Socjalistyczna Republika Wietnamu rozciąga się na Półwyspie Indochińskim, obejmując kilka stref klimatycznych i granicząc z kilkoma państwami: Kambodżą, Laosem i Chinami. Jako kraj leżący w basenie Morza Południowochińskiego teoretycznie powinien pozostawać w chińskim kręgu cywilizacyjnym, jednak przez stulecia ścierały się tam wpływy chińskich dominatorów, francuskich kolonizatorów, japońskiej armii, aż wreszcie rosyjskich komunistów, którzy po wygranej przez Północny Wietnam wojnie zjednoczyli kraj pod czerwonym sztandarem. Do dziś jest to państwo wielu kontrastów i mieszanka kultur, która doprawiona rodzimą tradycją i wierzeniami stanowi wielobarwny kobierzec na mapie świata.
Jaki tak naprawdę jest Wietnam? Co wiemy o nim poza tym, czego spróbowaliśmy w azjatyckich restauracjach i co zobaczyliśmy w amerykańskich filmach wojennych? Co sprawia, że w krajach Zachodu, w Ameryce, w Rosji są ludzie, którzy porzucają wszystko i przeprowadzają się tam na stałe?
Andrzej Meller, reportażysta, podróżnik, korespondent wojenny, przyjechał z żoną do Wietnamu na jakiś czas. Zostali dwa i pół roku. Tak powstała książka „Czołem, nie ma hien”, która jest relacją nie z podróży, a z codziennego życia prowadzonego w tym niezwykłym miejscu.
Nawet tajemniczy tytuł odnosi się do czegoś, co jest stałym elementem dnia każdego przeciętnego Wietnamczyka. Mająca 400 stron i wzbogacona kolorowymi zdjęciami książka odsłania krajobraz bocznych dróg i zakątków, do których warto zajrzeć, nie tylko znanych z przewodników, ale też tych, do których turyści nie trafiają. A nawet tych, do których nigdy zaglądać nie powinni, dla własnego bezpieczeństwa.
O tym, jak nie dać się oszukać płacąc za kawę, jakich usług spoza oficjalnego cennika możemy się spodziewać w salonach masażu i jakim środkiem transportu przejechać Wietnam wzdłuż i wszerz, opowiada swobodnie jak kumpel, rzeczowo jak reporter, ale i z humorem, czasem nie gryząc się w język i dodając siarczyste przekleństwo.
Trudno powstrzymać się przed skojarzeniem, że Andrzej Meller pisał tę książkę tak, jakby przyrządzał dla nas egzotyczne danie. Zupełnie jakby wrzucał historie do woka, podsycał pod nim ogień, przyprawiał pikantnymi szczegółami, a aromat unoszący sie znad stron podkręca nasz apetyt na daleką podróż. Każdy rozdział opowiada historię tak autentyczną i tak… zwykłą, codzienną, że wyobraźnia nasza zaczyna tworzyć szczegółowe obrazy tamtejszej rzeczywistości. Przedstawia Wietnam taki, jakim jest na co dzień.
Muszę zauważyć, że największym atutem książki nie jest jednak sama obserwacja życia Wietnamczyków, uczestniczenie w nim, relacjonowanie czytelnikowi, ale posługiwanie się przez autora wiedzą z zakresu historii i polityki regionu. Gdyby nie to, moglibyśmy jedynie zobaczyć Wietnam oczami kogoś, kto tam był, i choć jest to samo w sobie wartościowe dla ludzi ciekawych świata, to Andrzej Meller przekazuje nam o wiele pełniejszy obraz. Sięga po historię, która ukształtowała pewne zwyczaje, uzasadnia istnienie zastanego tam porządku rzeczy, wprowadza nas w tło polityczne, które determinuje pewne zachowania i obyczaje. Jego objaśnienia i odwoływanie się do faktów, zarówno sprzed lat, jak i aktualnych wydarzeń, takich jak rosyjska ingerencja na Ukrainie (wyobraźmy sobie, że ma ona wpływ na gospodarkę Wietnamu!), nie tylko uzupełniają cały obraz, ale pozwalają zrozumieć, dlaczego życie w Wietnamie toczy się tak, a nie inaczej. Wszelkie odniesienia są niezwykle sprawnie wkomponowane w treść i ograniczone jedynie do faktów, które mają istotny wpływ na nasze rozumienie sytuacji. Dlatego nie jest to książka, która pozwala nam jedynie zobaczyć, ale też co nieco zrozumieć.
Iwona
Dziękujemy Wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego –
Redakcja