Maria Kaczorowska: Psychopozytywność. O mądrym i czułym byciu przy sobie

24 stycznia 2024, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny

Poradnik psychologiczny w obrazkach

Jak być czułym dla samego siebie?
Jak się rozwijać i lubić bez pozytywnej ściemy?
Jak naprawdę dawać sobie wsparcie?

Psychopozytywność” to przekonanie, że dla każdej myśli i emocji jest miejsce – wszystkie są częścią nas, więc zasługują na ciekawość, życzliwość, a także współczucie. Nawet lęk, złość i smutek, odpowiednio traktowane, nie muszą być przeszkodą do dobrego życia.

Fascynująca podróż przez ludzką psychikę i droga do zrozumienia samego siebie.

 

Korzystając z okazji, zaprosiliśmy Autorkę do krótkiej rozmowy:

Jest Pani praktykującą psycholożką i terapeutką. Z jakimi problemami najczęściej zwracają się do Pani pacjenci w ostatnim czasie?

Bardzo często ludzie, którzy zwracają się do mnie szukając pomocy, zmagają się z bolesnym poczuciem, że istnieje duża różnica pomiędzy tym, jak chcieliby żyć, a jak rzeczywiście ich życie wygląda. Podają różne powody – obniżony nastrój, brak motywacji, paraliżujący lęk. Niekiedy również czują się zagubieni wobec pytania, co jest dla nich ważne i trudno jest im oddzielić ich własne wartości i myśli od wyniesionych z domu, „wgranych”, wyuczonych skryptów.

Często wszystkie te problemy mają wspólne podłoże – walka ze swoim własnym umysłem lub próby kontrolowania go. Oprócz bólu, którego nie da się życiu uniknąć, czują dodatkowe cierpienie.

Chciałabym podkreślić, że w swojej praktyce unikam mówienia o „pacjentach”. Osoby, które przychodzą do mnie po pomoc, postrzegam przede wszystkim jako ludzi, którzy mierzą się z bólem – tak samo jak ja. Zdobyłam i wyćwiczyłam przez lata pewne umiejętności i narzędzia, które pomagają żyć w zgodzie ze swoimi wartościami, i przekazuję je dalej. Nie widzę jednak swojej roli jako „tej mądrzejszej, doświadczonej osoby”, która tłumaczy tej „chorej, zaburzonej, słabszej”, jak należy żyć lub ulecza ją.

Bardzo lubię metaforę dwóch gór – ja wspinam się na swoją górę, a osoba pracująca ze mną na swoją. Nie jestem przewodniczką na jego drodze, ale z widok z mojej góry pozwala spojrzeć z innej perspektywy na to, skąd ta osoba przyszła i co przed nią stoi. Z drugiej strony, mój klient widzi lepiej szczegóły swojej drogi – błoto i jeżyny, których ja nie jestem w stanie dostrzec. To osoba, która do mnie przychodzi jest ekspertem od swojej wspinaczki i samego siebie, jednak łącząc nasze perspektywy i umiejętności dążymy do tego, aby ta wędrówka przynosiła jak najwięcej satysfakcji, a jak najmniej cierpienia.

Czy zdarzali się w Pani praktyce pacjenci, którzy byli z jakiegoś powodu „niewyleczalni” lub nie potrafili wejść w konwencję terapii w taki sposób, by przyniosła ona pozytywny skutek?

Oczywiście, czasami to się zdarza. Przychodzą mi na myśl 3 sytuacje, kiedy nasza wspólna praca się nie udaje:

Terapia oparta jest na relacji. Czasami z różnych powodów takiej relacji nie da się nawiązać pomiędzy dwiema osobami. Może być tak, że druga strona nam kogoś przypomina, mówi w pewien sposób i dlatego trudno nam być z nią w bliskości, otworzyć się i pokazać wrażliwe części siebie. W moim przypadku jest to trochę prostsze, ponieważ ludzie znają mnie z socialmediów i mają wstępne wyobrażenie, czego się spodziewać. Taka sytuacja czasem bywa bardzo użyteczna, bo możemy rozpoznać jakiś sztywny wzorzec, który wpływa na życie tej osoby. Skoro tak trudno jej z moim głosem, istnieje duża szansa, że unika innych osób, które mogłyby wnieść coś ważnego do jej życia.

Jeśli ktoś przychodzi do mnie z nadzieją, że go naprawię. Tak jak wspominałam, nie naprawiam ludzi, bo nie wierzę, że są zepsuci. Nie leczę chorób i zaburzeń – pomagam wykształcić umiejętności, które pozwalają prowadzić pełne wartości życie: kierowanie uwagi ku tu i teraz, świadome otwieranie się i akceptację i zaangażowane działanie w kierunku wartości.

