Czy wiesz że? Czerwona glinka zawiera dużą ilość krzemu, żelaza aluminium, wapnia, magnezu, sodu potasu, tytanu, manganu. Jest polecana dla cer które są wrażliwe i skłonne do zmian alergicznych.
Czerwoną glinkę również zaleca się do przywrócenia równowagi skórze tłustej i mieszanej, leczenia trądziki różowatego, zapobiegania powstaniu popękanych naczynek krwionośnych. Uzyskamy również efekty: gładkiej skóry, zdrowy koloryt cery, odpowiednie nawilżenie i odżywienie, a przy długotrwałym jej stosowaniu może pojawić się efekt delikatnie opalonej skóry. Dzięki portalowi Uroda i Zdrowie miałam przyjemność testowania takiej maseczki i dziś recenzja o moich pierwszych wrażeniach.
Maseczkę możemy kupić w auraherbals.pl koszt jednej saszetki (50g) 15.60 zł. Może wydawać się to troszkę wygórowana cena lecz dla porównania w salonie kosmetycznym za jednorazowy zabieg z czerwonej glinki zapłacimy około 30.00 zł., a nam cała saszetka wystarcza spokojnie na trzy pełne aplikacje (twarz + szyja).
Wewnątrz saszetki znajdziemy miałki produkt, zapachem przypominający szkolną kredę, który będziemy musiały przygotować same. Pamiętajmy aby roztwór był mieszany w naczyniach szklanych, porcelanowych lub drewnianych, gdyż glinka nie powinna mieć kontaktu z metalem. Wysypujemy do naczynia sproszkowaną glinkę i zalewamy wodą najlepiej źródlaną o temperaturze pokojowej, lecz nie ciepłą. Dla wzbogacenia maski możemy dodać do niej kroplę oliwy z oliwek. Mieszamy energiczne do uzyskania dość gęstej, jednolitej masy. Tak przygotowaną maskę nakładamy na twarz drewnianą szpatułką, lub pędzlem, uprzednio zabezpieczając opaską włosy przed pobrudzeniem i tak pozostawiamy na 25 minut.
Kosmetyk z czasem zacznie zastygać będzie tworzył stałą, twardą i ściśle przylegającą do skóry mase. Podczas takiego zabiegu odczuwalne może być chwilowe lekkie pieczenie skóry, a później jej ściągniecie. Ja szczypania nie czułam ale ściągnięcie bardzo mocno. Najlepszym wyjściem będzie, abyście byli sami w domu, kiedy zdecydujecie się na nałożenie kosmetyku, gdyż po około 10 minutach maska zmienia się wręcz w zastygnięty gips i o prowadzeniu konwersacji nie ma mowy. Zmywanie tak samo jak nakładanie maseczki należy do przyjemności. Wystarczy zwilżyć ciepłą wodą, a przy trudnościach posilić się gąbeczką. Gdy już pozbędziemy się tej twardej warstwy, w zamian otrzymamy miękką, jędrną, wygładzoną, odświeżoną, sprężystą, nawilżoną i zregenerowaną buźkę. Zauważyłam również lekkie wyrównanie kolorytu i spłycenie zmarszczek zwłaszcza na czole.
Maseczka jest dobrym produktem i zaprzyjaźniłam się z nim, pomimo ciężkich dla mnie 25 minut, siedzenia z nią na twarzy, widząc jej późniejsze efekty jestem skłonna przetrwać ten czas w milczeniu choć jest to dla mnie niewyobrażalną męką.
testowała:
Agnieszka – Witam jestem jedną z nowych blogerek mam 30 lat więc interesują mnie kosmetyki przeznaczone dla tej grupy wiekowej. Ciągle walczę z nadwagą i cellulitem a zarazem kocham sport, muzykę interesuję sie również dietetyką i różnymi dziedzinami fitness. Bardzo chętnie zostanę testerkom
Prowadzi bloga: http://www.kobieta-po-30.blogspot.com/