„Światło między oceanami” – recenzja

10 listopada 2016, dodał: Iwona Marczewska
Artykuł zewnętrzny

Isabel i Tom Sherbourne mogli powiedzieć, że mają wszystko, dopóki mieli siebie. Dzięki uczuciu, które się między nimi zrodziło, odnaleźli sens życia. Owocem ich miłości miało być potomstwo, będące dopełnieniem tego szczęścia. Ani jedno z trojga dzieci nie przeżyło. Właśnie wtedy ocean wyrzucił na brzeg łódź z niemowlęciem…

Ta dramatyczna opowieść poruszyła już ponad dwa miliony czytelników. „Światło między oceanami” M.L. Stedman to jeden z najlepszych debiutów ostatnich lat. Rozdzierająca serce historia dwojga ludzi, którzy pragnąc szczęścia i miłości doprowadzili do krzywdy wielu innych.

Znękany wojennym koszmarem weteran zatrudnia się jako latarnik na wyspie u wybrzeży Australii, gdzie mierzy się z demonami przeszłości. Samotne cierpienie przerywa dopiero dziewczyna, która proponuje mu małżeństwo. To mogłaby być piękna historia wielkiej miłości, gdyby nie naznaczyła jej śmierć. Po dwóch poronieniach i urodzeniu martwego chłopca Isabel wpada w depresję. Tom robi dla żony wszystko… robi więcej niż powinien, bo przekracza dla niej nawet granice własnego sumienia. Kiedy do wyspy przybija łódź z martwym mężczyzną i płaczącym niemowlęciem, Isabel widzi w tym zdarzeniu zrządzenie losu. Pragnie zatrzymać dziecko i wychować jak swoje. W tym momencie zaczyna się opowieść, która pozostawia czytelnika w swoistym oszołomieniu jeszcze długo po zamknięciu ostatniej strony.

Autorka nie waha się wykorzystać kontrastów, swiatlo_miedzy_oceanamiktóre niesie ze sobą życie, aby podkreślić nagłość, z jaką dramat potrafi przerwać poczucie szczęścia. Życie i śmierć, nadzieja i rozczarowanie, oczekiwanie i bolesny zawód przeplatają się w tej historii bardzo gwałtownie, bez uprzedzenia, nie pozwalając nam być emocjonalnie gotowym na żadne z wydarzeń, o których opowie. Ta powieść angażuje uczucia. Decyzje, jakie podejmują bohaterowie, motywy, którymi się kierują, konsekwencje, z którymi przyjdzie im się mierzyć uruchamiają w nas mechanizm zmuszający do rozważania kwestii moralnych. Trudno nie przyjąć na siebie części bólu, jaki przeżywają bohaterowie, ponieważ sposób, w jaki został opisany, nie pozostawia nas obojętnymi na dramat rozgrywany na kartach powieści.

Wszystko to dzieje się w równie nasyconej przeciwieństwami rzeczywistości po I wojnie światowej. Wygrana państw ententy okupiona była krwią. Młodzi mężczyźni wracali do domów okaleczeni na ciele i duszy, albo nie wracali wcale. Tom Sherbourne czuje się niesprawiedliwie wyróżniony przez los dlatego, że powrócił z frontu zdrowy. W przyszłości niejeden raz będzie się zastanawiał nad tym, czy ma prawo do poczucia szczęścia i czy zawsze oznacza ono szczęście kosztem innych, tak jak jego życie zostało ocalone kosztem życia towarzyszy broni. To właśnie to poczucie bycia dłużnym i moralność ukształtowana życiowymi doświadczeniami, m.in. utratą matki w dzieciństwie, nie pozwalają mu na wyrzucenie ze świadomości faktu, że na wychowywane przez niego dziecko może ktoś gdzieś czekać. I wtedy sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, a jej rozwiązanie trudno nazwać szczęśliwym.

M.L. Stedman daje jasny przekaz – trudno jest zrezygnować ze szczęścia, kiedy przychodzi samo, gdy pojawia się nagle niosąc ze sobą ulgę, jednak ceny za nasze szczęście nigdy nie powinien płacić ktoś inny.

Iwona

 

Dziękujemy Wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego –
Redakcja