pani nad jakimiś projektem? 

To prawda, czasami nie śpię po nocach :). Niestety zawsze brakuje mi tego czasu na projekty dla samej siebie w takim stopniu, jakim bym sobie tego życzyła, ale staram się. Tak, jak wspomniałam wcześniej, lubię wyglądać inaczej niż większość ludzi na ulicy. Obecnie projektuję i wykonuję poszycia jurt mongolskich. Są to dla mnie fantastyczne projekty, ponieważ niosą ze sobą ogromne wyzwania. Potrzeba tutaj sporo matematyki i geometrii, nauk, które kocham, chociaż nie raz w procesie projektowym myślałam, że już mnie pokonały. Przy wielkogabarytowych formach niestety to się zdarza. Ja mam 160cm wzrostu, a jurty mają 78m kwadratowych… Satysfakcja z tworzenia i pokonywania własnych słabości, uzupełnianie wiedzy oraz zadowolenie klientów rekompensują jednak wszystko.

Dużo mówi się obecnie o modzie zrównoważonej, czy poprzez swoja pracę, poprzez naukę szycia innych, stara się Pani również wspierać ten ruch? Jaki jest Pani stosunek do obecnych trendów w modzie?

Tak oczywiście, pojęcie zrównoważonej mody jest mi niezwykle bliskie. W swoich projektach staram się przemycić jakiś surowiec pochodzący z recyklingu i od zawsze wyznaję zasadę wykorzystywania wszystkiego i nie wyrzucania, ale naprawiania. Na każdym swoim kursie edukuję uczestników w tym temacie i przemycam im wiedzę włókienniczą, surowcową oraz przerabiania gotowych i nieużywanych wyrobów w celu nadawania im nowego życia. Ogromnie się cieszę, że teraz w modzie (nie tylko tej fashion) jest filozofia zero-waste i less-waste, które ja osobiście wyniosłam z rodzinnego domu. Moi rodzice są w tym mistrzami i z powodzeniem mogliby prowadzić kanał na YouTubie, niestety nie dają się przekonać :).

Współorganizowała Pani również kreatywny hackathon dla inżynierów. Czy mogłaby nam Pani o nim opowiedzieć, na czym polegał?

Zawsze wspominam to z wielkim uśmiechem i mam nadzieję, że nie był to ostatni hackathon w Textilabie. Wydarzenie odbyło się we współpracy z FabLab Łódź, Politechniką Łódzką i Akademią Biznesu w Dąbrowie Górniczej, w którym brało udział kilkunastu anglojęzycznych studentów inżynierów z całego świata. Pierwszy raz w życiu programowali i szyli, a jednak w 48h udało im się zaprojektować i stworzyć pod okiem specjalistów 4 prototypy elektroniki noszonej. Powstały m.in. bielizna odczytująca niepokojące zmiany dla osób sparaliżowanych od pasa w dół czy czapka dla kierowców długodystansowych niepozwalająca zasnąć im za kierownicą. Jestem bardzo szczęśliwa, że mogłam być częścią tego projektu.

Na początku pandemii, czyli wtedy, gdy dostęp do maseczek był najbardziej utrudniony, angażowała się Pani również w akcję szycia maseczek dla personelu medycznego. Czy mogłaby nam Pani opowiedzieć więcej o tej akcji? Niewątpliwe wiązała się ona również ze wsparciem finansowym dla TEXTILABU. Pracowała Pani sama czy miała wsparcie?

Kiedy wybuchła pandemia w Polsce, a moja pracownia dla kursantów została zamknięta, postanowiłam nie siedzieć biernie i spożytkować sensownie czas, który dostałam. Przyłączyłam się więc do akcji charytatywnej Łódź szyje dla medyków i wykonałam dla nich prawie 150 maseczek. Dodatkowo wypożyczałam też maszyny, żeby inni mogli swoim szyciem wesprzeć akcję. Na początku nie planowałam wykonywać maseczek zarobkowo, ale wraz z przedłużającym się zamknięciem musiałam ratować pracownię, dlatego, jak tylko pojawiali się chętni, szyłam maseczki na zlecenia. Finalnie wykonałam ponad 4tys. masek samodzielnie, ale też zlecałam szycie ich dalej, szczególnie moim znajomym, którzy niestety stracili pracę w trakcie lockdownu i potrzebowali zarobku w tamtym czasie.

I na koniec pytanie o plany na przyszłość. W wywiadzie dla Politechniki Łódzkiej (2019) zdradziła Pani, że w przyszłości chciałaby Pani założyć własną markę odzieżową. Czy zamiar ten jest nadal aktualny, czy na ten moment całą uwagę poświęca Pani TEXTILABowi i prowadzonym tam warsztatom i szkoleniom?

Marzenie o własnej marce odzieżowej towarzyszy mi, odkąd zaczęłam szyć i jest ono nadal aktualne. Mam nadzieję, że rok 2021 przyniesie jego spełnienie, ponieważ już pracuję nad prototypami pierwszych produktów. Mogę zdradzić, że będzie to marka inspirowana moim korzeniami, czyli rodzinnym miastem Opocznem, które posiada niezwykłą tradycję folklorystyczną. Trzymajcie kciuki, żeby się udało.

Bardzo dziękujemy za inspirujący wywiad i życzymy dalszych sukcesów!

Bardzo dziękuję za możliwość opowiedzenia o swojej pasji. Liczę na to, że niejeden czytelnik wyniesie z naszej rozmowy coś dla siebie. Bardzo bym sobie życzyła, że może zmieni ona trochę postrzeganie szycia w kategoriach tylko „robienia ciuchów”. Na koniec chciałabym dodać, że warto podążać za swoją pasją i robić w życiu to, co się kocha i każdemu tego życzę z całego serca!