Sylwia Chutnik: „Jolanta” – recenzja

1 października 2015, dodał: outside
Artykuł zewnętrzny

jolanta
Współczesna literatura kobieca obfituje w ciekawe, osadzone w naszej rzeczywistości historie i portrety kobiet „z sąsiedztwa”, z którymi nietrudno się utożsamić – w tym chyba tkwi jej największa siła. Sylwia Chutnik idzie jednak o krok dalej, portretując postacie o skomplikowanej psychice, których wiwisekcja stanowi trzon fabuły.

Życie bohaterki najnowszej powieści tej autorki to początkowo splot dość banalnych zdarzeń, powtarzalnych w biografiach wielu kobiet będących równocześnie świadkami przemian politycznych u schyłku lat 80. Jej losy toczą się w cieniu wielkich kominów, górujących nad żerańskim blokowiskiem, którego specyfika wyraża niepowtarzalną, choć siermiężną atmosferę tamtych czasów. Jola mocno przeżywa odejście ojca i śmierć matki, nie potrafi odnaleźć się w kolejnych narzuconych jej rolach społecznych. Buntuje się przeciw narzuconej formie i ucieka z domu, zapewne chcąc odnaleźć siebie z dala od miejsc, które kojarzą jej się głównie ze stratą, z porzuceniem. Nie potrafi wejść w dorosłe życie bezboleśnie, bo nie ma odpowiedniego wzorca, który mogłaby naśladować. Woli milczeć, trzymać się z boku, odmawia sobie prawa do przeżywania emocji – to jej autorska recepta na zdystansowanie się od nieprzyjaznego świata.

Konstrukcja powieściowego świata jest utkana ze stereotypów, jednak nie oznacza to monotonnej narracji. Sylwia Chutnik lubi zaskakiwać, bawić się stylami. Z banalizmem, zaakcentowanym już w rymowanym początku utworu, sąsiadują ukryte cytaty o humorystycznym wydźwięku („Piżama jako źródło cierpień”), a tekst miejscami jest przeplatany fragmentami niemalże poetyckimi. Autorka oddaje głos nie tylko obiektywnemu narratorowi, ale też kilku bohaterom powieści, którzy snują swoje historie, rzucające nowe światło na osobę Jolanty.

Ciekawie sportretowany został Żerań – jakby mikroświat odizolowany od reszty stolicy określeniem „wyspa”. Jego mieszkańcy to także osobne plemię, naznaczone innym kolorem skóry i charakterystycznymi rysami twarzy. Żerania nie można się więc zaprzeć, najwyżej można od niego uciec. Uciec od tej tajemniczej, zmityzowanej rzeczywistości, w której gotowanie obiadu jest tak samo ważne jak rozważania o ludzkiej egzystencji. Stan rozkładu jest tutaj jedynie powierzchowny, bo wewnątrz tli się prawie Mickiewiczowska lawa.
To powieść bardzo realistyczna, ukazująca wiele problemów społecznych i psychologicznych, typowych dla rzeczywistości przełomu lat 80. i 90. W tle dzieje się wielka historia, jednak dla ludzi z marginesu nie oznacza zbyt wielkich zmian. Obraz Warszawy koresponduje z dynamiką akcji. Pełno tu miejsc, które określają tożsamość ich mieszkańców, ale zarazem są naznaczone swoistą magią, symbolizowaną przez artefakty z „lepszego” świata – kolorowe puszki po napojach.
Zapraszam do innej niż dotąd wędrówki po Warszawie sprzed lat, do poznania kobiety niejednoznacznej i do własnej oceny najnowszego dzieła Sylwii Chutnik.

 

Dziękujemy za udostępnienie egzemplarza do recenzji –
Redakcja