Miasto jest dla mnie bardziej kuszące niż łono przyrody, choć nie zawsze tak było. Może chodzi o to, że łatwiej jest mi wyjść "gdzieś" i "z kimś" niż tak po prostu, bez celu, dla samego relaksu. Lubię być sama, ale w lesie za dużo myślę, bo za mało mnie rozprasza.
Lata wstecz kochałam wielogodzinne wędrówki, a teraz zwyczajnie nie mogę takiej aktywności uprawiać, bo mogłabym zostać w środku lasu kulawa i znikąd pomocy Nie ma z kim iść, bo niektórzy ludzie boją się lasu.
Kiedy jednak już wyjdę do tego lasu, to nigdy nie żałuję i zawsze okazuje się to trafionym pomysłem.
Mając lat naście spędzałam w lesie mnóstwo czasu. Dłuuuuuugie rowerowe wycieczki, wędrówki po górach, bieganie. Ciągnęło mnie tam. Teraz wolę otoczenie obcych ludzi niż drzew. Tak, właśnie obcych. Jakiś ruch wokół mnie w miejscach publicznych, w kawiarniach i galeriach handlowych, na chodnikach. I uwielbiam parki - tam mam i zieleń i ludzi.
Tak naprawdę to jak często odpoczywacie na łonie przyrody? Bo wszyscy niby doceniają i znają wartość takiej formy wypoczynku, ale nie widzę, żeby ludzie często z niej korzystali.