Straciłam wszystko w kilka minut – historia Aleksandry, ofiary oszustwa bankowego

Avatar photo
23 maja 2025,
dodał: Małgorzata Kopeć

Jeszcze rok temu byłam pewną siebie, zapracowaną kobietą, która miała swoje rytuały, spokój i przekonanie, że jeśli robi się wszystko „jak trzeba”, to zło nie ma szans się wedrzeć do naszego świata. Nazywam się Aleksandra, mam 37 lat i chcę opowiedzieć Wam swoją historię — nie po to, by wzbudzić litość, ale by przestrzec i dać nadzieję tym, którzy mogą znaleźć się w podobnej sytuacji.

Zaczęło się zupełnie niewinnie — telefon odebrany między spotkaniami, głos w słuchawce przedstawiający się jako „specjalista ds. bezpieczeństwa” z mojego banku. Pan był uprzejmy, rzeczowy, miał dostęp do moich podstawowych danych. Mówił szybko, ale z taką pewnością siebie, że ani przez chwilę nie poczułam niepokoju. Poinformował mnie, że na moim koncie została odnotowana „podejrzana aktywność” i że musimy to natychmiast zablokować, zanim ktoś ukradnie mi pieniądze.

Dostałam instrukcję, by zainstalować specjalne oprogramowanie — niby do zdalnego kontaktu z „działem bezpieczeństwa”. Wpisałam kilka kodów, zatwierdziłam sms-y, które przyszły z prawdziwego numeru banku. Tak myślałam. Przez kolejne kilkanaście minut trwała „operacja zabezpieczenia środków”. Nawet nie zauważyłam, że zamiast chronić, oddałam wszystko.

W ciągu godziny moje konto zostało wyczyszczone do zera. Dodatkowo na moje dane zaciągnięto kredyt na 100 tysięcy złotych.

Dotarło to do mnie dopiero wieczorem, gdy zalogowałam się na konto, by opłacić rachunki. Nie mogłam oddychać. Najpierw był szok, potem płacz, a wreszcie kompletny paraliż. Miałam wrażenie, że to sen, z którego zaraz się obudzę. Ale nie obudziłam się.

Przez kolejne dni żyłam jak w mgle. Czułam się nie tylko okradziona, ale przede wszystkim upokorzona. Jak mogłam dać się nabrać? Przecież nie jestem naiwna. Przecież tyle się o tym mówiło w telewizji. A jednak… Stało się. Oszuści nie tylko zabrali moje pieniądze. Zabrali mi spokój, pewność siebie i wiarę w ludzi.

Zaczęłam unikać znajomych, pracy, rozmów. Zamykałam się w sobie. Zadłużona, bez oszczędności, z kredytem widniejącym na moim koncie, czułam, że wszystko się skończyło. Myśli krążyły wokół jednego: że nie ma już wyjścia. Że może lepiej… po prostu zniknąć.

Na szczęście wtedy wkroczyli moi przyjaciele. Jeden z nich, Michał, był dosłownie aniołem w ludzkiej skórze. Nie tylko zmusił mnie do rozmowy, ale też zorganizował pomoc. Namówił mnie, żebym opowiedziała swoją historię. Z jego inicjatywy powstała zbiórka internetowa — na portalu, którego wcześniej nawet nie znałam. Opisał wszystko dokładnie, dodał zdjęcie, poprosił o wsparcie.

Nie spodziewałam się niczego. Tymczasem w ciągu kilku dni zebrano kilka tysięcy złotych. Potem kilkanaście. Ludzie, zupełnie obcy, wpłacali po 10, 20, 50 złotych i zostawiali komentarze, że mnie rozumieją, że są ze mną, że to mogło spotkać każdego. Płakałam z wzruszenia. Po raz pierwszy od wielu tygodni — nie z bezsilności, tylko z wdzięczności.

Dzięki tym środkom udało się spłacić część zobowiązań i opłacić prawnika, który podjął walkę z bankiem i instytucjami finansowymi. Proces nadal trwa, ale już dziś wiem, że odzyskam część pieniędzy. Udało się też namierzyć ślady po sprawcach — choć to długi proces, to jest światełko w tunelu.

Najważniejsze, co odzyskałam, to nie były pieniądze. To była wiara. W siebie. W innych. W to, że ludzie potrafią się wspierać, nawet jeśli się nie znają. Dziś znów pracuję, odbudowuję swoje życie i dzielę się tą historią, byś Ty — jeśli kiedykolwiek znajdziesz się w podobnej sytuacji — wiedział lub wiedziała, że to nie koniec.

Oszustwo nie czyni z Ciebie głupca. Ono uderza w ludzkie zaufanie, w naszą naturalną skłonność do wierzenia w instytucje, w drugiego człowieka. To zło, które można pokonać tylko wspólnie.

Nie bój się prosić o pomoc. I nie oceniaj, jeśli ktoś obok jej potrzebuje. Każdy z nas może być Aleksandrą. Ale każdy z nas może też być Michałem.

nadesłane: Aleksandra”Piszczałka”