Kim są Blogerytki?

19 września 2012, dodał: li_lia
Artykuł zewnętrzny

Wirtualne pamiętniki, miejsca inspirujące szafiarki, a zaraz po nich web logi zawierające informacje o darmowych próbkach i gadżetach do tego roku były najpopularniejszym sposobem wykorzystania personalnych stron internetowych. Od kilku miesięcy blogosfera przeżywa prawdziwą rewolucję, do powstania której przyczyniły się sieciowe dzienniki dotyczące testowania i recenzowania produktów. Opiniowanie stało się nie tylko stylem życia, ciekawym hobby, ale również przyczyniło się do narodzin nowej grupy, jaką ironicznie nazwano Blogerytkami.

 

Zanim zabrałam się do napisania tekstu kilkukrotnie, zastanowiłam się w czym tkwi fenomen posiadania bloga, dotyczącego testowania rzeczy pochodzących z różnych branż, i jak nie należy postępować, by nie zostać zaliczoną do społeczności Blogerytek. Kim bowiem jest przedstawicielka tego piętnowanego środowiska? Czy po przeczytaniu jakiegokolwiek tekstu, którego jest autorką, można to od razu stwierdzić nie wyrządzając jej krzywdy, nie przypinając niesprawiedliwej łatki?

Zacznijmy od rozróżnienia dwóch pojęć, jakimi są opiniowanie i recenzowanie testowanych produktów. Zasadnicza różnica tkwi w szczegółach. Bowiem opinie dotyczą rzeczy, w których posiadanie blogerka weszła samodzielnie, bądź stanowiły one prezent od kogoś z jej bliskich bądź znajomych, natomiast to drugie ma miejsce w przypadku, gdy nawiązała współpracę z firmą i działa na zasadzie barteru- tekst w zamian za produkt. Jeśli chodzi o słynne współprace to te możemy podzielić na dwie kategorie- gdy blogerka kontaktuje się z firmami i kiedy to kontrahenci sami zgłaszają się do wybranych posiadaczek bloga.

Istnieją portale, które specjalizują się w ocenianiu produktów, dokonywanego przez użytkowników Internetu. Jednak często zawierają one lakoniczne recenzje, które zazwyczaj pozbawione są zdjęć, analizy komponentów czy takiego zwykłego konsumenckiego podejścia do oceny. Zostały one wyparte przez blogi, których użytkowniczki pisały szczerze, dokonywały rzetelnej oceny oraz opisu i jako dowód umieszczały bogate fotorelacje. Dzięki temu wiele osób mogło przed zakupem danej rzeczy zobaczyć, jak prezentuje się ona podczas użytkowania i tym samym mieć szansę na podjęcie właściwej decyzji i zaoszczędzenia nerwów i pieniędzy wynikających ze źle podjętej decyzji.

Kiedy użytkowniczki blogosfery zorientowały się, że firmy podejmują barterowe współprace spora część z nich skorzystała z takiej możliwości. I nie widzę w tym nic złego, zwłaszcza wtedy, gdy jest ona korzystna dla trzech stron- producenta/sklepu, autorki bloga oraz czytelników. Takie działanie pozwala poznać produkty do których większość z nas nie ma dostępu na co dzień, uczy przedsiębiorczości, motywuje do pisania i pozwala w uczciwy sposób za pomocą klawiatury ,,zarobić” na dany produkt. Myślę, że do tego momentu większość z Was się ze mną zgodzi.

Jednak z czasem blogi przestały być obiektywnym źródłem informacji. Wedle zasady ,,pisać każdy może” zaczęło pojawiać się wiele stron, których właścicielki ukierunkowały się wyłącznie na kilka haniebnych działań. Nawiązywały współprace z których się nie wywiązywały, czym psuły opinie innym blogerkom, albo przedstawiały produkty w samych superlatywach, jako nieskalane żadną wadą, idealne rzeczy. I co najważniejsze w swych mailowych propozycjach otwarcie pisały o swoich zamiarach, zarzekając się, iż nawet jeśli produkt nie spełni ich oczekiwań nie wspomną o tym w swej recenzji ani słowem.

źródło: funpage pewnej firmy kosmetycznej na facebooku

Nie myślcie jednak, że profil Blogerytki jest prosty do zdefiniowania. Bowiem wśród osób, które gustują w prostocie wypowiedzi, wyrażają się zbyt zwięźle, których teksty pełne są banalnych zwrotów i w oczy razi brak pomysłu na recenzję, zdarzają się postaci, dla których klawiatura z natury jest łaskawa. Można je rozpoznać po pewnym zjawisku, ulegają one efektowi owczego pędu testerek. I bynajmniej nie chodzi tutaj o kupowanie produktów, ale o ich zdobywanie.

Blogerytki przetestują wszystko bez względu na ,,cenę”. Pamiętam jak kilka miesięcy temu pewna firma zajmującą się produkcją podpasek złożyła mi propozycję, którą z przyjemnością odrzuciłam. Ich kuriozalne wymagania były nie tylko nieadekwatne do wartości produktu, ale przede wszystkim opierały się na kolokwialnie pisząc odwalaniu roboty za pracowników zajmujących się PR przedsiębiorstwa.

Istota testowania tkwi w przyjemności odkrywania czegoś nowego i dzielenia się własnym zdaniem z innymi ludźmi. Wychodzę z założenia, że recenzje powinny być zgodne z sumieniem blogerki. Kosmetyki są jak ludzie, te ładne na zewnątrz czasami okazują się bezwartościowe, a te, które nie zachęcają opakowaniem potrafią urzekać wnętrzem. Trudno trafić na kompletnie beznadziejny produkt. Większość rzeczy posiada jakieś zalety, o których należy wspomnieć dokonując ogólnej oceny. Podobnie sprawa wygląda z pozytywnymi recenzjami.

Posiadanie bloga, który opiera się na recenzowaniu produktów powinno sprawiać jego autorowi przede wszystkim przyjemność. Pasję zaklętą w słowach czytelnik wyczuje bez konieczności zbliżania się do monitora. Pisząc starajmy się, by nasza strona była miejscem, do którego użytkownicy blogosfery lubią wracać i czerpać przyjemność nie tylko z samego faktu zapoznawania się z naszymi tekstami ale również z pozostawiania pod nimi komentarzy i ucinania sobie ciekawych polemik. Czego Wam i sobie z głębi serca życzę.