Jeżeli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu,
znakiem czego jest puste biurko? [A. Einstein]
Prawie każdy naukowiec prowadzący badania nad ludzkim umysłem, ma inne spojrzenie na kwestię porządkowania naszego otoczenia. W jednym poradniku przeczytamy, że aby człowiek mógł prawidłowo funkcjonować, musi poukładać otaczającą go przestrzeń, zaczynając od miejsca pracy, przez porządek w szafie, aż po skrupulatny plan dnia. Inny autor zaprezentuje nam opinię, że bałagan może być twórczy, uwalnia złe emocje i pomaga w kreatywnym myśleniu. Komu zatem ufać, komu wierzyć, tym bardziej, że definicja porządku to wbrew pozorom sprawa bardzo indywidualna. Jeden czuje, że mieszkanie jest sprzątnięte, gdy kuchnia błyszczy, dla innego porządek to wyczyszczony dywan lub brak ubrań na fotelu.
Podejście do bałaganu, a nawet samej czynności jaką jest sprzątanie, bardzo wiele mówi o człowieku, o jego kondycji psychicznej. W powszechnym przekonaniu nieład, którym się otaczamy w domu czy w pracy, źle o nas świadczy. Psycholodzy jednak nie do końca się z tym zgadzają, twierdząc, iż sygnałem, że „coś jest nie tak” z kondycją psychiczną człowieka, jest raczej postawa skrajnie dążąca do porządkowania, sprzątania i układania. Jeżeli ktoś, całe swoje życie sprząta i przez ten wewnętrzny przymus sprzątania, zaniedbuje rodzinę, zrezygnował z przyjemności, z życia towarzyskiego, z odpoczynku, to z całą pewnością nie jest dobrze. Taka osoba potrzebuje pomocy kogoś z zewnątrz, powinna zasięgnąć porady specjalisty. Oczywiście nie możemy wysyłać do psychologa mamy, która wstaje wcześnie rano, by zrobić zakupy, ugotować obiad i „ogarnąć dom” przed powrotem rodziny. Jeżeli jednak dochodzi do sytuacji, w której pozostawiona w zlewie szklanka, czy okruszki na stole są powodem rodzinnych kłótni, to wówczas najlepszym rozwiązaniem będzie długa, szczera rozmowa o tym, co nas boli i jakie pretensje mamy do siebie nawzajem.
Gdy widzisz na dywanie okruszek i myślisz: „Muszę go podnieść, bo inaczej zwariuję” i nie potrafisz skupić się na czytaniu, kiedy na meblach zebrał się kurz to sygnały, które mogą świadczyć o pedanterii, twierdzą psycholodzy. Wewnętrzny przymus ciągłego sprzątania sprawia, że stale jesteśmy podenerwowane. Wystarczy pozostawiona przez kogoś w zlewie szklanka, by w domu doszło do awantury. Obsesyjne sprzątanie może być jednym z objawów zaburzenia psychicznego o podłożu lękowym, jakim jest nerwica natręctw. Osoba dotknięta zaburzeniem musi wykonywać pewne czynności (kompulsje) lub powracać do tych samych myśli czy wyobrażeń (obsesje). Przymus wykonywania tych samych czynności przeszkadza jej prowadzić normalne życie. Aby zredukować lęk, musi wielokrotnie sprawdzać, czy zakręciła gaz, myć toaletę, by „zlikwidować zarazki”, kilkanaście razy dziennie przecierać blat kuchenny. Gdzie więc leży granica między zaburzeniem a zamiłowaniem do porządku? W tym samym punkcie, który oddziela „muszę” od „mam ochotę”. Jeśli potrafimy wyjść na spotkanie, zamiast sprzątać, lub odłożyć porządki na później z powodu zmęczenia, to można przypuszczać, że to my sprawujemy kontrolę nad porządkami, a nie odwrotnie. Jeśli natomiast to sprzątanie wyznacza nasz rytm dnia, a odejście od niego rodzi silny niepokój, powinniśmy rozważyć konsultację u psychiatry lub psychologa. Za „zdrowe” podejście do kwestii sprzątania możemy uznać więc takie, które nie zaburza relacji z najbliższymi, nie każe nam z niczego rezygnować, nie sprawia, że czujemy się zawstydzeni, zdenerwowani lub smutni. Panem sprzątania jest ten, kto niczego nie musi.
