Złowieszczy wyraz twarzy, spojrzenie wywołujące ciarki na plecach, obłęd w oczach i szpetna, bliznowata twarz – tak zwykle wyobrażamy sobie psychopatę. Człowiek w naturalnym odruchu utożsamia piękno z dobrem, a brzydotę ze złem. Jakże mylnie osądzamy innych, na podstawie wyglądu…
Niepozorny nastolatek, nieśmiały i cichy chłopak przygotowujący się do matury, przeżywający swoją pierwszą miłość, z zaangażowaniem uprawiający sport. Tak wygląda sylwetka przeciętnego dojrzewającego chłopca, a bohater książki Marty Szreder nie jest tu wyjątkiem. Ten jednak dojrzewa nie tylko do bycia mężczyzną… w jego głowie kształtuje się wizja zbrodni. I to niejednej.
Nakładem Wydawnictwa Znak ukazała się właśnie powieść Marty Szreder „Lolo”, która jest próbą sportretowania jednego z najsłynniejszych polskich psychopatów – Wampira z Krakowa.
W latach sześćdziesiątych miastem tym wstrząsnęła fala brutalnych ataków na przypadkowe osoby, których sprawcą, jak podejrzewano, był jeden i ten sam człowiek. Jedną z ofiar śmiertelnych był jedenastoletni chłopiec. Zapanowała prawdziwa psychoza strachu. Działania podejmowane przez milicję długo były nieskuteczne. Kiedy w końcu udało się odkryć mordercę, było to dla wszystkich kolejnym szokiem.
Dziś zbrodnie te wciąż budzą emocje, w dalszym ciągu powstają liczne artykuły na ich temat, kanał Discovery Historia wyemitował dokument zatytułowany „Był sobie chłopiec”, a na ekranach kin pojawił się właśnie film inspirowany krakowską historią – „Czerwony pająk”.
Karol Kot z premedytacją dokonywał zarzucanych mu czynów, ale jego psychopatycznych skłonności nikt nie potrafił w porę odkryć, nie pozostawiał też po sobie śladów. Długo jeszcze nie zostałby schwytany, a zbrodnie trudno byłoby mu udowodnić, gdyby sam się do nich nie przyznał. Podczas przesłuchań i procesów ujawnił plany dotyczące kolejnych. Został skazany na karę śmierci w 1968 roku, w wieku 22 lat. Wokół jego osoby narosło wiele mitów jeszcze za jego życia.
Książka opowiadająca o tym okresie, w którym ze zwykłego chłopca przeistoczył się w bestię i zabił po raz pierwszy, nie mogłaby mieć bardziej adekwatnego do treści tytułu. Lolo to zdrobnienie od imienia Karol. Sympatyczne i przyjaźnie brzmiące, którym zwracano się do niego w domu i w szkole. Podkreśla fakt, który wciąż nas zaskakuje – psychopaci żyją nie wzbudzając podejrzeń, często są postrzegani jako mili, życzliwi ludzie, dobrzy sąsiedzi, ambitni uczniowie.
W ten właśnie sposób przedstawia go Marta Szreder – jako zwykłego chłopca borykającego się z problemami dorastania. Wprowadza nas w świat jego rodzinnego domu, szkolnych kolegów, zainteresowań, pierwszych doświadczeń z kobietą. Łaknący krwi czytelnik nie znajdzie jej na kartach powieści. Wystarczająco już napisano na ten temat w artykułach prasowych i internetowych, na portalach historycznych etc. W sieci znajdziemy zdjęcia uśmiechniętego chłopca o miłej twarzy i spojrzeniu budzącym sympatię. Na tym przede wszystkim koncentruje się autorka – na pokazaniu, że zło nie jest tak wyraźnie dostrzegalne, jak nam się wydaje, nie bierze się znikąd i nie jest też bezpiecznie odległe, ale wyrasta pośród ludzi.
Mimo że historia Karola Kota jest znana z mediów, książkę czyta się z zapartym tchem. Zwykłe życie nastolatka epoki PRL-u, stawiająca na stole talerz z bigosem mama, ojciec z gazetą w ręku, młodsza siostra, młodzieżowe kluby, kolejki do kina, wypady nad rzekę, podglądanie dziewczyn, ciuchy z komisu – cały klimat tamtych lat, wraz z atmosferą panującą w polskich domach i szkołach, autorka umiejętnie wykorzystała do stworzenia opowieści o życiu młodego człowieka, we wnętrzu którego wyrósł cień, który przykrył całe miasto. Właściwie największe napięcie podczas czytania budzi nie sam fakt, że od początku mamy świadomość kim jest bohater i co zrobi (we wstępie mamy zakończenie śledztwa), ale jego osobiste sprawy. Czytamy i trzymamy kciuki za jego maturę, za to, żeby koledzy przestali się z niego śmiać, złości nas niesprawiedliwość z jaką się spotyka i martwi miłosne rozczarowanie. Bohater momentami nawet budzi sympatię, bo w książce Karol to dla nas po prostu… Lolo.
Dziękujemy Wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego –
Redakcja