Przechodzimy między regałami i wrzucamy do koszyka dorodne pomidory, pachnące jabłka, wybieramy zdrowe napoje sojowe i jeszcze tofu, który tak dobrze smakuje na kromce razowego chleba. Dorzucamy płatki śniadaniowe – żeby dziecko miało rano pożywne śniadanie i jeszcze masło bo jest lepsze dla dziecka od margaryny. Wszystko zdrowe, naturalne, bezpieczne. No właśnie. Czy na pewno?
Mało kto zdaje sobie sprawę, że już około 60% sprzedawanych na rynku produktów spożywczych zawiera w swoim składzie związki pochodzące z roślin modyfikowanych genetycznie. Zaskoczenie? Owszem, bo żyjemy w przekonaniu, że nas ten problem nie dotyczy, no bo przecież w Polsce nie ma takich upraw. Prym w tej dziedzinie wiodą Stany Zjednoczone, których udział w światowej produkcji żywności transgenicznej szacuje się na 70%. Kraj ten jest również największym eksporterem tejże żywności na rynki europejskie. Każdego roku sprzedaje kilkanaście milionów ton genetycznie modyfikowanej soi. Jeżeli ktoś odetchnął z ulgą bo nie jada kotletów sojowych, a nad mleko sojowe przedkłada nasze polskie „Łaciate” to niestety muszę go zmartwić. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak szerokie zastosowanie w przemyśle spożywczym mają nasiona soi. Są wykorzystywane przy produkcji pieczywa i wyrobów cukierniczych (lecytyna), jogurtów, oleju rafinowanego będącego składnikiem margaryny i majonezu, płatków śniadaniowych, wyrobów czekoladowych i wielu innych produktów. Ocenia się, że na półkach sklepowych znajduje się kilkadziesiąt tysięcy produktów, które zawierają większe lub mniejsze ilości zmodyfikowanej soi. Trzy korporacje żywnościowe (doskonale nam znane) są znaczącymi importerami na rynek europejski zmodyfikowanego ziarna – Unilever, Danone i Nestle.
Poza genetycznie „poprawioną” soją w naszych koszykach mogą się również znaleźć inne tego typu produkty i przetwory z nich – ziemniaki, rzepak, kukurydza, pomidory.
I okazuje się, że problem transgenicznej żywności nie jest już tak odległy jak się mogło wydawać. Więc zacznijmy od początku, czyli od od odpowiedzi na pytanie – czym właściwie jest żywność modyfikowana genetycznie?
Na stronie Ministerstwa Środowiska możemy przeczytać, że „…Organizm genetycznie zmodyfikowany to organizm inny niż organizm człowieka, w którym materiał genetyczny został zmieniony w sposób nie zachodzący w warunkach naturalnych…” (źródło: http://gmo.mos.gov.pl). Genetycy mogą np. zmienić aktywność konkretnego genu w danym organizmie, by uzyskać w ten sposób określony cel – poprzez takie manipulacje uzyskano odmianę pomidora o opóźnionym dojrzewaniu a także większej odporności na transport. Naukowcy mogą również dodać do organizmu jego własny gen zwiększając w ten sposób określone właściwości – efektem takich działań jest np. wzrost mleczności bydła. I wreszcie, najdalej posunięta ingerencja w naturę polegająca na wprowadzeniu do genomu danego organizmu genu innego organizmu (to właśnie żywność transgeniczna).
Po co w ogóle te eksperymenty? Powodów podaje się wiele. Żywność modyfikowana genetycznie (z ang. Genetically Modified Organism, czyli GMO) miała stać się panaceum na problem głodu na świecie. Dzięki „poprawieniu” natury naukowcy chcieli uzyskać rośliny o lepszych cechach, rośliny, które stałyby się odporne na chwasty, które pozwoliłyby na zwielokrotnienie plonów, wreszcie, rośliny lepiej radzące sobie w trudnych warunkach atmosferycznych. Przykładem może tu być zmodyfikowany ziemniak. Do jego genomu wszczepiono gen flądry arktycznej, dzięki czemu roślina stała się bardziej odporna na niskie temperatury. Modyfikacje mające na celu uodpornienie roślin na szkodniki i pasożyty zagrażające uprawom polegały między innymi na wszczepieniu do komórek roślin (przede wszystkim ziemniaków i kukurydzy) genu odpowiedzialnego za produkcję toksyny o nazwie Bt. Białko to miało skutecznie zabijać chrząszcze i muchówki niszczące uprawy, natomiast miało być nieszkodliwe dla innych pożytecznych owadów np. pszczół (jak się później okazało toksyna Bt mimo zapewnień prowadziła jednak do śmierci lub upośledzała rozwój niektórych owadów). Działania genetyków idą również w kierunku uodpornienia roślin uprawnych na przenikanie herbicydów stosowanych w rolnictwie. Ma to pozwolić na stosowanie środków ochrony roślin bez ryzyka skażenia upraw.
