„Ujście. Blog Trzeci” Jacka Bocheńskiego – nowość Wydawnictwa Agora!
24 listopada, nakładem Wydawnictwa Agora, ukazała się trzecia część Trylogii Internetowej Jacka Bocheńskiego. Wybitny prozaik, publicysta, eseista i tłumacz literatury niemieckiej i rzymskiej w wieku 83 lat zaczął pisać blog. W 2016 roku ukazał się on w formie książki pod tytułem „Blog”. Później – w 2018 roku – była „Justyna. Blog Drugi”, obecnie przyszedł czas na „Ujście. Blog Trzeci”.
W „Blogu Trzecim” na początku nie było słowa, jak powinno być. Na początku była katastrofa. 95-letni Jacek Bocheński to z pewnością jeden z najstarszych blogerów świata. I zarazem jeden z najbardziej przenikliwych, czego dowód daje w kończącym jego Trylogię Internetową „Ujściu, czyli Blogu Trzecim”, niestety – jak zapowiada – ostatnim.
Zapiski pisarza powstawały przez dwa i pół roku, od maja 2018 do stycznia 2021, w burzliwym czasie protestów społecznych i pandemii, a także w chwili, gdy przed oknem autora powstaje „Inwestycja”, która zdaniem mieszkańców jego domu zamknie ich w „betonowej trumnie”. Odnajdują się też zagubione utwory jego ojca i dzieje się mnóstwo rzeczy stanowiących doskonały pretekst do arcyciekawych spostrzeżeń, rozważań i podsumowań.
Dlaczego dziś chorowita demokracja umiera? – zastanawia się bloger, znawca antyku i twórca słynnych książek o starożytnym Rzymie. Jak pięćset plus zmienia się w pięćset pluralizm? Czym jest powszechne wkurzenie, komu i do czego potrzebna jest swojskość?
Co dziś właściwie oznacza słowo „normalnie”? Jak to możliwe, że emocja upokorzyła rozum, i co z tego może wyniknąć?
Osobnym bohaterem staje się też znany językoznawca, profesor Walery Pisarek, zmarły nagle w dniu, w którym miał wygłosić laudację na cześć autora. Porównując swoje losy z życiem profesora, Bocheński wraca do czasów, których był świadkiem wyjątkowym.
I, by tradycji stało się zadość, pojawia się kolejna Justyna, bo każdy z blogów ma swoją. Kim jest? Co pozwala autorowi, a zatem także nam, uzmysłowić?
Mądrość nie jest racją. Jest zdolnością dostrzegania różnych widoków – przypomina Jacek Bocheński. Z tych widoków możemy złożyć intrygującą panoramę współczesności, która składa się zawsze nie tylko z tego, co właśnie jest, ale też z tego, co było.
Jacek Bocheński, ur. 29.07.1926, prozaik, eseista, w 1949 debiutował zbiorem opowiadań „Fiołki przynoszą nieszczęście”. Autor Trylogii Rzymskiej („Boski Juliusz” 1961, „Nazo poeta” 1969, „Tyberiusz Cezar” 2009). Jednak najbardziej znaną książką pozostał „Boski Juliusz”, rzecz o antycznym dramacie władzy, odczytywana jako aluzja do współczesności. W 1962 nagrodziło ją Radio Wolna Europa jako najlepszą książkę krajową. Książka „Antyk po antyku” była w 2011 nominowana do Nagrody Nike. Współzałożyciel i redaktor naczelny kwartalnika „Zapis” wydawanego od 1977 do 1981 poza cenzurą. Jest też autorem Trylogii Internetowej, od 2009 prowadził blog, w 2016 ukazał się w wersji książkowej jego pierwszy „Blog”, w 2018 – „Justyna. Blog Drugi”, a teraz „Ujście. Blog Trzeci”. Pod pseudonimem Adam Hosper pisał teksty piosenek (m.in. „Rudy rydz”), był też twórcą komiksów.
Polecamy Wam tę wyjątkową książkę wraz z Wydawnictwem Agora
***
Fragment książki:
30 kwietnia 2020
JABŁKO
Raz na kilka dni Magda kupuje owoce, przeważnie jabłka. W kwarantannie można je umyć mydłem, dobrze się trzymają i są duże. Jedno jabłko rozkrojone zjadamy po połowie. Magda dzieli jeszcze moją część na liczne ćwiarteczki i podaje mi na małym talerzu z widelczykiem. Sama nie potrzebuje takiego komfortu. Swoją połowę zjada mimochodem.
Ostatnio napomyka, że ma wśród koleżanek pewną Marysię, która byłaby odpowiedniejszą dla mnie córką. Jeździły razem na wycieczkę. Marysia, jak ja, woli ciepło od chłodu, wszystko robi wolniej i uważniej, chodzi, mówi, je, w ogóle żyje w wolniejszym tempie, ale większym porządku. Pod każdym względem nadaje się bardziej na córkę dla mnie.
– Po kolacji zjemy jabłko – zdecydowała na razie moja córka Magda. – Ono chce być zjedzone.
– Chce? Skąd wiesz?
– Powiedziało mi.
Też powiedziała i poszła do kuchni po jabłko. Zostało ostatnie z całego zakupu. Widziałem je za dnia, robiąc sobie w kuchni kawę. Leżało niejako na tacy, w płytkiej blaszanej misie, emaliowanej na biało z ciemną obwódką, ozdobionej kolorowym kwiatem. Przycupnęło obok pomidorów i żółtej papryki jakby trochę nie na swoim miejscu. Może nie chciało rzeczywiście zostawać tam dłużej.
Magda nie lubi w gospodarstwie niezjedzonych ostatków niczego. Resztki nie powinny zajmować wolnej przestrzeni. Wszystko na czas ma być zużyte, żadnej rzeczy nie powinno być więcej, niż praktycznie potrzeba.
– Ale czy ta Marysia – zapytałem – ta lepsza córka dla mnie mogłaby powiedzieć, że jabłko chce być zjedzone?
– A dlaczego Marysia miałaby to powiedzieć? Ktoś tak mówi?
– Nie każdy.
– A kto?
– Ja mógłbym.
– Ale ktoś powiedział?
– Ty.
– Ja? Kiedy?
– Przed chwilą.
– Tak? No, może. Ale o co ci chodzi w związku z Marysią?
– O to, czy ma jeszcze takie dodatkowe kwalifikacje na moją córkę.
Zawahała się przez chwileczkę. Coś sobie pomyślała. Nie wiem co, bo tego nie zdradziła. Wyglądała, jakby we wczesnym dzieciństwie dyskretnie połknęła ukrytą w buzi czekoladkę. Podejrzewam, że sam podświadomie liczyłem na ewentualną czekoladkę dla siebie, nic jednak nie poczułem. Magda ze swoją postała tak jeszcze przez moment, patrząc na mnie, ale zaraz odwróciła się w inną stronę.
– Nie rozumiem – powiedziała. – To jakieś zbyt zawiłe.
Sprzątnęła ze stołu mały talerz i widelczyk po jabłku.
– Dobranoc – powiedziała. – Idę spać.
Wyszła. Wkrótce zgasiła u siebie światło. Prawdopodobnie włożyła do uszu słuchawki i zasnęła z włączonym audiobookiem.