Idealna pani domu nie przedkłada dobrej atmosfery nad pragnienie chwalenia się lśniącym mieszkaniem. Oczywiście sprzątanie jako zadanie, które należy odpowiednio rozdzielić między członków rodziny, zawsze może rodzić napięcia. Jeśli jednak potrafimy dojść do porozumienia, a podział obowiązków obywa się bez kąśliwych uwag, nie trzeba się martwić. Nawet tam, gdzie nikt nie wykazuje zaburzeń, które skłaniają do nadmiernego sprzątania lub bałaganiarstwa, może dochodzić do konfliktów. Jeśli miłośnik ładu poślubi zwolennika „artystycznego nieładu”, musi dochodzić do spięć. Aby uniknąć spięć, trzeba nauczyć się definicji porządku domowników i starać się przestrzegać ich zasad, oczekując w zamian tego samego. Warto też zdawać sobie sprawę, iż świat się nie zawali, gdy brudne naczynia poleżą w kuchni trochę dłużej. A dzięki temu, że wrzucisz na luz, w rodzinie zapanuje milsza atmosfera.
Nieporządek bywa też dowodem na to, że lubimy żyć ciekawie, intensywnie i twórczo, chociaż w powszechnej opinii bałaganiarze to ludzie roztrzepani, niezbyt obowiązkowi, czy po prostu leniwi. Trudno jednak znaleźć czas na układanie i odkurzanie, gdy na co dzień zajmują nas dziesiątki różnych spraw. Zamiast tracić cenne minuty na pucowanie zlewu, wolimy np. obejrzeć dobry film czy przeczytać książkę. Tacy ludzie mają naturę wolnego ptaka, a przymus utrzymywania porządku uważają za podcinanie skrzydeł. Bo przecież, czy ubrania rzucone w pośpiechu na krzesło to coś strasznego? Dobrze tylko, żeby dla własnej wygody wiedzieć, gdzie leży potrzebna akurat bluzka czy poszukiwany dokument.
Czasem jednak sytuacja nas przerasta, a „artystyczny nieład” przekształca się w zapuszczone, brudne mieszkanie, w którym naprawdę trudno żyć. Jeśli łóżka cały dzień są niezasłane, łazienka aż woła o ratunek, a w kuchni piętrzą się stosy nieumytych naczyń, krępujemy się kogokolwiek do siebie zaprosić. Czujemy się też winni wobec domowników, zwłaszcza dzieci, dla których powinniśmy świecić przykładem. Oczywiście, każdy miewa czasem chwile słabości, to normalne. Jeżeli jednak stale potykamy się o rozrzucone wokół ubrania, stare gazety czy kubki po kawie, należy poważnie się zastanowić, czy aby nie pofolgowaliśmy sobie za bardzo. Często przesadnie beztroskie podejście do bałaganu przekłada się także na nasz stosunek do życia – twierdzą psycholodzy. Ktoś, kto nie potrafi utrzymać ładu we własnych czterech ścianach, zwykle nie ma też dostatecznej kontroli nad tym, co dzieje się np. w jego małżeństwie, finansach czy pracy. Warto również wiedzieć, że miłośnicy totalnego bałaganu to często ludzie zanadto skupieni na sobie, nieświadomie unikający kontaktów towarzyskich. W naszej kulturze szacunek wobec gości wyraża się przecież między innymi porządkami. Bardzo często osoby cierpiące na depresję, zamykają się w domu i dosłownie „zarastają brudem”, zjawisko to najczęściej występuje po śmierci kogoś bliskiego. Cierpiąc zamykamy się w sobie, niczego nie zmieniamy w naszym otoczeniu, bo świat przestał istnieć. Oczywiście takiej osoby nie wolno zostawić bez pomocy, ale pomoc nie może polegać na tym, że weźmiemy odkurzacz, szmatkę i wysprzątamy mieszkanie. Osobie cierpiącej trzeba towarzyszyć. Dopiero moment, w którym odczuje potrzebę uporządkowania swojej przestrzeni oznacza, że jest gotowa do wyjścia ze schronu jakim był ten potworny bałagan, a więc powrotu do życia. Niekontrolowane bałaganiarstwo to także jeden z objawów nadpobudliwości psychoruchowej (tzw. zespół ADHD). Osoby z tą przypadłością są nieuważne, niecierpliwe, trudno jest im na czymkolwiek się skoncentrować. To zaś sprawia, że niczego nie kładą na swoje miejsce, a w dodatku stale gubią swoje rzeczy. Problem ten dotyczy nie tylko nadpobudliwych dorosłych, ale i dzieci z zespołem ADHD. Ich rodzice często są wręcz udręczeni panującym w domu wiecznym nieporządkiem. Nieustannie szukają zapodzianych gdzieś skarpetek, kapci, długopisów czy zeszytów swoich pociech. Chaos na biurku, w tornistrze czy w szafie jest odzwierciedleniem tego, co dzieje się w głowie.
Skrajności nie są dobre w żadnej dziedzinie życia, dlatego właśnie bałagan może być dobry, a porządek zły. Wszystko zależy od nas samych, od dystansu jaki zachowamy wobec otoczenia i wobec siebie.