Polecana włoska restauracja Katowice – La Grotta, opinia
2 października 2013, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny
W ramach naszej kulinarnej akcji Blogerzy Smakują mamy przyjemność zaprezentować kolejną recenzję, tym razem zagościliśmy we włoskiej restauracji La Grotta
Zanim przejdę do jakiegokolwiek omawiania, oceniania czy komentowania, najpierw chciałabym się wywiązać z części formalnej, później już będzie mniej oficjalnie ;)
Restauracja La Grotta
ul. WAWELSKA 3
40-098 Katowice
Informacje:
Testowanie restauracji odbyło się w ramach akcji kulinarnej – Blogerzy Smakują, której organizatorem jest portal Urodaizdrowie.pl. Zapraszam do śledzenia ich strony, gdyż lista restauracji na bieżąco się rozszerza i aktualizuje, więc warto!
Lokal, który odwiedziłam to La Grotta Ristorante & Pizzeria. La Grotta to fantastyczna włoska restauracja położona na tyle blisko centrum Katowic, by łatwo się tam dostać nawet spacerkiem po pracy czy zajęciach na uczelni (albo zamiast zajęć J) i na tyle daleko, by nie dało się poczuć tego całego zgiełku wielkiego miasta. Jednym słowem – idealnie. Tak piszę, że miejsce to dobrze położone jest, zapytacie zatem gdzie? Już spieszę z adresem dla Was i zanotujcie go sobie, bo warto. Otóż smacznie zjecie i nie pożałujecie na ulicy Wawelskiej pod numerem 3 (tuż obok dworca PKP). Na koniec tego całego wstępu dodam tylko, że lokal odwiedziłam ze swoim przyszłym mężem Pawłem, który wykonał część poniższych zdjęć.
Strona WWW lokalu: http://www.lagrotta.org.pl/
Fb: http://www.facebook.com/LaGrotta.Katowice
Wygląd restauracji:
Schludno, czysto, ale prosto. Jednym słowem KLIMATYCZNIE. W tle leciała spokojna muzyka, dookoła unosił się zapach włoskiej kuchni, ściany zdobiły liczne ilustracje w ramach, a nad oszkloną szafką w rogu zawisło motto „LOVE is a beautiful dream”. Plus za napis, plus za ramy i plus za prostotę, czyli już trzy plusy ode mnie.
Lokal dysponuje czterema poziomami. Wchodzimy na pierwszy i mamy do dyspozycji dwa poziomy w górę i jeden w dół. Paweł stwierdził, że lokal nie jest nudny. Ma rację, bo stali bywalcy przy każdej wizycie mogą siedzieć w innym miejscu, a jest z czego wybierać.
Jedyny drobny minus, który zamierzam wytknąć to papier toaletowy – niezałożony na właściwe miejsce. Z tyłu położona była wielka rola papieru, a w podajniku… pusta rolka. Przeoczenie, zaniedbanie? Nie wiem.
Obsługa:
Muszę przyznać, że obsługa była nad wyraz miła i troskliwa, ale nie przesadnie uciążliwa. Bywały momenty, gdy czułam się jak gwiazda w tym lokalu, niczym sama Magda Gessler ;) ale absolutnie mi to nie przeszkadzało. Kolejnym plusem jest przelewanie napoi do szklanki przy kliencie. Nie wszędzie tak robią, a klient chciałby przecież wiedzieć, co dostaje do picia i czy jest to zgodne z jego zamówieniem.
Ponadto, w La Grotta bywają nawet rodowici Włosi, a obsługa w mig dostosowuje się „językowo” do ich obsługi. Tu plus za kompetencje językowe.
I dzwoneczek – ciekawe rozwiązanie informujące kelnera, że danie gotowe – plusik za dobrą organizację.
Potrawy i ceny:
Coś do picia? O, tak! Już na początku kelner widział, że długo będziemy myśleć nad jedzeniem… Paweł jako miłośnik herbaty i kierowca tego dnia otrzymał dzbanuszek pełen dobrej jakościowo, jak twierdził, herbaty (6zł). Ja z kolei gustuję w winach, co nie zdziwi czytelników mojego bloga. Mój wybór padł na kieliszek wina Lambrusco Amabile (9zł), półsłodkie, czerwone, gazowane. I musze przyznać, że nie zawiodłam się, choć na co dzień gustuję raczej w winach półwytrawnych.
