Mamy więź czyli początek wszystkiego

5 października 2021, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny

Pierwsze lata życia człowieka upływają w koniecznej bliskości z rodzicami – początkowo głównie mamą. Bliskość ta jest tak silna, że przez kilka miesięcy od urodzenia dziecko odczuwa mamę i siebie jako jedność. Nic w tym dziwnego, bo jeśli wszystko przebiega prawidłowo, to właśnie ona rozpoznaje i realizuje potrzeby swojego niemowlaka tak szybko jak się da. Mamie potrzeba zwykle kilku dni, żeby nauczyć się jak ten konkretny człowiek lubi być karmiony, a w kilka tygodni wśród płaczów, stęknięć i pokrzykiwań rozróżnia te, które informują np. o głodzie od tych, które mówią „Źle mi! Pomóż!”. To efekt pełnej koncentracji na dzidziusiu i jego sprawach. Skutek uznania pełnej służebności wobec własnego dziecka na kilka miesięcy. Potrzeby niemowlęcia układają się w rytm dnia, który na pewien czas staje się rytmem całego domu. Mimo, że brzmi to groźnie i pachnie receptą na produkcję egocentrycznych samolubów, w rzeczywistości jest układaniem fundamentu pod samodzielność, odwagę i poczucie wartości człowieka.

mamy więź

Pierwotna więź

Od strony biologicznej ludzkie młode są bodaj najdłużej nieporadnymi stworzeniami, a przez to na długi czas są w pełni skazane na opiekunów – jacy by nie byli. Bez nich zginą. Nie jest to żadna przenośnia. Ludzki noworodek nie podczołga się do źródła pokarmu, nie ochroni przed chłodem i nie ucieknie od niebezpieczeństwa. A przede wszystkim nie zapewni sobie czułego i bezpiecznego dotyku, głosu, spojrzenia. Bo maleńki człowiek właśnie tego szuka po urodzeniu – relacji. Nieporadnie próbuje wytęża siły, żeby podnieść głowę i popatrzeć mamie w oczy, reaguje na znane sobie głosy, uspokaja się w kontakcie z ciałem rodziców – przy piersi, policzku, dłoniach mamy, a krótko potem w ramionach taty. Pokarm nie wystarcza do prawidłowego rozwoju. Ciało, psychika, intelekt maluszka (u dzieci najbardziej widać jak nierozłączne są te sfery) potrzebują relacji z opiekunami, z których przynajmniej jeden jest prawie stale dostępny, rozumiejący, akceptujący i spełniający jego potrzeby. I choć małe ciałko jeszcze przez długi czas będzie nieporadne, to psychika jest w pełni gotowa do nawiązania głębokiej więzi z opiekunem. W tym układzie zawieść może tylko strona dorosła, bo dziecko daje od siebie bezwarunkowe i nieograniczone zaufanie i wiarę, że „duzi” zajmą się nim najlepiej jak to tylko możliwe., A jego potrzeby bliskości, interakcji, bezpieczeństwa, pragnienia, głodu zostaną zaspokojone tak szybko jak się da, w atmosferze czułości, otwartości, zrozumienia, akceptacji, spokoju. Mówiąc wprost, że będzie kochane. 

