Agnieszka Lis: Czcij ojca swego

2 września 2024, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny

Agnieszka Lis ponownie wciąga czytelnika w wir koszalińskich intryg w serii Spadek

Zaskakuje, ale też porusza wiele istotnych tematów, takich jak relacje rodzinne czy poczucie własnej wartości.

Bożenę – błyskotliwą dziennikarkę, upartą i przenikliwą, nie dającą sobie w kaszę dmuchać, która kiepsko radzi sobie z nastoletnią córką, choć świetnie zna wychowawcze teorie – albo pokochasz albo znienawidzisz…

Czy żałowała? Tego, że mieli córkę? Tego, że wzięli ślub? Że poczęli ją w szale beztroskiej młodzieńczej naiwności, że nie widzieli poza sobą świata, że oddychali jednym rytmem, a jak zaczęli się nienawidzić, to z równą mocą i namiętnością? Czy żałowała? Absolutnie. To było najpiękniejsze, co mogła sobie w życiu wyobrazić.

W ekskluzywnym domu opieki umiera mężczyzna. To teoretycznie smutne, ale nikt się nie martwi.
Rybak był domowym tyranem, nie stronił od alkoholu, a rodzina truchlała przed jego ciężką ręką. Czy to jednak oznacza, że ktoś pomógł staruchowi przenieść się na tamten świat?

Tylko Bożena, wścibska i wybitnie błyskotliwa dziennikarka, jest zdania, że stary Rybak został zamordowany. Tylko że podobnie jak rok wcześniej – w związku ze śmiercią Maleny Fabiańskiej – teraz też nikt nie traktuje jej poważnie.
Jednak gdy zostaje zasztyletowany chłopak jej przyjaciółki, robi się naprawdę niebezpiecznie

Czy ktoś uwierzy Bożenie? Gdzie krzyżują się te oczywiste i te całkiem tajne interesy? I co może łączyć całkowicie niepowiązane wydarzenia? Właściwie nic. Oprócz…

To skąd panujący w naszej zawodowej jaskini delikatny odór dekadentyzmu przełamanego tęsknotą za czystym, nieskalanym horyzontem wolności i swobody ducha?

Agnieszka Lis. Wielbicielka słowa pisanego, uzależniona od czarnej herbaty i butów na obcasie, niezmiennie od zbyt wielu lat zakochana w swoim mężu. Z wykształcenia pianistka i chociaż nie koncertuje, to wykonuje swój zawód, ucząc gry na fortepianie w szkole muzycznej. Studiowała także dziennikarstwo i z tego za wiele jej nie pozostało, choć podobno w życiu nie wolno mówić, że czegoś „nie było warto”. Z poglądów życiowa optymistka. Jak u każdego, tak i u niej zdarzają się ciemniejsze dni, wtedy jednak zerka w niebo i mówi do siebie: „Gdzieś tam jest słońce”. Wydała już blisko trzydzieści powieści, choć nie umiałaby powiedzieć, kiedy to się wydarzyło. Jakoś tak mimochodem. Może dlatego, że jest uzależniona od pisania i pisze codziennie? Otrzymała kilka nagród i wyróżnień, o nich można poczytać w oficjalnych biogramach. Ona sama najbardziej ceni sobie uznanie, jakim cieszy się w Stowarzyszeniu Autorów Polskich, gdzie w oddziale II warszawskim pełni rolę sekretarza.
Za najważniejszą swoją rolę uważa po prostu bycie kobietą.

Fragment:
Miesiąc wcześniej
Paulina Michalska odbębniała rutynowy przedwieczorny obchód pacjentów. Podawanie leków, zamykanie okien, otulanie dodatkową kołdrą, „bo przecież dzisiaj tak okropnie wieje”, i uspokajanie rozwibrowanych całodziennych emocji, z których najsilniejszą zwykle była reakcja na kłótnię pacjenta spod dwójki.Właśnie tego pacjenta, do którego teraz wchodziła.
Staruch nie robił już na niej wrażenia. Ot, zgorzkniały, domagający się uwagi zgred, żenujący w udawaniu ważnego. Paulina widywała wielu takich. Niepewnych siebie, zakompleksionych domowych dyktatorów, małych zwykle nie tylko duchem. Ot, kurduple przewrażliwione na własnym punkcie, tak o nich myślała. Na swój użytek twierdziła także, że Napoleon, August Sas Mocny i Hitler nie przez przypadek czynili wszystko, by zasłużyć na miano wielkich. Po prostu tacy nie byli.Jako doświadczona pielęgniarka w domu opieki zajmowała się już legionem takich Napoleonów, choć nie pracowała przecież w wariatkowie. Dlatego wybryki także i tego pacjenta kwitowała zwykle wzruszeniem ramion lub co najwyżej zmęczonym westchnieniem.
Otworzyła drzwi wyuczonym ruchem i wprowadziła wózek z lekami, wchodząc do pokoju tyłem. Ledwie omiotła wzrokiem ściany, codziennie myte, a i tak zasyfione. Pacjent, choć dyrekcja ośrodka oficjalnie preferowała określenie „pensjonariusz”, znowu rzucał jedzeniem. Dzisiaj miał ku temu szczególnie malownicze i sprzyjające okoliczności. Spaghetti bolognese daje wybitnie ekspresyjne możliwości. Właściwie te naścienne mazaje przy odrobinie intelektualnego wysiłku i dobrej woli można by nazwać artystycznymi. Rozkładały się szeroko niczym tęcza na niebie, panoramicznie jak w sześćdziesięciocalowym telewizorze. Większość na ścianach, trochę na drzwiach do łazienki, odrobinę na zasłonach.
„Te ostatnie będzie trudno usunąć” – pomyślała Paulina Michalska i to była jej ostatnia racjonalna myśl tego wieczoru. A może przedostatnia.Bo właśnie wtedy odwróciła się i uświadomiła sobie – i to zapewne było ostatnie rozumne spostrzeżenie – co widzi. A także, że nie zapomni tego do końca życia, choć wcześniej widziała już naprawdę wiele. Miłość dziewięćdziesięciolatków, których należało z siebie zdejmować, bo wprawdzie zdołali odbyć pełnowymiarowy stosunek, ale na zejście z łóżka żadnemu nie starczyło już sił. Sikanie do porcelanowych kubków, bo ściany łazienki okazywały się za łatwe. Dzwonienie o czwartej nad ranem do prezydenta Stanów Zjednoczonych, bo przecież on musi pomóc odnaleźć zaginioną siedemdziesiąt lat wcześniej siostrę. Paulina Michalska była w stanie sobie poradzić z tym wszystkim bez mrugnięcia okiem. Teraz jednak poczuła, że jej granice zostały przekroczone.
Goła dupa pensjonariusza odbijała światło ledowej żarówki niczym księżyc w pełni. Upierdliwy staruch niczego sobie nie odmawiał, więc każda część jego ciała wyglądała dostatnio. Tyłki zaś, z natury przecież zaoblone, wypięte stają się po prostu okrągłe niczym hula-hoop.

Książkę poleca Wydawnictwo Purple Book