Zdarzało mi się umawiać na randki przez Internet. Raz było lepiej, raz gorzej. Czasami było tych spotkań naprawdę sporo, czasami kończyło się na jednym.
Weszłam na czat bo spędzałam wieczór w mieszkaniu. Trochę znudzenia codziennością, trochę ciekawości. Poznałam K. Zabawny, błyskotliwy. WOLNY.
Zaproponował spontaniczne spotkanie, krótki spacer. Zgodziłam się, bo chciałam wyjść z tego schematu praca-dom. Chciałam zrobić coś innego.
Nasze spotkanie trwało zapewne mniej niż minutę. Uśmiechnęliśmy się, ale kiedy wyciągnął rękę aby się przywitać czar prysł. Złota obrączka mówiła, że jednak nie był szczery.
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Nie chciało mi się nawet tego komentować. Jedyne co czułam to mocne zniesmaczenie.
Nie wiem czy uważał, że jak już się spotkamy, to będzie mi wszystko jedno, czy ma żonę czy nie. Chociaż obstawiam, że po prostu zapomniał o tej obrączce. Faceci są okropni.
Sieć traktują jak miejsce, gdzie mogą wszystko, mogą zmienić się w kogo chcą. Nie liczą się z Tobą, bo będzie następna. Coś jak bar szybkiej obsługi: widzisz, zamawiasz, konsumujesz i idziesz dalej. Bo za rogiem jest kolejne fajne miejsce...