Od zera do własnego butiku – historia kobiety, która odzyskała siebie po rozwodzie


dodał: Małgorzata Kopeć
Mam na imię Iwona. Mam 49 lat i od roku jestem właścicielką niewielkiego butiku w centrum miasta. Zawsze, gdy staję rano za ladą, zaparzam kawę i wieszam nowe sukienki na stojaku, myślę o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie. Jeszcze kilka lat temu nie wierzyłam, że to możliwe. Byłam żoną. Tylko żoną. I tylko matką. Zgubiłam siebie tak bardzo, że nie pamiętałam, kim jestem, co lubię, czego chcę. A potem przyszedł rozwód.
Z mężem byliśmy razem 27 lat, z czego 25 byłam całkowicie zależna – finansowo, emocjonalnie, życiowo. Nie pracowałam, bo „nie było takiej potrzeby”. Mąż dobrze zarabiał, ja zajmowałam się domem i dziećmi. Z perspektywy czasu wiem, że to był model, który w moim przypadku się nie sprawdził. Uzależniłam się od niego do tego stopnia, że bałam się podjąć jakąkolwiek decyzję bez jego akceptacji. Gotowałam, sprzątałam, byłam „do dyspozycji”. Aż któregoś dnia oznajmił mi, że odchodzi. Miał już inną. Młodszą.
Zostałam z niczym. Naprawdę z niczym. Bez pracy, bez doświadczenia, bez pieniędzy, bez poczucia własnej wartości. Nasze dzieci były już dorosłe – najmłodsza córka właśnie zaczęła studia. Pamiętam moment, kiedy siedziałam na kanapie, z rozwodowymi papierami w rękach i kompletną pustką w głowie. Nie miałam planu. Miałam tylko strach.
Nie wiem, skąd wzięła się we mnie ta siła. Może z upokorzenia, które czułam. A może z chęci udowodnienia – sobie przede wszystkim – że potrafię. Zaczęłam od kursu komputerowego w bibliotece miejskiej. Potem wzięłam udział w szkoleniu dla kobiet wracających na rynek pracy. Dowiedziałam się o dofinansowaniach dla osób zakładających działalność gospodarczą. Przez tydzień nie spałam, czytając regulaminy, pisząc wnioski, ucząc się słów takich jak „biznesplan” i „marża”.
Wiedziałam jedno – zawsze kochałam modę. W młodości szyłam sobie ubrania, przerabiałam spódnice, dobierałam dodatki mamie i koleżankom. Nawet w czasie małżeństwa, choć zakupy robiłam rzadko, miałam wyczucie stylu. Często słyszałam: „Iwona, Ty to zawsze tak gustownie wyglądasz”. Postanowiłam zaryzykować. Założyć butik.
Dostałam dofinansowanie. 32 tysiące złotych. Dla mnie – majątek. Wynajęłam mały lokal. Kupiłam podstawowe wyposażenie, skromne lustra, kilka stojaków. Zamówiłam pierwszą partię ubrań – głównie sukienki, bluzki, płaszcze. Wszystko starannie wyselekcjonowane – klasyczne kroje, dobre tkaniny, rozsądne ceny. Sama wszystko prasowałam, wieszałam, fotografowałam. Nauczyłam się obsługi social mediów. Sama stworzyłam logo i stronę internetową. Zaczęłam od zera, ale z sercem.
Pierwszego dnia przyszło pięć klientek. Pamiętam każdą z nich. Jedna powiedziała: „Czuć tu dobrą energię”. Płakałam wieczorem ze szczęścia. Po raz pierwszy od lat ktoś powiedział, że robię coś dobrze.
Dziś mój butik działa już ponad rok. Mam stałe klientki, które wracają. Prowadzę sprzedaż online, wysyłam paczki do całej Polski. Butik to nie tylko praca – to moje miejsce. Moje zwycięstwo. Moje odbudowane poczucie własnej wartości. Codziennie udowadniam sobie, że jestem silna, niezależna, że mogę być kobietą, która nie boi się życia.
Nie powiem, że było łatwo. Bywały dni, gdy miałam ochotę rzucić wszystko, gdy bałam się, że nie zapłacę rachunków. Ale dziś wiem, że warto było przejść przez piekło, by odkryć siebie na nowo. Najtrudniejsze było uwierzyć, że coś jeszcze przede mną. Że po pięćdziesiątce nie jestem „za stara”, „za mało nowoczesna”, „niewykształcona”. Bzdura. Najlepsze dopiero się zaczęło.
Piszę to dla każdej kobiety, która myśli, że jest już za późno. Nigdy nie jest. Trzeba tylko zrobić pierwszy krok. I przestać czekać, aż ktoś nas uratuje. Bo prawda jest taka: same siebie musimy uratować.
nadesłała: IwonaK.