Rozmowa z Joanną Podsadecką – autorką biografii Małgorzaty Braunek
Z przyjemnością przedstawiamy Wam nasz wywiad z Joanną Podsadecką – autorką książki poświęconej wyjątkowej kobiecie, która weszła do historii polskiego kina jako odtwórczyni ról niebanalnych, odważnych kobiet. Książka Braunek. Biografia miała premierę 13 listopada br. Jesteśmy już w trakcie lektury i gorąco polecamy Wam tę świetną opowieść o życiu i dokonaniach tak niezwykłej osoby.
Co sprawiło, że zainteresowała się Pani właśnie tą aktorką?
Dostałam taką propozycję wydawniczą. Od pierwszej chwili czułam, że chcę napisać tę biografię, bo życie Małgorzaty Braunek to historia zarówno na wciągającą książkę, jak i na film. W jej poszukiwaniach autentyczności i głębi odnalazłam również swoje poszukiwania. Zrozumiałam, że wielu czytelników będzie mogło się zainspirować jej życiem, jej odwagą sięgania po swoje marzenia. Interesowało mnie, skąd brała moc, by czasem stawiać wszystko na jedną kartę. Odeszła od reżysera Andrzeja Żuławskiego dla obieżyświata Andrzeja Krajewskiego, bo przy nikim wcześniej nie czuła się tak jak przy nim. Zaryzykowała i wygrała wielką miłość, która trwała do końca jej życia. Zrezygnowała z aktorstwa w czasie, gdy jej kariera była rozpędzona (miała za sobą głośne role Oleńki w „Potopie” Hoffmana, Ireny w „Polowaniu na muchy” Wajdy czy w „Lalce” Bera), bo poczuła, że chce się duchowo wzmocnić. Zaczęła podróżować na Daleki Wschód i została mistrzynią buddyzmu zen. Żadnej z tych decyzji nigdy nie żałowała, choć gdy je podejmowała, wielu uważało, że oszalała.
Jak zbiera się materiały do rzetelnej i kompletnej biografii po śmierci bohaterki? Zebranie materiału zapewne nie było łatwe?
Bardzo lubię etap robienia researchu do swoich książek. Staram się przeczytać, wysłuchać i obejrzeć na temat mojego bohatera wszystko, co istnieje, zanim przystąpię do rozmów z ludźmi, którzy go znali. Kupowałam mnóstwo archiwalnych pism, przede wszystkim z lat 70., żeby znaleźć takie treści, które nie są łatwo dostępne. Oglądałam filmy, słuchałam nagrań, czytałam wspomnienia artystów (na przykład Daniela Olbrychskiego czy Jerzego Hoffmana), z którymi pracowała Małgorzata Braunek. Etapy pracy dzieliłam tematycznie.
Kto udzielił Pani największego wsparcia podczas pracy nad biografią? Czy rodzina Małgorzaty Braunek zaangażowała się w powstawanie książki?
Tak, rodzina Małgorzaty Braunek była zaangażowana w powstawanie tej biografii. Zaczęło się od kontaktu z córką mojej bohaterki – Oriną Krajewską. Do dziś jest to osoba, która bardzo mnie wspiera. Szczególny rodzaj więzi wytworzył się między mną a Andrzejem Krajewskim, mężem Małgorzaty Braunek. Od naszego pierwszego spotkania nie miałam wątpliwości, dlaczego ona zmieniła dla niego swoje życie. Andrzej ma głębię, która niemal natychmiast ujawnia się w trakcie rozmowy. A odbyliśmy tych rozmów setki, wciąż odbywamy. Zrozumiałam, dlaczego ona była taka szczęśliwa u jego boku.
Czy coś zaskoczyło Panią podczas zagłębiania się w życie Małgorzaty Braunek?