Jeśli ktoś spodziewa się, że rozmawianie o problemach wystarczy do zmiany. Pracuję na relacji, obserwując funkcje zachowania mojego i klienta. Próbujemy sobie różnych zachowań podczas sesji i pomiędzy nimi i sprawdzamy jakie są ich efekty. Jeśli ktoś nie ma gotowości do tego, żeby w zaangażowany sposób wejść w relację i ma taki pomysł, że chce być jedynie wysłuchany, bo ma właśnie takie wyobrażenie o terapii – nie podejmuję się takiej pracy. Nie zgadzam się na bycie jedynie słuchaczem. Jeśli ktoś ma pomysł, że zmiana zajdzie sama przez rozmowę – to odsyłam go do kolegów z innych modalności terapeutycznych.

Psychopozytywność to kolejny po ciałopozytywności trend, który ma na celu poprawę naszego spojrzenia na samych siebie. Jaki był główny impuls do napisania tej książki?

Faktycznie, pisząc „Psychopozytywność” inspirowałam się ideą ciałopozytywności. Widzę, jak wiele cierpienia jest spowodowane przez to, że walczymy ze swoimi umysłami, uczuciami, myślami – przez to, że staramy się je zmieniać, kontrolować lub zagłuszać. Nie akceptujemy ich. Często wkładamy mnóstwo energii psychicznej w „naprawianie siebie” i walkę wewnętrzną, zamiast zaangażować się w rzeczy, które są dla nas ważne i w działania prowadzące do takiego życia, jakim chcemy żyć.  W swoim gabinecie – w pracy indywidualnej i na grupach rozwojowych – widzę, jak na moich oczach zmienia się jakość życia osób, które zaczynają przyjmować swój umysł.

Od siedmiu lat staram się propagować tę perspektywę na swoim profilu „Miłe Obrazki”. Czuję, że przez prowadzenie psychoedukacji w takiej formie, mam szansę pomóc wielu osobom mierzyć się z naturalnym dla człowieka bólem.

Z podobnego pragnienia zrodziła się również książka „Psychopozytywność”. Jest ona dla mnie też takim wyjściem „Miłych Obrazków” poza Internet – do szerszej grupy odbiorców i w bardziej skondensowanej formie.

Książka jest oparta na Pani prywatnych doświadczeniach. Czy nie obawiała się Pani takiego „obnażenia” przed innymi, w tym również przed swoimi pacjentami?

Tak jak wspominałam przy okazji metafory dwóch gór – sposób mojej pracy wyklucza opozycję „światły terapeuta” – „chory pacjent”. Jestem zwykłym, cierpiącym człowiekiem, który stara się wybierać dobre życie – pomimo bólu, trudnych myśli, emocji i doświadczeń.

Powszechnie zakłada się, że nasze życie wewnętrzne i emocje to coś wstydliwego, co powinniśmy ukrywać. W swojej książce i na „Miłych Obrazkach” staram się normalizować to, że jako ludzie zmagamy się z różnymi doświadczeniami i przeżyciami.

W „Psychopozytywności” postanowiłam wykorzystać też swój własny przykład, aby nie korzystać z historii swoich klientów oraz żeby pokazać, że na własną historię można spojrzeć z dystansu. Jest to dla mnie bardzo spójne z przekazem tej książki – że nic, co ludzkie, nie jest mi obce.

Myślę, że nie określają nas rzeczy które nam się przytrafiły, ani nasze myśli i uczucia, ale to, jakie podejmujemy wybory i działania. Ja wybrałam, aby opowiedzieć o umyśle korzystając z przykładów we swojego życia. Jestem psycholożką obecną od lat w social mediach – moi odbiorcy, widząc że moje działanie jest zgodne z treściami, które przekazuję, nabrali zaufania do metod, które wcześniej wydawały im się kontrowersyjne – odklejania się od swoich myśli czy akceptacji wszystkich emocji. Większość osób, którym pomogłam, przyszło do mnie dzięki mojej otwartości w social mediach. Już dostaję informacje od pierwszych czytelników, że moja autentyczność w książce inspiruje ich do większej autentyczności w ich życiu.

Co odróżnia psychopozytywność od myślenia życzeniowego, które jednak bywa pułapką?

„Psychopozytywność” nie ma nic wspólnego nawet z tzw. „pozytywnym myśleniem”, ponieważ zakłada, że nie ma czegoś takiego, jak pozytywne i negatywne myśli lub emocje. Mogą one być natomiast użyteczne albo nieużyteczne. Bycie smutnym na pogrzebie babci albo odczuwanie lęku, gdy właśnie straciłam pracę, są bardzo potrzebnymi emocjami w danym momencie. Pomagają one adaptować się do sytuacji i wybierać adekwatne działania.

„Pozytywność” o której mówię, oznacza życzliwą otwartość na wszelkie emocje i myśli pojawiające się w naszej głowie i gotowość do wybierania spośród nich tych, które prowadzą nas to takiego życia, jakim chcemy żyć.

„Pozytywne myślenie” może być formą ucieczki od problemów, która sprawia, że przestajemy się z nimi konfrontować. „Psychopozytywność” daje takie samo nakrycie przy stole dla „pozytywnego myślenia” jak dla zamartwiania się, smutku, zazdrości, wstydu.

Dziękujemy za rozmowę.

Książkę polecamy wraz z Wydawnictwem Luna