Modyfikacje genetyczne mają także na celu polepszenie cech jakościowych produktów – wzbogacenie ich walorów smakowych, przedłużenie okresu przechowywania (np. modyfikowany pomidor), czy ulepszenie wartości odżywczych. I tak na przykład dzięki genetykom możliwa stała się hodowla ryb, które dostarczają mięsa o zwiększonej zawartości nienasyconych kwasów tłuszczowych, czy też uprawa odmian zbóż ze zwiększoną zawartością białka. Naukowcy szwajcarscy wzbogacili ryż o gen odpowiedzialny za wytwarzanie witaminy A (nieobecnej w naturalnej postaci tej rośliny). Ma to duże znaczenie dla konsumentów, szczególnie w ubogich rejonach, gdzie ryż stanowi podstawowy, o ile nie jedyny rodzaj pokarmu. Ludzie ci, narażeni są bowiem na niedobór wielu składników odżywczych, których zwykły ryż nie zawiera. Jego modyfikacja niweluje ten problem.
Na uwagę zasługują również działania naukowców z Meksyku mające na celu zwiększenie plonów kukurydzy w strefie tropikalnej. Uprawa ziemi w tych rejonach jest niezwykle trudna., a to ze względu na obecność toksycznego glinu, który może obniżyć zbiory aż o 80%. Aby temu zaradzić genetycy z Meksyku tak zmodyfikowali nasiona kukurydzy, by wytwarzały kwas cytrynowy. Kwas ów, przenikając do gleby, reaguje z zawartym w niej glinem, wiąże się z nim i hamuje jego pobór przez rośliny. Jednak jak do tej pory organizacje pro-ekologiczne skutecznie blokują uprawę genetycznie modyfikowanej kukurydzy.
Osiągnięcia naukowców w dziedzinie modyfikacji genetycznej żywności mogą budzić podziw. Pomidory, które nie miękną i które można długo przechowywać, chudsze i bardziej wartościowe mięso, większe plony a co za tym idzie większa podaż żywności na rynku i jej niska cena. Czy nie brzmi to pięknie ? Może i tak, ale to tylko jedna strona medalu. Czas przyjrzeć się tej drugiej, o wiele bardziej mrocznej.
Przede wszystkim brak jest pełnej wiedzy dotyczącej przyszłych skutków spożywania GMO. Niektóre negatywne efekty mogą się ujawnić dopiero za kilka lat albo w przyszłych pokoleniach. Biolog molekularny, Gilles-Eric Seralini z uniwersytetu w Caen prowadząc badania na szczurach udowodnił, że trzy odmiany kukurydzy GMO powodują u zwierząt uszkodzenie wątroby i nerek. Jedna z tych odmian, Mon810, została w 1998 roku dopuszczona do sprzedaży w Unii Europejskiej, a od 2002 roku jest również obecna w Polsce. Niepokojąca jest również sytuacja w Afryce. Narodowe Centrum Rejestracji Raka w Malawi ostrzega, że spożywanie genetycznie modyfikowanej kukurydzy może prowadzić do rozwoju chorób nowotworowych. Opublikowany w 2004 roku raport mówi o gwałtownym wzroście liczby zachorowań na raka, a jak się okazuje od 2001 roku rząd w Malawi przyjmował wysokie darowizny w postaci modyfikowanej kukurydzy. Czy to przypadkowa zbieżność? Co prawda, każdy produkt, który został poddany genetycznej modyfikacji zanim trafi do obrotu musi przejść szereg badań, by wykluczyć wszelkie ryzyko. Jak się jednak okazuje badania te rzadko kiedy są niezależne, trwają krótko i nie zawsze są ujawniane. Ciekawie na tym tle przedstawia się działalność Amerykańskiej Agencji do Spraw Żywności i Leków (FDA) . To właśnie ta instytucja wydaje zgodę na dopuszczenie do obrotu GMO. Jak się jednak okazuje, FDA sama nie wykonuje badań w kierunku bezpieczeństwa danego produktu, zadowala się jedynie dokumentacją dostarczoną przez firmę biotechnologiczną. Jak to możliwe, że w tak istotnych kwestiach agencja ślepo i bezgranicznie ufa koncernom, których interesem jest, by proponowany przez nich produkt uzyskał zgodę na wprowadzenie do obrotu?
