Zmarnowany potencjał – recenzja filmu ,,Królowa Pustyni’’
Zwiastuny w swej krótkiej formie, choć trzeba przyznać, że ostatnio konsekwentnie wydłużanej, przekazują widzowi zarys fabuły filmów, których dotyczą. Na ich podstawie, widz poznaje charakter dzieła, czego skutkiem nierzadko jest podjęcie pozytywnej lub negatywnej decyzji o wybraniu się do kina. Jakże często po zakończeniu projekcji spotyka nas jednak rozczarowanie, zmieszane z gorzkim poczuciem bycia oszukanym. Trailer ,,Królowej pustyni’’ zapowiadał dynamiczny, pełen ekscytujących zwrotów akcji oraz pięknych zdjęć obraz, ze wzmagającą napięcie muzyką w tle. Spełniło się tylko jedno. Niestety…
Dramat biograficzny Wernera Herzoga pt. ,,Królowa pustyni’’ (2015) oparty jest na życiu Gertrudy Bell – brytyjskiej pisarki, podróżniczki, archeolog i doradczyni politycznej, której ukochanym miejscem na Ziemi, był Bliski Wschód. Na początku filmu, pierwszy raz słyszymy o niej w czasie dyskusji, prowadzonych w sceptycznie do niej nastawionym męskim gronie. Wyłania się z nich obraz silnej i niezwykle mądrej kobiety, która wie czego chce. Jest wyjątkowa, bo jej czynna i zawzięta postawa odróżnia się od biernego życia innych kobiet w tamtym okresie. Ukazana historia składa się z dwóch części – okresów życia Bell. Pierwsza część skupia się na miłości w otoczeniu spokojnej, egzotycznej natury, natomiast druga, bardziej dynamiczna, przedstawia wędrówki na pustynne, często niebezpieczne obszary. W rolę głównej bohaterki wcieliła się Nicole Kidman.
Gertruda, kierowana miłością do orientu i obrzydzeniem do nudnej ojczyzny, wyrusza do Teheranu. Tam poznaje Henry’ego Cadogana, z którym szybko zaczyna ją łączyć uczucie (w tej roli James Franco). Od tego momentu film zaczyna momentami przypominać mdłą telenowelę. Sceny miłosne ogląda się z trudem. Wzniosłe dialogi, które dopełnia usypiająca muzyka, sprawiają, że widz zaczyna się zastanawiać, o czym właściwie jest film, który właśnie ogląda. W swej roli niezwykle nijako wypadł James Franco, którego emocje wydają się sztuczne na ekranie. Nicole Kidman zagrała przyzwoicie, jednak nie pokazała niczego nowego. Kto oglądał filmy z udziałem tej aktorki, wie, że jej gra aktorska od zawsze polegała na gracji i subtelności. Tak było i w tym przypadku. Kreacja charakteru Gertrudy Bell, łudząco przypomina zagraną przez aktorkę rolę Grace Kelly, w filmie ,,Grace. Księżna Monako’’. Być może to scenariusz nie pozwolił wykazać się Kidman. W filmie wystąpili także m.in. Robert Pattinson, Damian Lewis, Jenny Agutter.
Montaż filmu jest irytujący. Cały film przeplatają się ze sobą sceny z życia Gertrudy, ze scenami niczym z ,,Boso przez świat’’, pokazującymi życie Beduinów. Dopełnia je usypiająca arabska muzyka. Do tego dochodzą jeszcze wewnętrzne przemyślenia głównej bohaterki, która interesuje się poezją. Górnolotne sentencje męczą widza od samego początku obrazu.
Po nużącej pierwszej połowie, film nieco ratuje druga – ciekawsza, z żywymi dialogami i pełna pięknych, pustynnych krajobrazów (zdjęcia naprawdę robią wrażenie). Ciągnie się jednak niemiłosiernie. Można odnieść wrażenie, że pustynny piach który widzieliśmy przez połowę filmu na ekranie, dostał się do naszych oczu i dlatego się przymykają. Jak na ‘’film o kobiecie, która zmieniła bieg historii’’, obraz Herzoga jest boleśnie rozczarowujący i ginie wśród podobnych produkcji…
https://www.youtube.com/watch?v=Stacvv4VK1A