Odp: Czy w miłości trzeba mieć szczęście?
Pod schody się wejść nie da, komórki zajęte, wychodka zewnętrznego brak... tak więc nie mógł Nad namiotem na trawniku można by się zastanawiać, ale zamiast tego wolał mnie jeszcze poprzekonywać w listach.
Nie jesteś zalogowany. Proszę się zalogować lub zarejestrować.
Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Pod schody się wejść nie da, komórki zajęte, wychodka zewnętrznego brak... tak więc nie mógł Nad namiotem na trawniku można by się zastanawiać, ale zamiast tego wolał mnie jeszcze poprzekonywać w listach.
Niechcąca mnie nie chce? Wróciłem zatem...
Prorocze wizje miewasz Gabriella. Jak to rodzony handlowiec - bardziej się jaram wchodzeniem przez okno jako ten nieproszony.
Och Wy doktoryzowane "Psycholożki", prawda jest taka, że raczej żadna z Was nie przeżyła na tyle wieloletniego związku jak ja, okraszonego jeszcze dzieckiem na deser.
Ja po prostu jestem na wakacjach, teraz się bawię, bom za młodu nie zdołał. Mam ściśle zaplanowane kiedy znajdę stałą partnerkę - po 33 roku życia - a właśnie obchodziłem 30-tkę, więc jeszcze 3 lata spokoju, żądz, flirtu, najdziwniejszych miejsc zdrad, naszych erotycznych fantazji, kobiet spod znaku lwa, przyjaźni między kobietą i mężczyzna oraz innych na tym forum opisywanych tematów przede mną.
Jeśli któraś z Was Pań w związku (a więc nie dotyczy Niechcącej) czuje, że nie zrobiła jeszcze wszystkiego na polu realizacji żądz z różnymi kandydatami, to powiem Wam - ja Incognito niosący znicz Złotego Środka - tym razem muzycznie za przykładem "Wilkinson - Half Light":
This Is Our Time.
Później staniecie się coraz bardziej "suche" oraz nieatrakcyjne i nie będzie czym, ani komu sprostać dawno utworzonymw głowie fantazjom.
Jeśli komuś fajno i miło w związku, to też wspaniale.
Albo bardziej coachingowo: każdy musi iść za głosem własnego serca.
Incognito idzie za głosem innego organu.
P.S. Można wiele mi zarzucić, na pewno, ale raczej nie ma takiej kobiety, która by zyskała nade mną przewagę intelektualną. Jeśli już, to w razie czego zrobię to, co najczęściej robią faceci zdeprymowani - wyjdę za drzwi.
Także szach-mat "Psycholożki".
Ostatnio edytowany przez incognito_alt (2015-01-15 02:58:58)
[quote=incognito_alt]Ja po prostu jestem na wakacjach, teraz się bawię, bom za młodu nie zdołał. Mam ściśle zaplanowane kiedy znajdę stałą partnerkę - po 33 roku życia - a właśnie obchodziłem 30-tkę, więc jeszcze 3 lata spokoju.[/quote]
Wszystkiego najlepszego- życzę 130 lat na wakacjach!
[quote=incognito_alt] jeszcze 3 lata spokoju, żądz, flirtu, najdziwniejszych miejsc, zdrad, naszych erotycznych fantazji, kobiet spod znaku lwa[/quote]
Uważaj na Lwice, bo - jako parzystokopytny Koziorożec bez większej kondycji - raczej daleko im nie uciekniesz... A one są żądne młodej krwi.
Hmm... coś w tym jest. Size, jesteś lwicą? Bo wygląda na to, że z tą młodą krwią bardzo trafiłaś: 25, 18, 28 lat - tacy mi wchodzili w drogę w ciągu ostatniego 1,5 roku. Moja siostra, również lwica, dwa lata temu wyszła za chłopaka młodszego o 5 lat.
"Prorocze wizje miewasz Gabriella. Jak to rodzony handlowiec - bardziej się jaram wchodzeniem przez okno jako ten nieproszony. "
Widzisz, rozgryzłam Cię;) Przekora jest chyba nieuleczalna u takich osobników...
Już pomijając w kółko powtarzaną absurdalność tych rzeczonych astrologizmów, na jakiej podstawie Soplico wnioskujesz, że jestem bez większej kondycji?
Niechcąca - czy słusznie zatem wnioskuję, żeś tak samo jak jak, przekroczyła niedawno sromotny wiek 30 lat?
Gabriella - Ty już tak nie gryź, nie ma czego gryźć. Prawda jest taka, że nie dałbym rady siedzieć wiecznie na tym forum, ku uciesze Niechcemisie. Tu jest tylko internet, a tam - życie.
