To prawda, ale wciąż wielu osobom łatwiej wyżalić się w tak niebezpośredni sposób, zwłaszcza tym, które chciałyby zrzucić z siebie ciężar wstydliwych problemów, albo zbyt trudnych doświadczeń, by mówić o nich twarzą w twarz.
Są ludzie, którym łatwiej jest coś napisać, niż wypowiedzieć.
Dziś i ja wolałabym uzewnętrznić swoje lęki i swój smutek przed kimś, kto będzie obok, ale wolałabym, żeby to był ktoś naprawdę bliski, bo reakcja obcych ludzi często jest jednak mało empatyczna. Każdy ma swoje problemy. Prawdziwie bliska osoba naprawdę przejęłaby się moimi i widać byłoby to w jej reakcji, przez co czułabym wsparcie i zrozumienie.
Był jednak czas, kiedy nie umiałabym mówić o pewnych sprawach. Za to trafiłam w sieci na ludzi, z którymi mogłam o tym pisać. To bardzo pomogło. Nie obawiałam się tak bardzo wyśmiania, odrzucenia, krzywego spojrzenia, odsunięcia, lekceważenia, bo nie widziałam reakcji drugiej osoby, mimo że w pewien sposób oczywiście da się ją odczuć czytając odpowiedź. Mi samej z trudem przychodziło mówienie o różnych sprawach nawet psychologowi. A w sieci mogłam ubrać wszystko w odpowiednie słowa i płacz nie przeszkadzał mi pisać.
Tak naprawdę różne formy wzajemnego wspierania się są potrzebne i to chyba coraz bardziej. Ludzie są tacy zamknięci... często nie ma się do kogo zwrócić. Sama poszłabym na takie spotkanie. W jakiś sposób świadomość, że inni ludzie też mają ciężko, pomaga się nie poddać. I nie chodzi mi o nic w stylu "inni mają gorzej", bo takie coś w żaden sposób mnie nie pociesza. Po prostu często, kiedy czuję się sama ze swoimi problemami i przygniata mnie ich nadmiar, potrzebuję uzmysłowić sobie, że takie jest życie. I że inni sobie z takim życiem radzą, więc ja też mogę.