Nie wiem, jak u Was, ale u mnie śliwki zawsze przywołują wspomnienia późnego lata i babcinego ogrodu. Te mięsiste, lekko kwaśne owoce, które pod skórką skrywają słodki miąższ, to jeden z moich ulubionych składników deserowych. I właśnie dlatego dziś dzielę się z Wami przepisem na ciasto, które pachnie jak niedziela w domu – maślankowiec ze śliwkami. Miękki, wilgotny, puszysty… a jednocześnie tak prosty, że robi się niemal sam.
Nie trzeba być cukiernikiem ani mieć wypasionej kuchni z marmurowym blatem – wystarczy miska, łyżka i kilka podstawowych składników. A najpiękniejsze w tym cieście jest to, że możecie je dowolnie modyfikować. Nie macie śliwek? Użyjcie moreli, malin, jabłek, gruszek, a nawet mrożonych owoców leśnych. Maślanka sprawia, że ciasto pozostaje wilgotne przez kilka dni, choć szczerze mówiąc… u mnie nigdy tyle nie przetrwało.
Co będzie nam potrzebne?
-
2 szklanki (z górką) mąki pszennej – ja użyłam tortowej
-
2 pełne łyżki mąki ziemniaczanej
-
3 duże jajka
-
¾ szklanki cukru
-
50 g masła (stopionego i lekko przestudzonego)
-
1 łyżeczka proszku do pieczenia
-
1 łyżka ekstraktu waniliowego lub aromatu
-
250 ml maślanki – u mnie sprawdziła się łowicka
-
30–40 dag śliwek (użyłam klasycznych węgierek)
Na wierzch:
-
Kruszonka: 2 pełne łyżki miękkiego masła, 2 łyżki cukru pudru, 4 łyżki mąki
Proces wypieku pysznego ciasta maślankowego ze śliwkami
Zaczęłam od klasyki – czyli zmiksowania całych jajek z cukrem. Wiem, że niektórzy oddzielają białka od żółtek, ubijają pianę i tworzą cuda, ale ja stawiam na prostotę. Mikser poszedł w ruch i po 3–4 minutach miałam piękną, puszystą masę o jasnej barwie.
W osobnej misce wymieszałam obie mąki z proszkiem do pieczenia. Potem do masy jajecznej dodałam suche składniki, wlałam maślankę, łyżkę waniliowego ekstraktu i stopione masło. Nie miksowałam dalej – wystarczyło kilka energicznych ruchów łyżką. Chodzi o to, żeby ciasta nie „przemęczyć”, bo wtedy traci na puszystości.
Formę (okrągłą, o średnicy 25 cm i wysokości 6 cm) wyłożyłam papierem do pieczenia, chociaż można ją też po prostu natłuścić i oprószyć mąką. Przelałam ciasto, wygładziłam wierzch i zabrałam się za śliwki. Przekroiłam je na pół, usunęłam pestki i poukładałam na cieście skórką do dołu – lekko je wciskając. To nie tylko wygląda pięknie, ale też dzięki tej metodzie owoce lepiej „siedzą” w cieście.
Na koniec – kruszonka. Wystarczyło rozetrzeć w palcach masło z mąką i cukrem pudrem, aż powstały charakterystyczne okruszki. Posypałam nimi śliwki, po czym całość powędrowała do piekarnika nagrzanego do 180°C (góra-dół, środkowy poziom). Po 55 minutach i teście „suchego patyczka”, mogłam już tylko czekać, aż ostygnie.
Choć muszę przyznać – to najtrudniejsza część całego przepisu. Bo jak tu nie sięgnąć po kawałek, kiedy po domu roznosi się zapach maślano-owocowego raju?
Maślankowiec – ciasto, które łączy pokolenia
Dla mnie to ciasto jest jak ciepły koc w zimny dzień – otula, koi i przypomina, że niektóre rzeczy nigdy nie wychodzą z mody. Idealne do porannej kawy, na popołudniowy podwieczorek albo jako coś słodkiego po kolacji.
A jeśli zostanie Wam choćby kawałek do następnego dnia (co graniczy z cudem), możecie je zjeść lekko podgrzane, z gałką lodów waniliowych albo odrobiną bitej śmietany. I już nie trzeba deseru z restauracji.
To nie jest ciasto z kategorii „wow, ale efekt!”. Ale jest domowe, miękkie, wilgotne i prawdziwe. Takie, które można upiec bez okazji, dla siebie, dla rodziny. I zjeść bez wyrzutów sumienia, bo przecież odrobina słodyczy jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Spróbujcie, a przekonacie się, że czasem najprostsze przepisy dają najwięcej radości.