Ale widzę, wpadasz czasem, jak Cię życie zmęczy
[quote=incognito_alt]Już pomijając w kółko powtarzaną absurdalność tych rzeczonych astrologizmów, na jakiej podstawie Soplico wnioskujesz, że jestem bez większej kondycji[/quote]
Wnioskuję tak na podstawie obserwacji przyrody dzięki National Geographic, tam pokazują, jaką mają kondycję lwy goniące za ofiarą, więc od nich większej kondycji na pewno nie masz, bo brak w Twoich stronach rozległych stepów, po których mógłbyś trenować biegi
[quote=incognito_alt]
Niechcąca - czy słusznie zatem wnioskuję, żeś tak samo jak jak, przekroczyła niedawno sromotny wiek 30 lat?
Sranie w banie... ku uciesze Niechcemisie. Tu jest tylko internet, a tam - życie. [/quote]
Tak, mam 30 lat. Podobno mniej więcej wtedy kobiety dowiadują się, czego tak naprawdę chcą i to by się sprawdziło w moim przypadku.
Ku uciesze? Nie kpij. Tęsknię czasem za starym forum, tam było trochę więcej tematów poruszane...
Ostatnio edytowany przez niechcemisie (2015-01-20 00:09:00)
Gabriello - gdybym wpadał zawsze gdy mnie życie męczy, to nie miałbym kiedy się nim męczyć; a przecież fajnie jest mieć od czego być zmęczonym. To taki sam paradoks jak podróżowanie w czasie.
36 - mało tego, na stromych zboczach gór, które są specjalizacją mojego astrologizmu, każda lwica wymiękłaby po 7 podskokach, a ja tak potrafię skakać aż po sam szczyt.
Skoroś się tak za programy naukowe wzięła, a przy okazji nawiązując do tego, co skierowałem do Gabrielli, "czy wiesz, że":
nawet patrząc się na tego przystojnego samca z Twojej okolicy, podróżujesz wstecz w czasie, choć nie możesz się w ramach tego unikalnego czasu przemieszczać. Ten przystojniak, który sprawia, że fantazujesz, to tylko przystojniak sprzed 0,00000038 sekundy (liczba losowa) i jest już o tyle starszy. Stary cap...
Wiem, że to nie portal na spuszczanie się nad implikacjami powyższego, ale nużący koziorożec lubi prawić, także zadanie uważam za wykonane.
Łeee Niechcąca, to Ty młodziutka jesteś. Jeszcze jest dla Ciebie nadzieja i będę się upierał przy tym, że nie ma ona waginy...
...ale to już jak tam wolisz.
"Chryste Józefie" jeśli na "tym" forum masz 8500 postów, a tęsknisz za tamtym, to chętnie zabrałbym Cię na kawę, koniecznie z wkładką i byśmy sobie "pier--lili" co niemiara.
Sądzisz, że w swym prawdziwym, realnym życiu jesteś "wygadana", a dokładniej wyżyta werbalnie?
Ostatnio edytowany przez incognito_alt (2015-01-20 02:22:29)
Obawiam się, że za daleko masz do tych gór, więc wcześniej lwica Cię zeżre niż do nich dobiegniesz w krytycznej sytuacji...:/
Przyznasz chyba, że życie jest mniej męczące, gdy jest różnorodne, a tutaj masz zapewnioną różnorodność poglądów, skojarzeń i całe pole do wszelkich rozważań
[quote=incognito_alt]
"Chryste Józefie" jeśli na "tym" forum masz 8500 postów, a tęsknisz za tamtym, to chętnie zabrałbym Cię na kawę, koniecznie z wkładką i byśmy sobie "pier--lili" co niemiara.
Sądzisz, że w swym prawdziwym, realnym życiu jesteś "wygadana", a dokładniej wyżyta werbalnie?[/quote]
Miałam na myśli dawny klimat forum U&Z, tak bardzo inny od tego, że musiałam użyć słów wnoszących podział na "tamto forum" i "to forum", ale ok... jest dobrze. Co do wygadania... zależy od samopoczucia i towarzystwa.
Są ludzie, którzy znają moje możliwości i tacy, którzy być może nie potrafiliby przypomnieć sobie brzmienia mojego głosu, przy jednych mówię chętnie i dużo, przy innych [b]mi się nie chce[/b], choć moje milczenie nie w każdym przypadku oznacza brak chęci rozmowy, czasem więcej myślę nad tym, co ktoś mówi i nie mam nic do powiedzenia lub zwyczajnie jestem skrępowana, bo i to się czasami zdarzyć może.
