Pierniczki alpejskie z miodem
Składniki:
500 g mąki
200 g miodu
1/2 kostki masła
4 żółtka
2 białka
3/4 szklanki cukru
2 płaskie łyżki kakao
100 ml śmietany
2 płaskie łyżeczki sody
2 łyżeczki przyprawy do piernika
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka kawy rozpuszczalnej
szczypta soli do białek
Przygotowanie:
Miód, przyprawy i masło podgrzewamy w rondlu z grubym dnem, aż składniki rozpuszczą się i wymieszają. Studzimy.
Mąkę przesiewamy i łączymy z kakao w jakiejś dużej misie albo garnku.
Do śmietany dodajemy sodę i odstawiamy w ciepłe miejsce, aż śmietana zwiększy objętość (tak, też mnie to zdziwiło, ale naprawdę urośnie!).
Białka ubijamy na pianę ze szczyptą soli, dodajemy cukier i dalej miksujemy, później dodajemy po jednym żółtku i wciąż mieszamy.
Ubitą masę dodajemy do mąki i łączymy. Następnie wlewamy do miski masę miodową – i dalej mieszamy delikatnie.
Na końcu dodajemy – wciąż mieszając – śmietanę z sodą.
Wyjdzie z tego dość rzadka pulpa, którą trzeba odstawić na 24 godziny w chłodne miejsce. No i pod przykryciem. Wtedy zgęstnieje, i to zadziwiająco.
Następnego dnia można już zacząć szaleństwa z wałkowaniem (na grubość ok. 5-7 mm), wycinaniem (dowolne kształty, ale trzeba pamiętać, że pierniczki nieco „spuchną” przy pieczeniu, więc nie ma co się silić na finezyjne kształty…) oraz pieczeniem (w temperaturze ok. 180 stopni Celsjusza; czas pieczenia zależy od grubości pierników, u mnie z termoobiegiem było to ok. 7 minut). Pierniki są pyszne i nawet nie twardnieją zanadto po upieczeniu i wystudzeniu, co bardzo źle działa na ich liczebność, systematycznie malejącą przed Świętami… ;-) Jeśli wiecie, co mam na myśli. :-D