Moja prawdziwa historia

17 września 2014, dodał: Redakcja
Artykuł zewnętrzny

Mój mały cud – Ania (nadesłała Agnieszka K.)

 

Mój mały cud. Tak o niej będę wciąż mówiła. Bo to rzeczywiście cud, że z nami jest. I ma już niemal osiem miesięcy, jest wesołym, pociesznym niemowlaczkiem. Ciąża przebiegała w miarę spokojnie, chodziłam na wszystkie badania, na każde usg.

Zdjęcie-0410

Każde badanie wychodziło znakomicie, a ja myślałam, ot, jak w każdej ciąży, nic takiego się nie dzieje. Każda kończy się szczęśliwie. Bo dlaczego miało być teraz inaczej? Urodziłam przecież wspaniałe, zdrowe dzieci. Dlatego nie przejmowałam się tym, że malutka nie płakała, jak już pojawiła się na tym świecie. Była taka spokojna, wciąż spała, była troszkę blada, sinawa, ale położna uznała, że dziecku jest po prostu zimno. Ja uwierzyłam, że tak jest, nie chciałam wyjść na przewrażliwioną matkę, których zapewne  jest wiele i przemilczałam.

Zdjęcie-0352(1)

 

Po trzech dniach wróciliśmy do domu. Odwiedziła nas położna, która uznała, że dziecko nie wygląda jak powinno, jest za chude. Przyznałam, że mała ciągle jest ospała i niewiele chce jeść. Pediatra dała skierowanie do szpitala. Tam okazało się, że saturacja jest za niska, wynosiła 95%. I wir badań, mówili że to może sepsa, jak mała traci na wadze i nie chce jeść, potem że płuca. Może zapalenie opon mózgowych? Potem usg, okazało się, że tętnica wątroby powiększona, już wtedy było wiadomo, że układ krążenia nie działa jak należy. Echo serca…wezwał mnie lekarz. Wiedziałam, że jak wzywa do siebie, to nie wróży nic dobrego. „Pani dziecko ma rzadką wadę serca, bez operacji nie przeżyje, czy wyraża pani zgodę na zabieg?” Oczywiście to też wiąże się z komplikacjami, ale przynajmniej ma szansę…”wyjaśniał, na czym polega ta wada, ale ja go już nie słuchałam..jak to, moja córka tak chora? Ale jak to?

2014-05-24 11.32.372014-05-10 06.29.21

 

Przecież tak się pilnowałam, chodziłam na badania, co przeoczyłam? Wzięłam się w garść, nawet nie płakałam. Spokojnie wyjaśniłam mężowi co dolega małej…płakał a ja nie. Następnego dnia około 12  godziny miała być przewieziona do innego szpitala na operację. W nocy się pogorszyło…spadała saturacja do 45%…siniała cała…ona umierała. Migiem intubacja, karetka i oiom. Tak szybko to się działo. Kiedy zobaczyłam ją na oddziale intensywnej opieki ogarnął mnie spokój. Leżała tam, pod maszynami, ale była taka spokojna, zaróżowiona nie sina. Pierwszy raz ją taką widziałam. Wiedziałam, że jest w dobrych rękach. Następnego dnia operacja, która trwała 11 godz. Musieli zatrzymać jej serduszko, operacja odbyła się za pomocą krążenia pozaustrojowego. Wtedy ogarnął mnie strach, i po raz pierwszy zapłakałam. Przestraszyłam się, że ją stracę. Mąż podtrzymywał na duchu, choć sam bardzo to przeżywał. Operacja udała się.

10462947_926623597363814_8922254874153754894_n

Potem miesiąc na oiom, mała nie chciała się dać odłączyć od respiratora, ale w końcu udało się. Była jeszcze tleno zależna, więc przewieziono ją do innego szpitala. Po kolejnym miesiącu wypisano ją i do teraz jest z nami w domu. Spotkałam się z lekarzem, który operował Anię. Powiedział, że to cud, że przeżyła te dwa tyg bez operacji, że dzieci z taką  rzadką wadą (całkowity nieprawidłowy spływ żył płucnych) operuje się na drugą dobę po porodzie. Większość dzieci nie dożywa. Jednym słowem miała bardzo dużo szczęścia i dużą wolę życia. Przypadek Ani był na tyle ciekawy, że kilka szpitali wiedziało niej, przychodnie również.

Teraz badania kontrolne serduszka nie wykazywały nieprawidłowości. Czeka nas długa rehabilitacja, branie lekarstw. Ale ważne że jest z nami. Że chciała żyć. Teraz patrzę na wszystko inaczej. Niewiele naprawdę trzeba, by to szczęście nam gdzieś uleciało. Szczęściem są nasze dzieci, nie wyobrażam sobie bez nich sensu życia.

(nadesłała Agnieszka K.)

 

Przyślij do nas swoją ciekawą historię, opublikujemy ją na łamach portalu! Czekamy na Wasze maile TUTAJ – koniecznie z dopiskiem Moja Historia.

 

historia