Początki odporności psychicznej

Tylko czy to jest naprawdę takie potrzebne? Czy musi tak wyglądać? Koniecznie trzeba karmić, brać na ręce, tulić i mówić do niego kiedy ono tego chce? Otóż: tak! Tak właśnie trzeba. I jeśli dorosłym nie wystarczą argumenty koncentrujące się na prawidłowym rozwoju dziecka, można wspomnieć o ich wygodzie. Jeśli człowiek od pierwszych chwil doświadczy, zaspokajania potrzeb bez czekania, to będzie czuł spokój i bezpieczeństwo. Nauczy się, że Świat za pośrednictwem innych zapewnia mu to, co potrzebne do życia. Dzięki temu w kolejnych miesiącach swojego życia nie będzie robił wielkich afer, gdy przyjdzie mu trochę poczekać na spełnienie jakiejś potrzeby. Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że skoro zawsze dostawał, nie przyjdzie mu nawet do głowy, że może być inaczej. Dobrze, jeśli przedłużającemu się oczekiwaniu będzie towarzyszył kojący głos rodzica, który wyjaśni, że jest obok, że widzi i słyszy czego potrzeba, że za chwilkę podejdzie, że już przygotowuje, że rozumie niecierpliwość i złość… To czekanie nie będzie niebezpieczne. Będzie nowym doświadczeniem: zaspokojenie przyjdzie, tylko później niż zwykle. To ważny krok do radzenia sobie z frustracją i nieprzyjemnymi emocjami w przyszłości.

Mała niezależność

Kiedy nieporadne i skazane na opiekę dorosłych dziecko doświadcza zaspokajania wszystkich swoich potrzeb, wzrasta w nim przekonanie, że ono samo ma sporą moc, a do tego otaczający świat i ludzie są opiekuńczy i przyjaźni. Wzmacnia się poczucie bezpieczeństwa, zaufania i własnej wartości. W kolejnych miesiącach obecność mamy – odrębnej osoby – uzupełniana jest kolejnymi osobami. Pojawiają się tata, babcie, dziadkowie, ciocie, bracia czy siostry, którzy zastępują mamę, bo ta coraz częściej „znika” na dłużej niż przygotowanie jedzenia albo kąpieli. Dodatkowy wpływ na poczucie własnej wartości mają zdobywane umiejętności – przewracanie się z brzuszka na plecy i z powrotem, czołganie, raczkowanie, siadanie, sięganie, chwytanie – oto podstawa coraz większej niezależności od otoczenia. „Nie podacie mi tego? Sam sobie wezmę! Podczołgam się. Podciągnę się. Podejdę.” Tak zaczyna się doświadczanie niemowlęcej niezależności. Jej powstanie jest możliwe nie tylko dzięki rozwijającej się sprawności. Bazą jest mieszanka psychicznego wyposażenia malucha czyli ciekawości, cierpliwości pozwalającej próbować tego samego nieskończenie wiele razy, zdolności zapamiętywania, kojarzenia, uczenia się przez modelowanie itd., itd. Psychiczny pakiet startowy jest naprawdę niesamowity. Wykorzystanie tego potencjału umożliwia coraz większa skuteczność i precyzja w poruszaniu się, celowaniu, chwytaniu, trzymaniu, ale także opisane wcześniej doświadczenie bezpiecznego świata, któremu można zaufać. Skoro świat jest przyjazny i jednocześnie pełen ciekawych spraw, to dlaczego go nie odkrywać? 

