Tęskniłyście za Oskarem Bachoniem i jego humorystycznymi opowiadaniami? My bardzo! Nic takie nie poprawia humoru jak opowiadanie, które dopiero na końcu rozśmiesza do łez.
Oskar Bachoń „Chomiczek po katolicku”
– Oskar, zapuszczam włosy na wesele brata. Więc dzisiaj tylko kolor – ton głosu Anki był jakiś nieodgadniony.
– Brat się hajta? To super – próbowałem wyczuć kierunek emocji.
– Nawet mi nie mów. Wiesz, to tak chyba w życiu jest, że jak czegoś bardzo chcesz, a potem Ci się to przydarza, to jak już nadejdzie, to w wersji mega. Pawłowi, mojemu bratu, odpaliło na kościół jeszcze w liceum. Wiesz, oazy, odnowy w duchu świętym, szmery, bajery. Co laskę spotykał, to nic, tylko się modlili. Nasi starzy to byli kiedyś hippisi. Średnio znosili te Pawłowe modły, ale próbowali być tolerancyjni. Kiedyś przyprowadził taką gwiazdę. Aniela miała na imię. I ojciec przy niej piwo otworzył. To potem Pawłowi powiedziała, że nie mogą się spotykać, bo on się z niemoralnego domu wywodzi. Więc jak nam zapowiedział kolejnego anioła o imieniu Monika, to ojciec od rana przygotowywał bezpieczny zestaw pytań przy stole. Takie katolicko-ekologiczne small-talki. Matka dekolty pozasłaniała. Skromną strawę przygotowała.
– Oj, to nudy musiały być.
– Chyba z tego wszystkiego bym nudy wolała. No więc Monia weszła, a raczej wkroczyła. Omiotła stół wzrokiem i orzekła: jaja sobie robicie? Co to szpital, że tak jałowo? Na to co Paweł otoczył ją czułym ramieniem i mówi: Monia, jest piątek, post.
Popatrzyła na niego z mieszaniną czułościo-pogardy: Paweł kurna post srost, patrz na apostołów, takie chłopy na poście by tak nie wyrosły. Dobrze, już dobrze – zmieniła głos – mamy czas na przekonanie cię, że oni sobie antyczną siłkę zamiast modłów fundowali. Zresztą tobie też by się przydała. Możesz krzyż dźwigać, jak chcesz, tylko ustal z moim trenerem obciążenie.
Siedzieliśmy jak zamrożeni. Czegoś takiego w kategoriach “miłości Pawła” jeszcze nie widzieliśmy. To było tak jakby Dalajlama zjadł steka. Rzecz niemożliwa. Tymczasem Paweł wydawał się zahipnotyzowany: Monia to, Monia tamto. Ja w sumie też miałam o Monii myślenice, bo nijak nie mogłam połączyć jej osoby z Pawłową wizją czystości przedmałżeńskiej. Ale najlepsze miało nadejść. Bo tata jednak postanowił zacząć swój small-talk:
– A Ty Monika to lubisz zwierzęta?
– Nienawidzę. Jakbym miała chomika, to bym mu łeb ukręciła. Dzieci to srają pod siebie jak są małe, a taki kot to do końca życia.