Źle to o nich świadczy. Przeżyłam szok, kiedy dowiedziałam się, że mój narzeczony ma dziecko i nawet nie zna jego imienia, bo "ona powiedziała, że nic ode mnie nie chce".
Było tak... związek się nie bardzo układał, ale byli ze sobą. Zaszła w ciążę. Mieli dziecko wychowywać razem, jako para, ale doszło do konfliktu przez to, że ona paliła papierosy i nie chciała przestać, rozstali się. Nie chciała alimentów, nie chciała kontaktów, bo... kręcił się koło niej gość, prawdopodobnie nawet sypiała z nim, który miał stałą prace, kasę itd., więc przypuszczalnie nawet nie powiedziała mu, że to dziecko ma z byłym, mimo że była tego na 100% pewna. Wszyscy byli jeszcze gówniarzami w zasadzie. Wyszła za tego z pracą, mają rodzinę.
Jakim trzeba być człowiekiem, tu mam na myśli byłego, żeby nawet nie starać się dowiedzieć co się z tym dzieckiem dzieje, czy nikt nie robi mu krzywdy, tym bardziej, że podobno mąż podnosił na nią rękę i kilka razy uciekła do rodziny byłego. Jak dla mnie chory klimat i patologia. Po tym, jak się tego dowiedziałam uznałam, że niczego dobrego po takim człowieku się spodziewać nie można i nie ma sensu zwalać na to, że wychowywał się bez ojca bla bla...że nie miał wzorców. Kawał gnoja i tyle. Dziś wstydzę się tego, że przez dwa lata byłam z kimś takim. Szczeniackie moje zaślepienie i uzależnienie, miałam 17-19 lat, bardzo się cieszę, że jestem wolna. To był mój pierwszy poważny związek. Fujt...