Odwaga w łączności z bazą 

Doświadczenie bezwarunkowej akceptacji ma fundamentalne znaczenie dla rozwoju. Więź łącząca niemowlę z matką pozwala poczuć otwartość i gotowość przyjęcia wszystkich cech, potrzeb, zachowań, emocji i ich przejawów. Kiedy coraz sprawniejszy człowieczek poznał już najbliższe otoczenie, nabiera chęci do eksplorowania jego dalszych zakamarków i nowych sytuacji. Nieznane miejsca i przedmioty pociągają, ciekawość pcha, a możliwości ruchowe dają nadzieję. Odwaga zmaga się z niepewnością i lękiem przed nieznanym. I tu znów ratunkiem jest więź z mamą. Wcześniejsze dobre doświadczenia przekonały dziecko, że ono ma potencjał a świat jest godny zaufania, wzmocniły samodzielność i dały podbudowę pod dziecięcą odporność na niepowodzenia. Wszak błędy się zdarzają, a cel nie zawsze jest osiągany za pierwszym a nawet ósmym razem. Ale warto próbować. Tym bardziej, że mama i tata mówią, że tak bywa, rozumieją, że to trudne, całują po upadku i zachęcają do próbowania. A gdy jest naprawdę, naprawdę trudno albo źle –tulą i tulą, ile trzeba. I tak objęcia rodzica, który przy swoim nowonarodzonym jest prawie cały czas, zamieniają się w objęcia opiekuna, który pomaga, przenosi, przytula gdy trzeba, aby stać się objęciami, które są bezpieczną bazą, do której zawsze przybiega dziecko. Z każdym kolejnym miesiącem życia „gdy trzeba” staje się coraz rzadsze. Kiedy maluch z odwagą zmierza do drugiego pokoju w obcym domu albo do dalszych zjeżdżalni na placu zabaw, często wystarczy mu kontakt wzrokowy z „bazą”. Rodzic nie jest już potrzebna na stale ani obok. On ma być w miejscu, o którym wie dziecko. Ma być, aby w razie zmniejszenia zapasów odwagi albo chwilowego niepokoju móc przybiec i przytulić się, choćby do jego kolan. To przytulenie z wyboru dziecka, wymiana spojrzeń (miłości) i zachęcające „Idź, jeśli chcesz” ładują zbiorniki motywacji po brzegi. Wszystkie podane w czas reakcje owocują jego zwiększającą się samodzielnością. Podarowana niemowlakowi otwartość i akceptacja zmieniają się w otwartość i akceptację wobec siebie i otoczenia – nawet nieznanego. A otwartość na nieznane pozwala otwartemu człowiekowi podbijać świat, kosmos i ludzkie serca. Mama i tata nie muszą już od dawna tulić przy każdym zapłakaniu. Doświadczenie z kochającymi, akceptującymi dorosłymi wrasta głęboko w psychikę. Wystarczy świadomość, gdzie jest dom, żeby ukoić albo naładować zbiorniki po brzegi…

Dobrze jest, jeśli mama, a następnie tata mają zdolność, cierpliwość i siłę przyjąć swoje dziecko w całości, takie, jakim jest. W rzeczywistości porównywalna otwartość na radosne kwilenie i na rozdzierający wielogodzinny płacz wcale nie jest oczywistą sprawą. Zresztą – radosne kwilenie o trzeciej nad ranem także bywa źródłem zniecierpliwienia czy złości. Jeśli jednak rodzice dadzą radę zrozumieć, unieść, a nawet ucieszyć się swoim dzieckiem we wszelkich etapach i odsłonach, wyposaży go na całe życie. Więź matka-dziecko jest pierwotną siłą i matrycą dla innych relacji w życiu. Jest tak istotna i tak ważna, że zerwanie jej jest traumą, a nawiązywanie przez dziecko kolejnych ma swoje ograniczenia. Według niektórych specjalistów, dziecko, możliwość nawiązania więzi z nową osobą ogranicza się do trzech razy – zerwanie trzeciej więzi uniemożliwia zbudowanie kolejnych na zawsze. Czy faktycznie tak jest? A może terapia pozwoli budować kiedyś dobre i głębokie relacje z innymi? Obok nas są ludzie, którzy znają odpowiedź na to pytanie, bo niosą w sobie zranienia po zerwanych więziach. Lepiej nie eksperymentować w tym obszarze.

Autorka: Bibianna Muszyńska-Czerewkiewicz – współtwórczyni portalu tekstowej pomocy psychologicznej WeTalk.pl, dyplomowana psycholog, absolwentka Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu, specjalistka psychologii klinicznej, biegła sądową. Ukończyła Kurs Podstawowy Psychoterapii Systemowej, Intensywny Kurs Interwencji Kryzysowej, szkolenia z diagnozy. Ma 20-letnie doświadczenie pracy w poradni psychologicznej, 5 lat pracy w Ośrodku Profilaktyki i Terapii Uzależnień oraz 13 lat pracy na Oddziale Psychiatrycznym. Współpracuje z hospicjum, oddziałami osób chorych somatycznie i grupą wsparcia dla rodziców po stracie dziecka.