Wydawnictwo Initium w ramach akcji Jesienne Czytanie z Wydawnictwem poleca książkę:
Światła pochylenie
Laura Whitcomb
Fragment:
Rozdział I
Ktoś na mnie patrzył – to dość niezwykłe uczucie, gdy jest się martwym. Towarzyszyłam akurat mojemu ulubionemu nauczycielowi, Brownowi. Jak zwykle byliśmy w klasie, tej bezpiecznej skrzynce o drewnianych ścianach. Okna wychodziły na trawiaste pole po zachodniej stronie. W pokrytym kredowym pyłem kącie stała wypłowiała flaga, telewizor nad tablicą informacyjną przypominał śpiące oko, a iście książęce biurko Browna przewodziło regimentowi ławek. Sporządzałam właśnie niewidoczne dopiski na marginesach kartek pozostawionych na tacce Browna, chociaż moich uwag uczniowie mieli nigdy nie przeczytać. Zdarzało się jednak, że Brown cytował mnie we własnych komentarzach. Nie potrafiłam połaskotać go w ucho, ale udawało mi się dotknąć tajemnych zwojów jego mózgu.
Nie czułam papieru pomiędzy palcami, zapachu atramentu ani smaku ołówka, lecz widziałam i słyszałam świat z całą wyrazistością dostępną Żywym. Oni z kolei nie postrzegali mnie ani jako cienia, ani jako unoszącej się mgiełki. Dla nich byłam powietrzem.
A przynajmniej tak sądziłam. Apatyczna dziewczyna czytała na głos Nicholasa Nickleby’ego, Brown w wyobraźni wracał do nocy, podczas której nie pozwolił swej żonie zasnąć, a moje widmowe pióro zawahało się nad źle napisanym wyrazem, gdy nagle poczułam, że ktoś na mnie patrzy.
Nawet mój ukochany Brown nigdy mnie nie widział. Nie żyłam od tak dawna. Unosząc się w przestrzeni moich gospodarzy, widziałam i słyszałam świat, ale przez te wszystkie lata nikt mnie nigdy nie słyszał ani nie widział.
Zamarłam, a sala zaciskała się wokół mnie jak zaborcza dłoń. Podniosłam wzrok nie tyle ze strachem, ile ze zdumieniem. Moje widzenie świata zogniskowało się do tego stopnia, że poprzez ciemność spoglądałam tylko maleńką dziurką światła. I to w niej właśnie ujrzałam tę twarz.
Ani drgnęłam – niczym dziecko bawiące się w chowanego – przecież mogłam się mylić i tak naprawdę nikt na mnie nie patrzył. I niczym dziecko czułam chęć pozostania w ukryciu, a zarazem dreszczyk oczekiwania na ujawnienie. Przecież ta twarz, zwrócona ku mnie, patrzyła mi prosto w oczy.
Stałam przed tablicą. To pewnie o to chodzi, pomyślałam. Czyta coś, co napisał na niej Brown – rozdział, który ma przestudiować w domu jeszcze tego wieczoru, albo datę następnego sprawdzianu.
Oczy należały do niewyróżniającego się niczym szczególnym chłopaka, jakich zresztą większość uczęszczała do tej szkoły. Uczniowie zebrani w sali byli w jedenastej klasie, więc nie mógł on mieć więcej niż siedemnaście lat. Widywałam go już wcześniej, ale mnie nie zainteresował. Zawsze był jakby nieobecny, blady i nieciekawy. Gdyby ktokolwiek potrafił mnie zobaczyć własnymi oczami, to na pewno nie ktoś jego pokroju, ktoś tak w istocie pusty. Żeby mnie zobaczyć, trzeba było być kimś niezwykłym. Powoli, mijając krzesło Browna, przemieściłam się w róg sali, za stojak na flagę. Oczy nie podążyły za mną, powieki zamrugały nieśpiesznie.
Jednak w następnej chwili znów napotkałam jego wzrok. To był wstrząs. Zadygotałam, flaga za moimi plecami zadrżała. Wyraz twarzy chłopca nie zmienił się i po chwili uczeń znów spojrzał na tablicę. Patrzył tak obojętnie, że uznałam to wszystko za przywidzenie. Na pewno skierował wzrok w kąt sali, ponieważ lekko poruszyłam flagą. Na pewno.
To działo się często. Gdy zbyt szybko mijałam jakiś przedmiot, bywało, że ten zachwiał się i poruszył, ale niezbyt mocno, i nigdy, kiedy sama tego chciałam. Gdy jest się Światłem, to nie podmuch wywołany naszym przejściem sprawia, że mijany kwiat się zakołysze. To także nie muśnięcie spódnicy tworzy fałdę na zasłonie. Kiedy jest się Światłem, tylko emocje potrafią wprawić w drżenie świat materialny: napad frustracji, gdy gospodarz zbyt szybko zamyka czytaną powieść, może musnąć mu włosy i sprawić, że podejdzie do okna, by sprawdzić, czy nie ma przeciągu; westchnienie żalu, że pięknej róży nie można powąchać, potrafi przegonić pszczołę; cichy śmiech ze źle dobranego słowa może sprawić, że uczeń poczuje niewyjaśniony dreszcz zimna.
Zadzwonił dzwonek. Wszyscy, także blady chłopak, zamknęli książki i zaszurawszy krzesłami, ruszyli w kierunku drzwi. Brown się ocknął.
– Jutro przyniosę film – ogłosił. – I macie mi na nim nie zasnąć, bo inaczej będziecie musieli odegrać go sami.
Kilka osób zaśmiało się, słysząc tę groźbę, ale większość już się oddaliła, jeśli nie ciałem, to przynajmniej duchem.
Tak to się zaczęło. Kiedy jest się Światłem, dzień i noc mają mniejsze znaczenie. Noc nie jest potrzebna do odpoczynku – to tylko kilka irytujących godzin ciemności. Ten łańcuch dni i nocy pomaga jednak Żywym odmierzać swoją podróż. To historia mojej podróży z powrotem do świata Żywych. W ciągu niespełna tygodnia miałam znów zamieszkać w ludzkim ciele.
Światła pochylenie
Laura Whitcomb
Tłumaczenie: Joanna Bogunia, Dawid Juraszek
ISBN: 978-83-927322-4-2
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 232
Za zgodą Wydawnictwa: http://www.initium.pl/oferta/szczegoly/swiatla-pochylenie
Polub na FB: https://www.facebook.com/wydawnictwo.initium?ref=ts&sk=wall