Kiedy ktoś mówi ciekawie to słucham i chętnie biorę udział w dyskusji, takie rozmowy kocham (jest dialog, temat absorbujący, są pytania i odpowiedzi, jest myślenie i mówienie, są emocje), ale z cudzym gadulstwem sobie nie radzę, bo albo nie mam takiej siły przebicia, albo uznaję, że osoba nie dopuszczająca innych do głosu nie jest rozmówcą na poziomie zachęcającym do podjęcia rozmowy, zwłaszcza kiedy trajkocze o czymś, co mnie kompletnie nie obchodzi i nie raczy tego dostrzec, bo jest w tym swoim transie mówienia. Pozwalam się komuś wygadać, chyba że temat jest jednym z tych, przez które się we mnie gotuje, a wtedy podnoszę głos, przerywam i to mnie nie można zatrzymać i mam głęboko czy ktoś się zgodzi (jeśli się nie zgodzi to jeszcze lepiej) i czy chce wgl tego słuchać, ważne jest wtedy tylko to, że ja chcę coś powiedzieć i nie przestanę nawet kiedy rozmówca zrozumie co mówię. Przestaję wtedy, kiedy mam poczucie, że się wygadałam, że powiedziałam wszystko, że ciśnienie zeszło (a potem okazuje się, że jednak nie wszystko i coś muszę dodać).
Kiedy komuś uda się mnie sprowokować, nie zastanawiam się nad konsekwencjami swoich słów ani nawet nad tym, w jaki sposób przekazuję coś rozmówcy i nie dbam o to, by zrobić to w sposób delikatny. Właśnie w takich sytuacjach często mówię o rzeczach, których nie mówiłam do tej pory. Jeśli są tematy, od których uciekam, to nie ma lepszego sposobu na wyciągnięcie czegoś ze mnie niż wkurwić mnie
Ogólnie rzecz biorąc uwielbiam rozmowy mówione i pisane, bo lubię ludzi i kontakt z ludźmi... czytam, piszę, słucham, mówię... jara mnie to Czasami przesadzam w jedną lub drugą stronę. Kiedyś mój chłopak przekupił mnie czymś i kazał przez dwie minuty nic nie mówić, nie dałam rady, bo to był ten moment, ten nastrój, kiedy chce mi się mówić... o tak jak teraz
Pewnie nie umiał słuchać, faceci w większości nie potrafią tego...
Miał takie momenty, tzn. sam mi to tak tłumaczył i tłumaczenie to wydawało mi się sensowne, kiedy potrzebował chwili na przestawienie się, np. kiedy wracał z pracy lub siłowni chciał dać buziaka i iść pod prysznic, chwilę poświęcić sobie i wtedy mogliśmy siadać i rozmawiać, opowiadać sobie, przygotowywać jedzenie itd. To rozumiem.
Inne sytuacje, w których usiłował mnie zakneblować to gdy coś go martwiło, nad czymś intensywnie myślał - to wkurzało, bo po co się wtedy umawiał ze mną?
Jeszcze inne to gdy byłam pobudzona, zdarzało się wtedy, że wysypywałam z siebie naprawdę duże ilości słów w szybkim tempie, co zdarza mi się bardzo rzadko, ale wtedy mówił: "Stop! Nie jestem twoją koleżanką, dwa razy wolniej, ok?"
Ale jedna z najfajniejszych rzeczy, jeśli chodzi o rozmówców, to... wspólne, nieskrępowane milczenie
Jeśli z kimś można tak po prostu usiąść obok siebie i pomilczeć bez poczucia, że trzeba coś powiedzieć, bez uczucia odpowiedzialności za prowadzenie rozmowy, bez najmniejszego choćby skrępowania, tak swobodnie pomilczeć... to można z taką osobą naprawę cudownie rozmawiać.
Milczymy też w jakiejś sytuacji i kontekście:) Przytulając kogoś, też mu coś "mówimy", więc nie tylko słowa służą do porozumiewania się... Lepiej mądrze milczeć niż głupio gadać:)
Szczęściem jest więc spotkać faceta, który uwielbia słuchać i nie przerywa bo ma "ważniejsze sprawy..."
O taaak... z kimś takim można się związać. Z kimś kto posłucha nawet na temat, który go nie dotyczy, bo chce wiedzieć o tym, co dla nas jest ważne
Mężczyzna też lubi się wypowiedzieć, może bardziej zwięźle (pomijając Incognito), ale też zwykle chce być wysłuchany i doceniony jako dobry mówca (vel bajerant)... .
I lubią być doceniani jako dobrzy słuchacze, nawet gdy nimi nie są. Łasi na komplementy są, bleah...
Na komplementy to muszą zasłużyć Postarać się, a nie tylko wymagać adoracji
Ostatnio nie mam szczęścia, co trafię na kogoś kto mi się podoba to zajęty...
Oj... dziś zajęty, a jutro wolny, przy czym nie warto zabierać się za niego od razu. Już lepiej zaryzykować, że zgarnie go ktoś inny, niż być dla niego pocieszeniem po poprzedniczce.
Zawsze można śledzić zmiany jego statusu na Fb i być na bieżąco
Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź