„Miłość i turbulencje” – recenzja

18 lutego 2014, dodał: Milena999
Artykuł zewnętrzny

Kiedy patrzymy na coś z góry, uzyskujemy zupełnie inną perspektywę. O tym najpełniej przekonują się Antoine i Julie, bohaterowie komedii romantycznej w reżyserii Castagnettiego. „Miłość i turbulencje” to opowieść ciepła i urzekająca, która z oczu niejednej kobiety wyciska łzy wzruszenia i doskonale wpisuje się w swój wzorzec gatunkowy. Co wobec tego ją wyróżnia spośród setek podobnych produkcji?

miloscturb
Przede wszystkim nie epatuje wulgarnością ani kiczem. Sprawnie balansuje na granicy autentyzmu i przesłodzenia. Nie korzysta ze zgranych już motywów. To rozmowa dwojga ludzi, którzy kiedyś byli parą, ale burzliwie się rozstali. To zlepek retrospekcji, doprawionych inteligentnym poczuciem humoru. To w końcu spojrzenie na tę samą sprawę z dwóch różnych punktów widzenia i poszukiwanie wspólnego mianownika, którym okazuje się miłość. Antoine to przystojny prawnik, nade wszystko ceniący przelotne romanse. Julie jest niedocenianą artystką, która tłumi swoją spontaniczność i pełni szczęścia dopatruje się w związku z ambitnym i odpowiedzialnym doradcą podatkowym. W filmie w pełni wybrzmiewa chichot losu – w momencie, kiedy oboje zdają się być wrośnięci w swój tryb życia i pogodzeni z przeszłością, nieoczekiwanie znajdują się w tym samym samolocie, a nawet na sąsiednich fotelach. Teraz mają siedem godzin, aby po raz kolejny przyjrzeć się dawnemu związkowi, rozwiać wątpliwości, wskrzesić miłe chwile, a może nawet stworzyć fundamenty dla nowej relacji…

turbulencje
Castagnetti żongluje popularnymi symbolami miłości, mamy tu więc kolacje przy świecach i wyprawy na szczyt wieży Eiffla nocą. Słodycz neutralizowana jest jednak inteligentną ironią, a wyrazu dodają postaci drugoplanowe – Clementine Celanie jako służąca „dobrymi” radami mama Julie oraz Jonathan Cohen – uroczy kumpel – oferma. Nicolas Bedos jako Antoine przyciąga urokiem wiecznego chłopca, jednak nieco mniej przekonujący jest podczas wygłaszania patetycznych wyznań. Ludvine Sagnier w roli Julie budzi sympatię uśmiechem, choć nieco brak jej swobody i frywolności. Fabuła (poza nietypową lokalizacją w przestworzach) nie zadziwia oryginalnością, ale mimo to wciąga. Jeśli doliczymy do tego prześliczne francuskie plenery i klimatyczną muzykę, otrzymujemy film idealny na leniwe niedzielne popołudnie. Najlepiej u boku drugiej połówki.






Możesz śledzić wszystkie odpowiedzi do tego wpisu poprzez kanał .

Dodaj komentarz