Odp: Żałuję......
Ja rzadko jestem taka litościwa. Te dwie osoby, które wymieniłam, po prostu męczą i męczą, jęczą, proszą, namawiają, dręczą aż się zgodzę i robię to w końcu dla świętego spokoju, a potem mam wyrzuty sumienia, że jestem taka słaba, że robią ze mną co chcą. Potem zaczynam myśleć, że te osoby chyba zwyczajnie mnie nie szanują, skoro mają gdzieś moje "nie" (nawet wtedy kiedy namawiają mnie na coś dla mojego dobra). Wtedy rodzi się frustracja i następnym razem odmawiam w taki sposób, że przez jakiś czas boją się nie tylko mnie namawiać, ale też proponować, żebym się nie darła. Jak jestem wściekła zaczynam uważać ich wszystkich za cymbałów, którzy nie rozumieją znaczenia jednego z najprostszych słów w języku polskim - nie. I mówię im to I nie obchodzi mnie czy się obrażą.
Ninek, ja nie wiem jak to zmienić, ale Twoja wersja braku asertywności tak samo mi się nie podoba jak moja. Za bardzo sie poświęcasz. Rozmawiałaś z tymi osobami o tym? Ja tylko z jedną - z chłopakiem. Powiedziałam mu jak się czuję, kiedy zgadzam się wbrew swojej woli, jaką to rodzi we mnie frustrację, jak czuję się lekceważona przez to i straszę, żeby nie uczył mnie uległości, bo w życiu przyda mi się stanowczość i asertywność. Trochę pomogło, choć bardziej niż na rozumieniu mnie, skupił się na zapewnianiu, że nie ma to związku z brakiem szacunku i lekceważeniem mnie i moich potrzeb, tylko ... bla bla bla. Tak więc w dalszym ciągu jedynie agresja słowna jest jedyną skuteczną formą osiągania moich celów i odmawiania niektórym osobom. A to bardzo źle. Świadczy o mojej słabości. Bo ja jestem słaba, ale za to wytrzymała jak mało kto. Nie mam siły przebicia, ale zniosę wiele, więcej niż osoby z mojego otoczenia. Tylko że ten brak asertywności tak cholernie mi doskwiera.
Byłam na warsztatach psychologicznych. Kilka razy. Uczyłam się asertywności, ale się jej nie nauczyłam. Albo raczej tak: uczyłam się asertywnych zachowań, ale ich nie potrafię zastosować w realu. Za to wszystkie scenki w parach, gdy trzeba było przedstawić zachowanie agresywne, zawsze wychodziły mi najlepiej, zawsze pisałyśmy z różnymi partnerkami takie scenariusze i odgrywałyśmy to w taki sposób, że grupa pękała ze śmiechu. Hm... a ja tak naprawdę robię.