„Wtedy. O powojennym Krakowie” – recenzja
Od zakończenia II wojny światowej minęło 70 lat. Coraz mniej jest ludzi, którzy potrafią nam o tym opowiedzieć z perspektywy naocznych świadków. Tylko oni mogą podzielić się wszystkim tym, co w literaturze stricte historycznej musi być pominięte – emocje, odczucia, tematy rozmów, odgłosy, smaki i zapachy codzienności, warunki życia, atmosfera spotkań towarzyskich, problemy i radości, niesamowita wola podniesienia się z ruin oraz odbudowy tego, co w sferze materialnej i duchowej zniszczyła wojna.
Dlatego tak ważne dla naszego rozumienia i pełniejszej wiedzy historycznej jest wydawanie ich wspomnień, biografii, dzienników. Jedną z takich książek jest „Wtedy. O powojennym Krakowie”, napisana przez Joannę Olczak-Ronikier.
„Byłam dzieckiem wojny i choć nie zaznałam szczególnych cierpień, widziałam na własne oczy świat, który uległ destrukcji.” – J. Olczak-Ronikier
Autorka to postać szczególna dla polskiej kultury: zdobywczyni Nagrody Literackiej „Nike” za wspomnienia „W ogrodzie pamięci”, współzałożycielka Piwnicy pod Baranami, kierownik literacki krakowskiego teatru Bagatela, scenarzystka, pisarka i córka pisarki, wnuczka znanego przed wojną warszawskiego wydawcy i współzałożyciela przedsiębiorstwa Ruch, Jakuba Mortkowicza, chrześnica Leopolda Staffa. Od dziecka ściśle związana z polskim środowiskiem literackim.
W wojennej zawierusze kilkuletnia Joasia zostaje oddzielona od mamy i babki. Odnaleziona zaraz po wojnie trafia wraz z nimi do Krakowa. Cały warszawski majątek przepadł, wydawnictwo, mieszkanie, wszystko. Schronienie znalazły w miejscu, które jest dziś zapomnianą legendą – w Domu Literatów przy ul. Krupniczej 22 w Krakowie. Stara, dziś zaniedbana kamienica, była w okresie powojennym wspólnym domem dla najwybitniejszych twórców polskiej literatury i sztuki. Mieszkali tam między innymi: Adam Ważyk, Tadeusz Peiper, Leon Kruczkowski, Jerzy Andrzejewski, Stanisław Dygat, Tadeusz Różewicz, Sławomir Mrożek, Stefan Kisielewski, Konstanty Ildefons Gałczyński, z którego córką blisko przyjaźniła się autorka, a także rodziny przedstawicieli środowiska inteligencko-artystycznego, dzieci i wdowy, np. żona Witkacego. To tylko niektóre z nazwisk. Wszyscy skupieni w jednym miejscu, mocno zaangażowani w odbudowę tak ważnej dla Polski literackiej sfery, którą okupant zepchnął do podziemia. To właśnie tam, pośród nich wszystkich, mała Joasia obserwuje odradzające się życie, choć już nie to samo co przed wojną. Ze spostrzegawczością tak charakterystyczną dla dzieci wyłapuje nastroje, fragmenty rozmów dorosłych, dostrzega to, co zapewne umknęłoby uwadze innych.
Myślę, że wspomnienia Pani Olczak-Ronikier będę równie cenne dla osób z zacięciem historycznym, jak i rozmiłowanych w literaturze pięknej, poszukujących okruchów życia tamtych czasów, bowiem w swej książce łączy zarówno informacje rzetelnie przedstawiające historyczne fakty, jak i dziecięce sentymenty.
Autorka posługuje się zachowaną przez jej rodzinę dokumentacją, na podstawie której z dużą precyzją odtwarza losy podnoszącego się po wojnie rodzinnego wydawnictwa i współpracę m.in. z Marią Dąbrowską i Antonim Słonimskim. Opisuje sytuację, w jakiej znalazły się domy wydawnicze i związani z nimi twórcy oraz drukarnie, gdy po zakończeniu okupacji hitlerowskiej ich pełną odbudowę udaremniło upaństwowienie i komunistyczna cenzura.
Uzmysłowi nam to, jak ważne dla zachowania tożsamości narodowej są sztuka i kultura. Dzięki niej spotkamy niesamowitych ludzi i odwiedzimy miejsca należące do minionej epoki.
Opowie nam o tym, jacy byli Gałczyński i Staff w bezpośrednim kontakcie, jak wyglądało życie w pierwszych latach po wielkiej wojnie, o lodach Luigi Olivo, pełnym skarbów sklepie u Mola i tajemniczym ogrodzie Menhoffera oraz o przyjacielu z dzieciństwa, Walerym Baderze. Porusza także niezwykle delikatną kwestię żydowską, która w dalszym ciągu wymaga pewnego rozliczenia.
Sięgając po tę książkę odbędziemy wycieczkę po powojennym Krakowie śladami polskich poetów, pisarzy i wydawców, stąpając po wybrukowanych uliczkach krok w krok z niesamowitą przewodniczką. Niektórych miejsc z tej trasy nie znajdziemy na liście atrakcji turystycznych. Istnieją już tylko we wspomnieniach, które spisała, tak samo jak poeci, którzy po śmierci żyją jedynie w swoich wierszach. Słowo pisane to czasami jedyny relikt przeszłości, a zarazem ten, który oddaje najwięcej istotnych szczegółów.
Iwona
Dziękujemy Wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza recenzyjnego –
Redakcja