Kelly, po wydarzeniach nocy Samhain, w której odegrała rolę zbawicielki świata oddaje się pasji aktorstwa, teraz jednak wciela się w postać słynnej Julii, mając nadzieję na kolejny błyskotliwy sukces. Fascynuje ją energia i uroda ciemnych, świetlistych skrzydeł, podobnych do mrocznej zorzy polarnej w kolorze indygo. Dysponuje jednak już tylko połową swojej mocy, tą odziedziczoną po matce i ciągle uczy się jej używać. A przynajmniej do czasu, gdy podstępny chochlik, nie okrada jej nawet z tego daru. Sonny tymczasem uwięziony w Zaświatach wykonuje zlecone mu przez Oberona zadanie likwidowania Dzikich Zastępów przy użyciu potężnej i niebezpiecznej magii własnej krwi. Janusowie pozostali na ziemi strzegą wrót i walczą z magicznymi, krwiożerczymi i upiornymi istotami. A na wrotach pojawia się coraz więcej rys i pęknięć. Koszmary nawiedzają także sny Kelly i ostrymi jak sztylety ząbkami kąsają jej serce, tyle że żarłoczna otchłań snu okazuje się być projekcją rzeczywistych wydarzeń. Mówi się, że miłość jest ślepa i głucha, jednakże gdy Kelly i Sonny wreszcie ponownie się spotykają wszystko jest nie tak, jakby nawet Zaświaty sprzysięgły się przeciwko ich miłości. Dodatkowo Oberon zapada na dziwną i niewyjaśnioną chorobę, schodzi więc na ziemię w poszukiwaniu schronienia. Jego azylem staje się teatr, tutaj jednak dochodzi do bitwy, w której w zielonym rozbłysku magii ujawnia się pewna pokrętna tajemnica związana z ojcostwem Sonnego i mocą, która płynie w jego krwi. Aby go chronić, Kelly wyrzeka się uczuć, a tym samym zamyka swoje serce. Lasley Livingston w kolejnej odsłonie oferuje nam szekspirowski klimat „Snu nocy letniej”, o którym nie daje zapomnieć i który stanowi swoistą kanwę opowieści. Łączy dwie płaszczyzny poznania, bowiem tym razem odkrywa przed nami także Zaświaty przerzucając swobodnie bohaterów pomiędzy nimi, tym samym zabarwiając opowieść większą dawką elfiej nieokiełznanej magii. Wprowadza też do historii ogromną galerię czarodziejskich stworzeń, gdzie utopce, driady, gwyliony i duszki opiekuńcze mieszają się ze strzygami Zielonymi Pannami, czerwonymi kapturkami zwanymi piekielnikami i chochlikami, które są paskudnymi i bezlitosnymi Zielonymi Ludkami. Intryga obejmuje już nie tylko Oberona i Mabh, na scenę wkracza też królowa Tytania, która pomimo pozorów dobroci, ukrywa przed wszystkimi pewien mroczny sekret. Jak się więc okazuje po raz kolejny, elfom nie można ufać, nie można prosić ich o pomoc i najlepiej nie mieć z nimi do czynienia. Jednakże Kelly nie chce się wyrzec swojego dziedzictwa, a jako śmiertelniczka obdarzona jest umiejętnością kłamstwa. I właśnie ta ludzka cecha okazuje się kluczem i ucieczką. Jak na razie sprawdza się znakomicie.
„Mroczne światło” pozostaje kontynuacją opowieści znakomitej, lekkiej i delikatnej jak wiosenny wiatr, czarującej jak syreni śpiew i sympatycznie figlarnej jak żarty puków. Tym razem jednak autorka wplata w opowieść intrygę, kłamstwa i pewną dawkę okrucieństwa, które ciążą nad bohaterami, jak widmo burzy po upalnym dniu. Elfy nie władają jedynie cudowną krainą, gdzie pije się wino, słucha upajającej muzyki i tańczy do utraty przytomności. To także mroczna otchłań, tak czarna i beznamiętna, jak burzowe niebo, pozbawione gwiazd. Lekkość baśni, gdzie magia niczym magiczny pył oplata naszą wyobraźnię zaburza więc świadomy lęk, niepokój i walka o przetrwanie.
Jest to jednak lektura, która ma moc rzucania owego swoistego uroku, sprawiając, że przedstawiony świat wnika do naszej duszy i pozwala nieść się wiatrom opowieści. Można zachłysnąć się elfim klimatem, który nie tylko wkracza w realizm znanego nam świata, ale otwiera przed nami swoje podwoje i królestwa. Polecam serdecznie, kontynuacja jest równie fascynująca, jak jej poprzedniczka.
Marta D.