Tak się zastanawiam czy są jeszcze w Warszawie ludzie, którzy żyją powoli? Czy wszyscy tylko ciągły praco-dom, deadliny, fastfoody, stres, korki, bieganie na autobus, nerwica, depresja, a życie prywatne jedynie w smartfonie?
Co się z kimś próbuję umówić to słyszę tylko "może za tydzień". Nie pamiętam kiedy ktoś samemu coś zaproponował. Czy jak 30-stka wskoczy to już tylko trzeba siąść i się rozpłakać, że wszystko co fajne już minęło?
Może tutaj są jeszcze jakieś pojedyncze osoby, które chciałyby żyć normalnie, bez tego ciągłego "chętnie, ale niestety nie bo muszę to, muszę tamto"?