Strefa Interesów – jestem po seansie i oto moje wrażenia…
Wyszłam z kina i zagadnęłam starszą Panią, która ze łzami w oczach, drżącym, cichym głosem powiedziała, że takiego obrazu i takiej fabuły się spodziewała. Zgadzam się z nią – do obejrzenia tego filmu warto się przygotować: poczytać recenzje oraz poznać tło fabuły i samej historii głównych bohaterów.
Film jest minimalistyczny, osadzony w rezydencji komendanta obozu Auschwitz Rudolfa Hössa i jego licznej rodziny, która została przejęta od polskiej, wysiedlonej wcześniej, rodziny. Dom sąsiaduje z obozem w Auschwitz. Wraz z Rudolfem Hössem mieszka tam jego żona, 4 dzieci oraz liczna służba. Przyjechała nawet mama, będąca pod wrażeniem gospodarności swojej córki, zadbanego ogrodu i całego splendoru materialnego. Niepokoją ją tylko nocne, niezagłuszane krzykiem rozbawionych wnuków, odgłosy dochodzące zza murów obozu: jęki, płacz, skowyt, strzelanina. Widz, który zna tło i realia tamtej historycznej sytuacji, potrafi w swojej wyobraźni wykreować obrazy kaźni.
Wydobywający się zza murów nieustanny dym z kominów potrafi powodować wśród mieszkańców nawet kaszel i dyskomfort. Natomiast TY jeśli siedzisz w kinie, usłyszysz w tle cały czas dudniący łomot buchającego krematoryjnego ognia. Jest on jednak subtelny, ale jego potworna idea potrafi skutecznie wrzynać się w strukturę myśli i emocji.
Nie zobaczycie w tym filmie nawet kropli krwi, tortur czy innych okropności życia obozowego. Wręcz przeciwnie, początkowe sceny soczyście zielonej trawy podczas pikniku, błękitnego nieba i kolorowych niewinnych kwiatów, niezwykle kontrastują z bezdenną rozpaczą szarego życia za murami tego piekła na ziemi. Kobiety z domu Rudolfa Hössa wydają się szczęśliwe, oddając się ploteczkom czy porównując między sobą zdobycze ze słynnej „Kanady”, ale za ich szczebiotem kryje się pustka. Budzą też odrażającą wręcz niechęć ze strony obserwatora, który wie, w jaki sposób ich zdobycze zostały pozyskane. Statuetka Oskara za dźwięk jest tu absolutnie zasłużona. To on odgrywa tutaj rolę sędziego i weryfikatora ludzkich odrażających czynów. Powtarzam jednak: film jest dla wysublimowanego odbiorcy, świadomego tematu oraz potrafiącego zrozumieć obłęd tamtych czasów. W dzisiejszych czasach Rudolf byłby być może wspaniałym, oddanym pracownikiem zwykłej korporacji na wysokim stanowisku, jako człowiek ambitny, realizujący swoje marzenia i pasje. Niewinny, bystry i doceniony przez przełożonych – ale nie odpowiedzialny za śmierć milionów ludzi…
Jest wiele aspektów do odkrycia w tym filmie, ale resztę zostawiam WAM – zapraszam do dyskusji.
nadesłała: Kolorowa Pani