Warto tu może przybliżyć nieco historię jednego z głównych graczy na rynku GMO – koncernu Monsanto. Firma ta na początku swojej działalności czerpała zyski wyłącznie z branży chemicznej – w 1935 roku uzyskała monopol na produkcję polichlorowanych bifenyli (PCB). Gdy okazało się, że substancja ta jest silnie toksyczna i rakotwórcza w 1977 zakazano jej produkcji. Śledztwo wykazało, że koncern Monsanto już w 1937 roku posiadał dowody na toksyczność PCB, a mimo to odprowadzał odpady do cieków wodnych i składował je pod gołym niebem doprowadzając do skażenia środowiska i zatrucia okolicznych mieszkańców (za swoje działania firma musiała wypłacić na fundusz odszkodowań 700 mln dolarów). Dziś Monsanto proponuje m.in. modyfikowaną soję, kukurydzę czy buraka cukrowego.
Problem wielkich koncernów zajmujących się żywnością transgeniczną jest niezwykle poważny. GMO miało zmniejszyć koszty upraw i rozwiązać problem głodu na świecie. Okazało się to tylko chwytliwym hasłem nie mającym pokrycia w rzeczywistości. Tak naprawdę rolnicy, kupując modyfikowane ziarno uzależniają się od chemicznych korporacji. Jest ono opatentowane i trzeba je kupować co roku, w związku z czym gros zysków płynących z upraw GMO trafia do kieszeni wielkich korporacji. I tu ponownie niechlubną kartą zapisuje się koncern Monsanto, który doprowadził do bankructwa kanadyjskiego rolnika No Percy Schmeise’a. Jego pola sąsiadowały bowiem z uprawami GMO i zostały zapylone modyfikowanym ziarnem. Monsanto oskarżył go o przywłaszczenie „intelektualnej własności” i doprowadził na skraj ruiny.
I tu ujawnia się kolejny problem związany z uprawą żywności transgenicznej. Stwierdzono, że dochodzi do krzyżowania między roślinami modyfikowanymi i tymi naturalnymi. Pyłki roślin transgenicznych są przenoszone przez wiatr i owady na sąsiednie uprawy a to może prowadzić do nieprzewidzianych mutacji i zakłóceń w naturalnym ekosystemie.
Żywność transgeniczna może prowadzić również do skażenia środowiska naturalnego. Jak to się dzieje? Otóż zmodyfikowane rośliny są najczęściej uodpornione na działanie herbicydów, np. ziarna soi uodporniono na działanie glifosatu – silnego środka wykazującego dużą toksyczność dla środowiska. Na glifosat uodporniono również inne rośliny uprawne – ziemianka, rzepak, kukurydzę, jak więc można przypuszczać herbicyd ten będzie stosowany w dużych ilościach – nie zaszkodzi uprawom GM, ale przedostając się do gleby doprowadzi do jej skażenia. Podobnie rzecz ma się ze wspomnianym już wcześniej toksycznym białkiem Bt (wytwarzają je zmodyfikowane rośliny w celu ochrony przed niszczącymi uprawy muchówkami i chrząszczami). Jak dowiedziono, białko to jest w stanie przenikać poprzez korzenie rośliny do gleby i tam ulegać kumulacji. A poza tym spożywając taką zmodyfikowaną żywność również człowiek jest narażony na spożycie dużej ilości tej toksyny.
Jakie jeszcze inne zagrożenia może stanowić dla człowieka zmodyfikowana soja czy kukurydza? Wielu badaczy obawia się, że zmiany genetyczne roślin jadalnych mogą spowodować uodpornienie bakterii przewodu pokarmowego ludzi i zwierząt hodowlanych na antybiotyki. Modyfikując daną roślinę bowiem, nie tylko dokonuje się manipulacji w kierunku uzyskania pożądanej cechy (np. większej odporności na niskie temperatury), ale wprowadza się dodatkowo do jej genomu gen antybiotykooporności. Istnieje zagrożenie, iż zmodyfikowane organizmy mogą przenieść antybiotykooporność na ludzi i zwierzęta.
Jaki jest zatem ostateczny bilans wad i zalet żywności modyfikowanej genetycznie? Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Jak pokazują ankiety i badania coraz więcej ludzi jest świadomych zagrożeń jakie ona ze sobą niesie i zdecydowanie sprzeciwia się GMO. Wydaje się to słuszne podejście – nie można pozwolić, by interesy wielkich koncernów biotechnologicznych wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i bezpieczeństwem zwykłych ludzi. Wciąż nie są znane długofalowe skutki stosowania GMO, więc po co ryzykować. Czy nie lepiej do naszego koszyka wrzucić pomidora czy ziemniaka wiadomego pochodzenia, może nie tak pięknego i nie tak dorodnego, ale o wiele zdrowszego?