Jak wiele produktów spożywczych działa na ciebie w taki sposób, że musisz je kupić podczas niemal każdej wizyty w sklepie?
Być może są to chipsy, solone orzeszki, a może deser czekoladowy? Ich skład jest tak skomponowany, by przyjemnie drażnił nasze kubki smakowe, dobrze się kojarzył i zapadał w pamięć. Odpowiednie proporcje tłuszczów, cukru, soli i dodatków aromatyzujących sprawią, że będziemy skłonni zjeść więcej niż powinniśmy. Współczesny człowiek ma o wiele większe tendencje do przejadania się niż jego przodkowie jeszcze 50 lat temu. Wszystkiemu winne jest tzw. „śmieciowe jedzenie” czyli popularne fast-foody, które od 20 lat na stałe goszczą w polskich miastach i miasteczkach.
Doznania smakowe podczas ich spożywania pobudzają ośrodki przyjemności w naszym mózgu w takim samym stopniu, jak dzieje się to u narkomanów podczas zażywania twardych narkotyków, np. heroiny. Dowodzą tego przeprowadzone niedawno na Florydzie badania naukowe. Badane osoby wykazywały podniesiony poziom hormonów szczęścia, m.in. dopaminy, która wprowadza ludzi w stan euforii. To ona sprawia, że wielbiciele chipsów czy czekolady są w stanie zjeść całe opakowanie swego przysmaku za jednym razem, a kiedy nie mają go pod ręką, zaczynają odczuwać niepokój.
Inne objawy tego braku są podobne jak na głodzie narkotykowym: pojawia się przygnębienie, rozdrażnienie i drżenie mięśni. To świadczy o tym, że jesteśmy uzależnieni od tych produktów, a mówiąc dokładniej – od efektu zadowolenia, jaki przeżywamy podczas ich jedzenia. Amerykańscy badacze nazwali ten efekt „bliss point” (przyjemny punkt) – to on sprawia, ze jemy fast-foody i słodycze nawet mimo świadomości że są one niezdrowe. Powszechnie wiadomo bowiem, że zupki chińskie, chipsy, frytki, hamburgery czy desery typu tiramisu zawierają zbyt duże ilości tłuszczu , soli i cukru, przez co rujnują nasz organizm. Do tego skutkują trądzikiem, bólami głowy i brzucha oraz nasileniem PMS. Jednak czy ta wiedza zwycięży kiedyś nad naszą potrzebą szczęścia?
Yoko Ono