Na początek zaserwowano nam przygotowany wcześniej SPECJALNIE DLA NAS starter. „Przygotowany wcześniej” wcale nie oznacza, że czekał na nas cały dzień, aż łaskawie się zjawimy. Był smaczny, ciepły i świeży. Nie sprawiał wrażenia odgrzewanego, lecz przygotowanego bezpośrednio przed podaniem. Co to było? Otóż był to, jak powiedział nasz przesympatyczny kelner, włoski specjał ratatouille. Znam makarony, pizzę i tiramisu z kuchni włoskiej, ale ratatouille nie, toteż zapisałam sobie nazwę, by sprawdzić, czym owe ratatouille jest. Słowo to już wcześniej obiło się o moje uszy, wiedziałam, że to COŚ do jedzenia, coś bliżej nieznanego. Swoją drogą kojarzy się z bajką o szczurku – Ratatuj – której w sumie też nie widziałam, ale może po wizycie w La Grotta nadrobię filmowo – kulinarne zaległości.
Zatem ratatouille to jarska potrawa prowansalska, która opiera się na składnikach warzywnych, przede wszystkim na bakłażanach, cukinii, papryce, cebuli i pomidorach.
Prowansalska to jednak nie włoska, toteż kelner nas oszukał, ale darujemy mu to ;) Włoskim odpowiednikiem ratatuj (spolszczona nazwa też jest akceptowalna) jest peperonata, tzw. bigos włoski. Pawłowi zdawało się to przypominać leczo. W sumie to niegłupie porównanie.
Takie bezmięsne leczo, za to wyjątkowo smaczne. Do tego otrzymaliśmy koszyczek z pieczywem. Trzy rodzaje pieczywa wśród których znalazły się małe włoskie bułeczki oraz focaccia, czyli „ciasto pizzowe z pieca”, co udało mi się przepisać z ichsiejszego MENU.
Po przystawce nadeszły nasze dania główne. Jakoś szczególnie długo nie musieliśmy czekać. Paweł, za poleceniem kelnera, zamówił risotto La Grotta, ja natomiast miałam wielką chęć na lasagne La Grotta.
RISOTTO LA GROTTA (21 zł): ryż włoski, kurczak, cukinia, cebula, pieczarki – bardzo dobre i sycące danie, które zawiera wszystko, co potrzeba, czyli porcję węglowodanów, białka, warzywa i wyważony smak. Mnie zdawało się to troszeczkę ostre, ale to raczej wynik zabaw Pawła z wielkim młynkiem do pieprzu, aniżeli złego przygotowania przez kucharza.
LASAGNE LA GROTTA (29 zł): płaski makaron, sos bolognese, szynka, ser, filet z kurczaka, sos beszamelowy, całość zapiekana w piecu – smaczne, ale bez rewelacji, chyba bardziej smakowało mi risotto Pawła J
Po jedzonku czas na… dalsze jedzonko, zatem czas na deser. Nasz wybór to tiramisu dla mnie i pannacotta dla Pawła.
TIRAMISU (13,5 zł) – jak podkreślił kelner „tiramisu własnej produkcji” – miękkie biszkopty, delikatny krem z mascarpone, wyczuwalna nuta kawy i alkoholu, fantastyczne, przepyszne, rewelacyjne i w ogóle NAJ
PANNACOTTA (12 zł) – dobra, bo z malinami, które bardzo lubię, ale nie przebiła tiramisu.
Doskonałym podsumowaniem deserów będą chyba słowa Pawła przed i po:
PRZED: „Tylko nie tiramisu, ja nie chcę tiramisu!”
I PO: „…ale tiramisu było znacznie lepsze” :D
Podsumowując, restauracja La Grotta zadbała o nasze wszystkie zmysły – ciekawy wystrój i kompozycje na talerzach nasyciły oczy, muzyka płynęła wprost do uszu, zapach zaostrzał apetyt, każdy kęs miło łaskotał podniebienie, a smak jest nie do opisania. Musicie skosztować sami!
Testowała:
Marta – Moje motto to: „Smak i wygląd to podstawa kulinarnego sukcesu”
Prowadzi bloga: pysznieumarty.blogspot.com
zobacz również:
- Akcja Blogerzy Smakują – przyłącz się!
- Baza Testerek i Blogerek
- Obecnie testowane restauracje – zgłoś się!
- Pozostałe recenzje blogerek