Mnóstwo rzeczy mnie zaskakiwało! Chociażby siła więzi łączących ją z członkami Wesołego Autobusiku – paczki przyjaciół, która od lat 70. nie tylko angażowała się w opozycję antykomunistyczną, ale i jeździła razem na wakacje do Dębek, by spędzać je na plaży nudystów. W Wesołym Autobusiku byli wybitni przedstawiciele tej epoki m.in. ilustrator, malarz, grafik Andrzej Dudziński, który zrobił karierę w Nowym Jorku; John Porter (piosenkarz walijskiego pochodzenia), profesor Jerzy Porębski z warszawskiej ASP, Ewa Kulik-Bielińska, która dzisiaj szefuje Fundacji Batorego; poeta i muzyk Maciej Zembaty, reżyserka Magdalena Łazarkiewicz, aktorka Halina Golanko, reżyser Andrzej Kotkowski… Mogłabym wymieniać długo. Ci ludzie bawili się razem i wspólnie przeżywali dramaty. Po prostu kochali być razem.
Co jest najtrudniejsze w pisaniu biografii?
Ważenie racji. Bywają sytuacje, w których dwie osoby uczestniczące w tym samym wydarzeniu opowiadają je zupełnie inaczej. Sprawa komplikuje się, gdy tylko te dwie osoby w nim uczestniczyły, obie już nie żyją, a po każdej pozostało zapisane wspomnienie tego momentu, z tym że wersje znacząco się od siebie różnią. Gdy niemożliwym wydaje się ustalenie, jak było naprawdę, pozostaje zacytowanie dwóch relacji i uświadomienie czytelnikowi, że być może nigdy nie uda się dociec, z jakiego powodu któreś z tych dwojga postanowiło zniekształcić obraz rzeczywistości.
Czy zamierza Pani napisać jeszcze jakąś biografię? Może jest jeszcze osoba, która Pani zdaniem w pełni zasługuje na to, żeby przedstawić jej historię w postaci książki?
Oczywiście, że są takie osoby, których biografie chciałabym napisać. Nawet toczę rozmowy na ich temat z wydawnictwem. Ale przyjęło się, że przedwcześnie nie wypada ujawniać takich planów. Mogę jednak powiedzieć, że bardzo mnie ciągnie do opisywania życia artystów. Interesują mnie portrety twórców w całej ich złożoności, psychologia tych postaci, ich niejednokrotnie sprzeczne apetyty, tęsknota za harmonią i burzenie harmonii, poszukiwanie inspiracji, brak zrozumienia otoczenia dla ich pragnień, potrzeb i tęsknot.
Jakie książki lubi Pani czytać? Kto jest Pani mistrzem w pisaniu?
Kocham ten rodzaj namysłu nad światem, który prezentuje Wiesław Myśliwski. Uważam go za najwybitniejszego żyjącego polskiego pisarza. Chociażby jego „Ostatnie rozdanie” zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Interesują mnie językowe poszukiwania i eksperymenty krakowskiego autora Wita Szostaka (polecam „Wróżenia z wnętrzności” lub „Cudze słowa”). Cenię prozę Joanny Bator (ostatnio jej „Ucieczkę niedźwiedzicy”), Tadeusza Konwickiego, Amosa Oza czy Olgi Tokarczuk. Mimo że wymieniam teraz przede wszystkim powieściopisarzy, to najczęściej sięgam po literaturę faktu: biografie, wywiady rzeki. Lubię się zastanawiać nad tym, czy to, jak zadziwiającymi drogami czasem prowadzi nas los, to raczej przypadek czy przeznaczenie.
Kojąco działają na mnie książkowe rozmowy z psychologami i psychoterapeutami (m.in. Davidem R. Hawkinsem i Bartłomiejem Dobroczyńskim). Fascynują mnie meandy ludzkiego umysłu i natura emocji.
Inspiruje mnie filozofia ks. Józefa Tischnera. Poza tym w wielu momentach wracają do mnie poruszające teksty Agnieszki Osieckiej. Wciąż odkrywam nowe możliwości ich interpretowania.
Mąż Małgorzaty Braunek, Andrzej Krajewski, czytał mi niedawno poezję szwedzkiego poety Gunnara Ekelöfa w swoim tłumaczeniu. Jestem nią zachwycona. Życie daje wiele okazji do zachwytu.