Polska scena muzyczna jest miejscem szczególnym, ale równocześnie miejscem niezwykle dziwnym. Otóż po jej deskach pewnie stąpają giganty wśród gwiazd i „starzy wyjadacze”, którym nic zarzucić nie można, bo ciągle zaskakują nas nowymi hitami, jednak nie bardzo mogą zadomowić się na niej osoby młode, świeże, pełne talentu. Ich gwiazdka zapala się i gaśnie niemal w jednym sezonie i pozostaje po nich jedynie głucha cisza. Ale równocześnie, gdzieś pośrodku estrady jest miejsce gwiazd, które błyszczeć nie przestały, tylko stanęły tak niefortunnie, że przestały je oświetlać reflektory, lub specjalnie usunęły się w cień opadającej kotary. Są też takie, którym scena muzyczna przestała wystarczać i zajęły się ocenianiem innych, stały się ekspertami i jurorami w programach telewizyjnych, reality show na wzór amerykańskich produkcji niskich lotów i prostej rozrywki.
Właśnie do takich gwiazd można zaliczyć Edytę Górniak. Wokalistkę o tak nieprzeciętnie pięknym głosie, że nie może zmieścić mi się w głowie, dlaczego jej kariera przestała się rozwijać, dlaczego artystka przestała nas zachwycać nowymi płytami i teledyskami, stając się obiektem plotek, spekulacji i ostrej krytyki. Pamiętam jak wiele, wiele lat temu, będąc w Warszawie na spektaklu „Metro” byłam strasznie zawiedziona, że trafiłam na drugi skład artystów. Mimo, że wyszłam zachwycona z plikiem oryginalnych autografów, kręciłam nosem z niezadowolenia. Kilka lat później okazało się, że mam autografy jednych z największych gwiazd, w tym tej jednej, która zaczęła lśnić i piąć się po drabinie kariery tak szybko, jakby nie wchodziła po szczeblach tylko płynęła na skrzydłach własnego talentu. Już wówczas młoda gwiazda zachwycała niesamowitym głosem i pięknym wyglądem. Niezwykle atrakcyjna, a przy tym słodka i niewinna niczym mała dziewczynka nawet w najbardziej prostych kreacjach wyglądała wdzięcznie i naturalnie. Nie musiała kreować się na gwiazdę, gdyż nawet wyglądając jak koleżanka z sąsiedztwa – błyszczała, budząc podziw i uznanie. Wraz z sukcesami przyszła większa elegancja i zmysłowość podkreślająca jej kobiecość, klasę i swoisty urok. Stała się gwiazdą światowego formatu, podobnie jak jej styl urzekający gustownością i kobiecością. Nazywana była pierwszą damą polskiej piosenki, była także diwą własnego wizerunku, gustu i stylu.
Dzisiaj, jako ekspert programu „Jak oni śpiewają” Edyta Górniak sili się na oryginalność. Pragnie błyszczeć, nie talentem lecz ignorancją, kpiącymi uwagami, skrzywionym nosem i obcesowością. I oczywiście stylizacjami, które mówiąc delikatnie są po prostu śmieszne i kiczowate. Jeżeli jest to sposób na bycie zauważoną, udaje jej się to znakomicie, lecz zamiast zachwycać – bawi, niczym klaun na arenie cyrkowej. Dziwaczne kolorowe peruki, ogromne oprawki okularów, przedziwne zestawienia i kombinacje strojów, które w sposób oczywisty są prowokacją, sprawiają, że zapominam o szacunku do jej talentu, a widzę jedynie pustą i zmanierowaną kobietę usiłującą pływać na powierzchni sławy. Lecz moim zdaniem Titanic Edyty Górniak już nabiera wody. Przykro patrzeć, na tak piękną kobietę, która ten atut maskuje wstrętnymi kostiumami. Dziwactwa kreacji, będące dziełem stylistów lub samej artystki, gdyż trudno znaleźć ziarnko prawdy w milionach plotek, sprawiają, że zamiast podziwiać niezwykłą atrakcyjność piosenkarki śmiejemy się pod nosem, oglądając przefasowanego pawia z dumnie uniesionym ogonem. Jej przerysowanie, sztuczność i koszmarny dobór stylizacji sprawiają, że z zażenowaniem zwracamy uwagę na jej coraz częstsze gafy, nie tylko słowne, ale i charakteryzacyjne. Coraz bardziej jestem skłonna przyznać rację tym, którzy twierdzą, że Edyta Górniak nie ma pomysłu na siebie, rzuca się więc w wir teatralnych przebieranek. I jeśli u innych podoba mi się odwaga i nawet duża dawka szaleństwa, tak tutaj wielorakość kompozycji, pomieszanie z poplątanym, kreacje od Potachontas po Whitney Houston rażą brakiem zdecydowania, zagubieniem, zupełnym brakiem własnego „ja”. Kobieta lubi zmienną być, jednak artystka nagina style, wybiera wciąż z innych szaf, jakby nie potrafiła dorosnąć i dokonać wyboru. W tym wszystkim gubi się jej uroda, niezła figura i szacunek, który miałam do niej jako artystki i kobiety. I jak tu wierzyć plotkom, że gwiazda jest bardzo przewrażliwiona na swoim punkcie, skoro nawet zwyczajna kobieta z prowincji nie potrafi się już zachwycać wizerunkiem i wciąż nowymi obliczami wokalistki. A może słuchając głosów ironicznie złośliwych krytyków można zgodzić się z opinią, że artystka wygląda teraz najkorzystniej w wersji toples i nie powinna wcale przerażać nas nieumiejętnym doborem odpowiedniego ubrania. Tylko, czy do tego potrzebny jest aż tak niepospolity talent muzyczny?
Bardzo bym chciała, by kaprysy i chimeryczność artystki obróciły się w kolejną platynową płytę, a nie w kolejne nagrody dla najgorzej ubranej gwiazdy polskiej estrady.
A tak bez przymrużenia oka, uważam, że piosenkarka mogłaby pozostać przy stylu prostym i eleganckim, ubierać zwyczajne, najprostsze nawet sukienki, jak już tylko sporadycznie miewa w zwyczaju, by wyglądać pięknie, kobieco i delikatnie. Klasycznej elegancji nie wolno zmieniać, podobnie jak melodii hymnu państwowego. I nie trzeba być wykształconą stylistką, aby o tym wiedzieć.
Dodała: Marta