Znaliśmy się krótko, dopiero pół roku... Ale to nie przeszkodziło mojemu Narzeczonemu zorganizować cudownych zaręczyn, których nie zapomnę do końca życia. Poznaliśmy się w październiku 2015 i zaiskrzyło od pierwszego spotkania. W miarę upływu czasu coraz bardziej byliśmy pewni, że chcemy być ze sobą na dobre i na złe. Temat zaręczyn pojawiał się w rozmowach. Pamiętam, że mieliśmy sobie przygotować "zaręczynową przysięgę". Pod koniec roku planowaliśmy już wyjazd na majówkę, chcieliśmy pobyć trochę sami. Jednak później plany się zmieniły. Decyzję o wyjeździe podjęliśmy tak naprawdę tydzień wcześniej. Po prostu Narzeczony zadzwonił i powiedział, że ma jednak wolny długi weekend i czy jedziemy. Zgodziłam się. Padło na Bieszczady. Akurat byłam chora, ale postanowiliśmy, że pojedziemy, w końcu nie codziennie zdarzają się długie weekendy. Gdy zajechaliśmy na miejsce, zostawiliśmy swoje rzeczy w hotelu i poszliśmy coś zjeść. Było pysznie. Wróciliśmy nie spiesząc się do pokoju, rozmawialiśmy i niczego się nie domyślałam. Wieczorem Narzeczony zaproponował spacer. Niestety zaczął padać deszcz i po kilku minutach chciałam już wracać, bałam się, że jeszcze gorzej się rozchoruję, gdy zmoknę. A wtedy On pociągnął mnie za rękę i weszliśmy na cudowną polanę. Zapytał, czy mi się podoba. Było pięknie. Zachód słońca, dookoła góry. Po prostu bajka. Wtedy spojrzał na mnie i powiedział, że ma niespodziankę. Dopiero wtedy dotarło do mnie, po co tu jesteśmy i co za chwilę się wydarzy. Wyjął pudełeczko z kieszeni, uklęknął i zapytał, czy zostanę Jego Żoną. Ze wzruszenia popłakałam się. To była najcudowniejsza chwila w moim życiu! Nie przeszkadzała Nam choroba i deszcz, byliśmy tylko My i Nasza Miłość.