„Calder. Narodziny odwagi” – recenzja

13 lipca 2016, dodał: Iwona Marczewska
Artykuł zewnętrzny

Eden miała zaledwie osiem lat, gdy wyjawiono jej, że jest wybranką bogów. Postanowiono, że po uzyskaniu pełnoletności zostanie żoną charyzmatycznego Hectora, przywódcy społeczności, którą ocali przed nadchodzącą zagładą i zgodnie z proroctwem poprowadzi do rajskiego Elizjum. Dziewczyna dorasta w poczuciu nieuchronności losu, dzień po dniu dążąc do narzuconego jej celu. Pojawia się jednak ktoś, dla kogo podejmuje walkę z własnym przeznaczeniem.

Tym kimś jest inteligentny i piękny młody mężczyzna, jednak uczucie rodzące się między nimi jest czymś zakazanym. Obowiązujące w ich społeczności prawo jest surowe i nienaruszalne. Wiedząc, do czego została powołana i jak wiele istnień zostało uzależnionych od tego, czy spełni powierzone jej zadanie, dziewczyna się waha, bo czy rzeczywiście można wpłynąć na swój los? A czy moralne jest dla własnego szczęścia zaryzykować los innych?

„Calder. Narodziny odwagi” Mii Sheridan to opowieść o wielkiej miłości, ogromnym poświęceniu, poszukiwaniu własnego miejsca na ziemi i szalenie trudnej walce o życie w zgodzie z własnymi ideałami. To dramatyczna historia przeciwstawiania się złu i ograniczeniom, do których zmusza jednostkę społeczeństwo w imię chorej wizji jednego człowieka.

Hector to fanatyk, który stworzył odizolowaną od calder-narodziny-odwagiświata wspólnotę wiernych, zaszczepiając w nich poczucie lojalności wynikające ze strachu przed odrzuceniem, poczucia wdzięczności za wskazanie celu oraz za pozorną akceptację, którą zyskać można jedynie bezwarunkowym posłuszeństwem. Typowy schemat działania sekty, bo niczym innym akadyjska społeczność nie jest. W takim otoczeniu żyją bohaterowie powieści, Eden i Calder, i to właśnie ich oczami poznajemy organizację, gdy na przemian stają się narratorami tej historii. Dzięki temu narracyjnemu zabiegowi widzimy całą konstrukcję od wewnątrz, a ich (a więc i nasza) nieświadomość tego, jak wygląda rzeczywistość poza obrębem utopijnej Akadii, uzmysławia nam, w jakiej pułapce tkwią osoby zmanipulowane przez sekty. Widzimy jak trudno jest stawiać pytania o to, co nieznane, nawet wtedy, kiedy rodzą się wątpliwości i jak łatwo jest zjednoczyć ludzi, gdy stworzy im się wspólny front przeciwko rzekomemu zagrożeniu ze strony „tych drugich”.

Pod wieloma względami książka daje do myślenia. Ukazuje między innymi jak zaborczy pierwiastek tkwi w miłości, gdy pragniemy mieć drugą osobę dla siebie i jaką cenę przychodzi nam zapłacić za desperackie pragnienie zaspokojenia potrzeby przynależności i uzyskania akceptacji ze strony innych, jak ważna jest w życiu możliwość samostanowienia i jak ograniczające potrafią być więzy narzucane przez innych.

Eden i Calder pragną jednak zaznać wolności i gotowi są poświęcić wszystko, aby móc decydować o sobie zgodnie z własną wolą. Zaczyna się walka z czasem, każdy ruch śledzą czujne oczy, każde spojrzenie na drugą osobę staje się ryzykowne. Autorka ogranicza wiedzę czytelnika jedynie do doświadczeń i myśli tych dwojga. Jesteśmy z nimi tu i teraz, uczestnicząc we wszystkich wydarzeniach przez pryzmat ich osobistych odczuć, co potęguje emocjonalne zaangażowanie i sprawia, że tak samo jak oni, nie jesteśmy przygotowani na to, co się stanie…

Powieść kipi od więzionych emocji i bolesnej tęsknoty rozdzielonych kochanków, eksploduje pożądaniem w świetnie dopracowanych scenach erotycznych, zalewa strony falą czułości i udręki,  słodkich westchnień i żalu rozstania.
Historia ta wynosi miłość i wolność ponad inne wartości, zmuszając bohaterów do walki ze wszystkim, co stoi na przeszkodzie dążeniu do świętej jedności dwojga kochających się ludzi.

Książkę zamyka się z poczuciem odnalezienia prawdziwej miłości.

Iwona

Dziękujemy Wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego –
Redakcja