Przyszedł koniec roku, a razem z nim czas na podsumowania. Poświąteczna atmosfera, która szczególnie sprzyja refleksjom, rozgościła się w naszych domach. Temat przewija się nie tylko przez media, ale też wśród codziennych rozmów z rodziną i przyjaciółmi. Co osiągnęliśmy przez ostatni rok? Co się zmieniło? Co właściwie żegnamy? Czego się nauczyliśmy, co pomoże nam podjąć wyzwania, które czekają w 2017 roku?
Noworoczne podsumowania i postanowienia to stały element zimy. Wiara, że wraz z nadejściem stycznia będziemy mieć czystą kartę, pomaga nam znaleźć motywację, ale… na dłuższą metę nic nam tak naprawdę nie daje. Czy na pewno warto podsumowywać mijający rok? Co możemy dzięki temu osiągnąć?
Pamięć jest zawodna
Osiągnięcia nauki w tym zakresie są jednoznacznie – nie możemy ufać swoim wspomnieniom. Ludzki mózg to bardzo niepewny nośnik danych, który na ogół świetnie sprawdza się do bieżących, codziennych zadań, ale któremu nie można ufać, jeśli chodzi o dłuższą metę. Czas zmienia więcej niż tylko perspektywę: po kilku miesiącach umykają nam szczegóły sytuacji, przez co wspominamy ją albo w coraz bardziej pozytywnym, albo w coraz bardziej negatywnym świetle. Tymczasem świat wcale nie jest czarno-biały. Nawet wydarzenia, które w danej chwili wydają się straszne – na przykład strata pracy – zazwyczaj są wynikiem wielu czynników i nie zawsze ostatecznie dają negatywne efekty. Osądzanie ich jako pojedynczych wydarzeń jedynie spłyca ważne doświadczenie. Istotnych w życiu rzeczy często nie da się zaklasyfikować jako jednoznacznie „dobrych” lub „złych”. Natomiast ich wpływ na nasze samopoczucie pozostaje niezaprzeczalny.
Social media na pewno pomagają rejestrować wspomnienia na bieżąco, ale też nie jesteśmy w stanie zapisać w ten sposób wszystkiego. Często przed wrzuceniem treści na Facebooka czy Instagram sami się cenzurujemy, co w rezultacie daje nam relację, której sami nie możemy ufać. Rozwiązanie? Sporządzanie zapisków dla siebie, bez względu na to, czy chodzi o staromodne, ale nieśmiertelne prowadzenie dziennika, czy robienie codziennie zdjęć, nie tylko świetnie ćwiczy pamięć, ale w przyszłości może się okazać najlepszą pamiątką.
Zima sprzyja melancholii
Zima i przełom roku to czas wyjątkowo depresyjny, a to wpływa na nasz sposób myślenia. Presja, by robić podsumowanie i zamknąć za sobą kolejny rozdział życia, jest wysoka, zwłaszcza że okładki wszystkich magazynów i programy w telewizji przeprowadzają podobne analizy. Tymczasem badania wykazują, że w Polsce nastroje po Świętach gwałtownie spadają. I nic dziwnego: właśnie skończyło się wolne, na które czekaliśmy od urlopu, na koncie tradycyjnie wieje pustką, a do tego pogoda daje się we znaki. To warunki, w których bardzo łatwo o pesymizm, przez co oczywiście zaczynamy postrzegać nawet pozytywne doświadczenia w czarnym świetle. Mamy większą skłonność do bojkotowania własnych osiągnięć. „Co z tego, że dobrze się bawiłam, skoro nic mi po tym nie zostało poza paroma zdjęciami?”, „Zacząłem się uczyć języka, ale nie idzie mi tak dobrze, jak bym chciał.” Nie trzeba dodawać, że w rezultacie czujemy się jeszcze gorzej, bez względu na to, czy rzeczywiście mieliśmy zły rok.
Rozwiązaniem tego problemu może być robienie regularnych podsumowań. W ciągu dwunastu miesięcy rzeczy mogą się wielokrotnie zmienić – nie ma sensu próba ogarnięcia wszystkiego naraz. O wiele lepiej jest zatrzymywać się co jakiś czas, by rozważyć, czy kierunek, w którym idziemy, na pewno jest tym właściwym. W XXI wieku pośpiech dominuje nasze życie; warto wyrobić sobie nawyk spokojnych refleksji nad własnym życiem. Warto pomyśleć, co miało dla nas duże znaczenie w trakcie roku, a co może wydawać się mniej ważne teraz, w grudniu? Może w końcu pojechaliśmy do miejsca, które zawsze chcieliśmy odwiedzić, albo przesiedliśmy się z auta na rower przy codziennych dojazdach do pracy. Codzienna przyjemność z jazdy na wygodnym miejskim rowerze (np. polskiej marki Le Grand) to rzecz chwilowa, ale tak samo ważna dla dobrego samopoczucia, jak jednorazowe osiągnięcia, z których czerpiemy szczególną satysfakcję. Czy będziemy pamiętać o tym w grudniu?
Liczy się „teraz”
Przede wszystkim jednak trzeba sobie zadać jedno kluczowe pytanie: po co nam to podsumowanie? Czy dzięki temu zrobimy się mądrzejsi albo podejmiemy lepsze decyzje w nadchodzącym roku? Oczywiście warto zachowywać wspomnienia, szczególnie jeśli w 2016 wiele się wydarzyło, jednak zbyt często traktujemy tego rodzaju podsumowania jako sprawdzian. Jeśli tylko nie spełniamy wyznaczonych sobie standardów – a w dobie perfekcjonizmu spełniamy je nader rzadko – to czujemy irytację, złość i zawód wobec siebie samych. Stąd bierze się fala noworocznych postanowień – myśl, że styczeń przyniesie czyste konto i świeży start, pomaga nam wierzyć, że tym razem damy radę, nie zawiedziemy, będziemy dokładnie tacy, jacy chcielibyśmy być.
Sama idea „świeżego startu” zakłada, że od przeszłości należy się oderwać, a to, co ma się stać w przyszłości, jest ważniejsze niż chwila obecna. Jednocześnie przybywa dowodów na to, że prawdziwe szczęście można osiągnąć jedynie przez naukę cieszenia się chwilą. Bycie „tu i teraz” i czerpanie przyjemności z drobnych rzeczy to najlepszy sposób na lepszy nastrój, a to przekłada się na inne aspekty życia: satysfakcję z siebie i motywację do osiągania nowych celów. Dlatego wśród noworocznych postanowień warto zapisać jeszcze jedno: cieszyć się drobnymi, codziennymi przyjemnościami.